sobota, 30 kwietnia 2011

Fatalne zauroczenie

Dzisiejsza rundka po komisach samochodowych była umiarkowanie owocna i bardzo wyczerpująca.
Moje serce zostało w pewnym komisie na Okęciu, przyklejone na mur do czarnej, przepięknej Alfy Romeo 156, 1.8l, 144 KM. Niemłodej wprawdzie, ale dzięki temu atrakcyjnej cenowo ;) I całkiem dobrze utrzymanej. Aaaaa. Oczywiście szanse na zakup są niewielkie, z przyczyn bardzo prozaicznych - kupując Alfę należałoby mieć własny warsztat, bo psujne są strasznie... Mąż nie zdurnieje do tego stopnia, chociaż i jemu oko błysnęło.
Ja natomiast jestem zakochana i nie chciałam wysiadać, trzymałam kurczowo kierownicę i piszczałam jak nastolatka na koncercie Biebera. Kiedy małżonek zaczął mi podtykać do oglądania Fiaty i Renaulty, jedynie warczałam cicho i strzelałam focha ;)

Jako, że Najlepszy z Mężów chory, zmęczony i nieco słaby, w drodze powrotnej zasiadłam za kierownicą. Po raz pierwszy w życiu oficjalnie.
Jeszcze mi się ręce i nogi trzęsą lekko, albowiem woziliśmy się samochodem teścia, z tyłu obie panny, czułam na sobie ciężar odpowiedzialności. Jednakowoż wszyscy żyją, samochód też.

czwartek, 28 kwietnia 2011

Słucham

Czy tylko mnie Dave (+ dwie gitary, moja prywatna miniekstaza) kroi serce na plasterki? "I'd do for you... anything...". Auć :/
Czemu ja to sobie robię :/

Małżonek powiedział...

Przebieram się w łazience, Najlepszy z Mężów przygląda się badawczo mojemu brzuchowi. W końcu mówi:
"Kochanie, brakuje ci spodni w paski i skórzanego pasa".
Ja: "Hę?"
On: "I byś wyglądała zupełnie jak Obeliks..."
;)))

A potem się ludzie dziwią, że kobiety w ciąży są kapryśne i wybuchowe :P

środa, 27 kwietnia 2011

Wiersz, który do serca mego przemówił

Szkoda, że w szkole takie perełki pomija się milczeniem ;)

W oryginale jest "skurwysyndykat" ale reszta się zgadza ;)

Jakby kto chciał zgłębiać zaułki polskiej poezji to można na przykład o, tutaj :) I tutaj :)
LOL

A ja rosnę i rosnę

Brzuchatka, 25tc.
Wewnętrzne życie wierzgało całą noc, ja nie bardzo mogłam spać, małżonek też wstawał, dzieci popłakiwały... Pełnia czy co?
Jestem coraz cięższa i coraz bardziej zasapana, ale walczę z tym dzielnie. Trochę zaburzeń w codziennej rutynie wywołały święta i nadmiar ciast ;) Na szczęście nie dałam się ponieść nałogowi hurtowej produkcji słodkości i bardzo dobrze, bo wszyscy wyglądalibyśmy już jak wieloryby.

Normalne ubrania robią się stanowczo za ciasne. Niedługo będę miała też trudności ze schylaniem, jakie to szczęście, że robi się ciepło i będzie można chodzić w klapkach. Wiązanie/zapinanie butów w zaawansowanej ciąży to sport ekstremalny. Poproszę kiedyś małżonka, żeby taką akcję udokumentował fotograficznie, niech inni też się pośmieją ;)

wtorek, 26 kwietnia 2011

Zaraza

Ciśnienie nieco mi spadło, kły jadowe się schowały i mogę myśleć w miarę normalnie.

Zuzia czuje się lepiej, dziś nie potrzebowała już leków na zbicie gorączki. Za to wirus przeniósł się na Anię, mała ma biegunkę, już robi się cieplutka, prycha, kicha i marudzi. Ratunku. Obawiam się że mnie i małżonka wkrótce czeka to samo, cóż za oszałamiająco atrakcyjna perspektywa na majowy weekend.

Właśnie się dowiedziałam, że w urzędzie czeka na mnie moje świeżutkie prawo jazdy :) Wyprawę po nie trzeba opracować logistycznie, mam nadzieję, że uda mi się odebrać je do końca tygodnia.
Jesteśmy na etapie oglądania aut - zaczęliśmy od Nissana Micry, potem śliniłam się do Hondy HR-V, Civica, a teraz obmacuję oczami Nissana Almerę :) Odmawiam natomiast patrzenia na francuskie samochody, o co to, to nie.
A i tak, jak znam życie, po obejrzeniu wszystkich śliczności, wyląduję w jakimś Fiacie ;)

Tego sobie dziś słucham na poprawę nadwątlonych sił. Uwielbiam Pitbulla za ten uroczy uśmieszek kretyna-psychopaty ;P

Szklany klosz

"Dla człowieka siedzącego pod szklanym kloszem, znieczulonego na wszystko, zatrzymanego w rozwoju jak embrion w spirytusie, całe życie jest jednym wielkim, złym snem."

Sylvia Plath "Szklany klosz"

Noc sklecona z koszmarów, przeplatanych atakami paniki. Dusiłam się, szkoda, że mało skutecznie. Na kilka minut przestałam widzieć, to już drugi raz doświadczam takiej atrakcji, ciekawe co to może być.
Dziś też się duszę. Nienawiścią do całego świata, ślepą furią i chęcią mordobicia.

poniedziałek, 25 kwietnia 2011

Przepis na bezradność

3/4 dnia przeleżane w łóżku, z czego 2/3 przepłakane. 4/5 z żalu i upokorzenia a 1/5 z bezsilnej złości.

Połowa za nami

Zuzia czuje się nieco lepiej. Przetrwaliśmy połowę świąt, jakoś przetrzymamy i drugą. Oby do jutra.
Wprawdzie chodzę tak wściekła na siebie, że nie wiem, czy jutra doczekam, może zejdę na zawał. To by rozwiązało parę problemów, przestałabym się męczyć.

Na poprawę humoru - oto co Zu przyniosła przed świętami z przedszkola.
To jest plastelinowa syrenka... Te dwa jaja, które ma przyklejone do odwłoka to jest, khem khem, biustonosz. W pojęciu Zuzi (utwierdzonym na granit przez oglądanie "Barbie w Syrenkolandii") biustonosz jest nieodzownym elementem ciała syrenki, co najmniej tak jak ogon.

To natomiast jest świąteczny kurczaczek. Tutaj nie ma żadnych dziwnych elementów ;)

A to sama artystka :) Chętnie pomaga mamie wyjmować sztućce ze zmywarki i układać w szufladzie :)



niedziela, 24 kwietnia 2011

Nie może być normalnie

Jakże by mogło być normalnie i spokojnie. Abominacja.
Zuzia jest chora, ma gorączkę i biegunkę. Zaczyna brakować czystych łóżek. Oprócz tego Zu narzeka na ból ucha i gardła.
Dobrze, że Ania śpi jak zabita, przynajmniej ona wygląda na w miarę zdrową. Jednak nie chwalmy dnia przed zachodem (a nawet wschodem) słońca, wszystko jeszcze przed nami.
Oczywiście w święta przychodnie są pozamykane, lekarze nie jeżdżą, a jak ktoś ma duży problem to se może pojechac na ostry dyżur, posiedzieć kilka godzin z chorym dzieckiem w kolejce po to, żeby zostac opier***onym przez lekarza (wkurzonego, że zamiast siedzieć za stołem i wpier****ć jajka musi się jakimiś chorymi zajmować).
K***a, jak ja nie znoszę świąt.