sobota, 2 listopada 2013

Diagnoza

No proszę. Choruję na to.


Jestem samotna, ale nigdy sama. Budzi mnie szarpanie, jestem ciągnięta, przesuwana, popychana, deptana. Nie wolno się bronić, bo nazwą mnie potworem, co z ciebie za matka, co z ciebie za człowiek. Idź do kościoła to ci głupie myśli wywietrzeją z głowy. Ciesz się, że dzieci masz zdrowe. Ty jestes nieważna, twoje życie już się skończyło, waruj i służ, jak twoja matka, babka i pokolenia niewolnic przed nimi. Na twoje własne życzenie, pamiętasz? Jak sobie pościelesz tak się wyśpisz. Co z tobą nie tak, wariatko? Jesteś beznadziejna. Obiad wreszcie zrób.

A co podać na obiad, najmilsi? Może to? :



Edit: dorzucam cycat z "The Bell Jar", na który właśnie się natknęłam i który tak tu pasuje, że aż gorzko śmiechłam.

"And I knew that in spite of all the roses and kisses and restaurant dinners a man showered on a woman before he married her, what he secretly wanted when the wedding service ended was for her to flatten out underneath his feet like Mrs. Willard's kitchen mat...I also remembered Buddy Willard saying in a sinister, knowing way that after I had children I would feel differently, I wouldn't want to write poems any more. So I began to think maybe it was true that when you were married and had children it was like being brainwashed, and afterward you went about numb as a slave in some private, totalitarian state.” 
― Sylvia Plath, The Bell Jar

piątek, 1 listopada 2013

Bez tytułu

Życie bywa przykre i trudne, czasem tak przykre, że nie da się nawet czytać, ale na szczęście są seriale.

Wessało mnie to (btw, znakomity fanmade trailer ;) ):



Musiałam się przyjrzeć temu arcydziełu, po tym, jak po emisji ostatniego odcinka, żałoba na fejsie trwała trzy dni.
Jakby ktoś jeszcze nie wiedział co to - jest to opowieść o tym jak ciężkie jest życie producenta metamfetaminy :D
Jestem w połowie drugiej serii i bardzo źle życzę żonie głównego bohatera bo strasznie mnie wnerwia.


środa, 30 października 2013

Halloween

All Hallows' Eve czyli coś podobnego do słowiańskich Dziadów. Nowa świecka tradycja, która zaczyna się mościć w polskiej rzeczywistości. A ja zaczynam to odczuwać ;)

Najpierw Ania przyszła któregoś dnia z przedszkola i zażądała kostiumu tygrysa. Na Bal Halloween. Najprościej byłoby coś kupić, ale raz, że nie ma pieniędzy, dwa, nie ma wyboru. Za oceanem, w helołinowym sezonie, mozna wybierać i przebierać, u nas jeszcze pustki a to co jest, kosztuje majątek. Zaczęłam więc kombinować - może jednak coś innego, dziecinko? Może biedronka, jak w zeszłym roku? Może wróżka? Aniołek? Nie, mamusiu, ma być tygrys.
Zawołałam na fejsie i z pomocą przyszła życzliwa koleżanka :) Pożyczyła nam tygrysie akcesoria - opaskę z uszami, ogon na gumce i rozkoszną kokardkę na szyję, w tygrysi wzorek.

Zuza natomiast zgłosiła zapotrzebowanie na lampion z dyni. Do szkoły, na konkurs.
Mąż zakupił niedużą dyńkę. Następnie zagłębił się w internetowych poradnikach wycinania dyń, żeby dobrze się przygotować na to wyzwanie. Ja z kolei uznałam, że wycięcie gęby na warzywie to nie jest coś, co wymaga wielogodzinnych czynności przygotowawczych, złapałam marker, narysowałam co trzeba, pokazałam palcem gdzie i co wyciąć i już.

Wczoraj, ciemną nocą, przetworzyliśmy dynię na nasz debiutancki  lampion z wyszczerzoną mordą ;) Oboje świetnie się przy tym bawiliśmy. Najgorsze było wydłubywanie flaków ze środka, fuj ;)
Mąż upierał się używać wielkiego rzeźnickiego noża ;) O dziwo, poradził sobie bardzo dobrze.



Wstawiliśmy świeczkę, zgasiliśmy światło i...


Oboje westchnęlismy z zachwytu i samozadowolenia ;) Wygląda na to, że się udało ;) Nieźle, jak na pierwszy raz.
Dziś muszę wyprodukować kilka pająków z czarnego papieru i przykleić na wierzchu, żeby, jak to ujeła Zu, "było straszniej" ;)



wtorek, 29 października 2013

Budzę się rano a tu

... nowy Justin na fejsbuku. Loff loff.



Ja bym nie była taka niemiła jak ta pani :D Ale pani jest wnuczką Elvisa, wolno jej.

Ten niezręczny moment...

...kiedy nie śpisz od 2.30 rano, rozważając w ciszy i ciemności wszystko, co w twoim życiu poszło nie tak.

poniedziałek, 28 października 2013

Droga ze szkoły

 Najpierw czekamy na siostrę, ganiając po szkolnych schodach.


Potem do domu. Przez pola i błota.



 Każdy starszak (dziś odebrałam troje) chce prowadzić Matju. Matju nie oponuje, albowiem jest bardzo towarzyski.



 Za każdym razem kiedy tamtędy idziemy, zadziwia mnie zdolność dzieci do wynajdowania nawet najmniejszych zbiorników wodno-błotnych. Jeśli na całym, wielkim, z pozoru suchym polu jest jedna, jedyna malutka kałuża, oni ją nieomylnie znajdą i się w niej wyświnią. Pod koniec tego spaceru wyglądali jak stado bardzo nieporządnych prosiąt.

Święta pochodnia ognia sprawiedliwości

Nie wiem co powiedzieć, to trzeba zobaczyć :D :D :D
Aż mam chęć zadzwonić do Wróżbity Davida, nie wiem czy uzdrowiłby moje życie, ale na pewno uzdrowił mój dobry humor :D
Płaczę...



A tutaj dzwoni pan, który ma totalnie przegwizdane w życiu...
:D



Wróżbita David jest, jak widac w TYM LINKU, człowiekiem wielu talentów! :D
Najbardziej śmieszy mnie, że ludzie wierzą i płacą sporą kasę ;)

niedziela, 27 października 2013

.

Ostatnio coraz częściej się zdarza, że ktoś łapie za klamkę naszych drzwi wejściowych i próbuje je otworzyć. Kiedy wyglądam na klatkę schodową, słyszę tylko tupot kroków i zatrzaskujące się gdzieś drzwi.
Przed chwilą ktoś zadzwonił dzwonkiem. Zmartwiałam, bo Mateusz śpi i zlękłam się, że się obudzi. Wyjrzałam. Znowu kroki i zatrzaskujące się drzwi, ale tym razem byłam na tyle szybka, żeby zlokalizować źródło dźwięku - to drzwi sąsiadów z góry, z mieszkania nad nami. Dedukuję, że autorką złosliwości jest ich dziesięcioletnia córka, która już wcześniej prześladowała Zuzę na placu zabaw (między innymi zabierając jej telefon).
Powinnam była pójść od razu na górę i cos powiedzieć. Nie poszłam. Bo jestem tak wściekła, że nie panuję nad sobą zupełnie i obawiam się gwałtownej eskalacji złości oraz wzajemnych pretensji. Obawiam się, że od słów mogłabym przejść do czynów i nastrzelać po bezczelnej gębie durną gówniarę albo jej rodziców. A to skończyłoby się źle nie dla niej tylko dla mnie.

Coraz częściej wydaje mi się, że życie rozłazi się w szwach. Rozpada się na kawałki, a obraz, jaki z tych kawałków się wyłania, nie jest optymistyczny.
Jedno jest pewne - mam ciężką alergię na ludzi. I nienawidzę mieszkania w bloku. Nienawidzę. Czuję się klaustrofobicznie, chora i zaduszona.