Moje serce zostało w pewnym komisie na Okęciu, przyklejone na mur do czarnej, przepięknej Alfy Romeo 156, 1.8l, 144 KM. Niemłodej wprawdzie, ale dzięki temu atrakcyjnej cenowo ;) I całkiem dobrze utrzymanej. Aaaaa. Oczywiście szanse na zakup są niewielkie, z przyczyn bardzo prozaicznych - kupując Alfę należałoby mieć własny warsztat, bo psujne są strasznie... Mąż nie zdurnieje do tego stopnia, chociaż i jemu oko błysnęło.
Ja natomiast jestem zakochana i nie chciałam wysiadać, trzymałam kurczowo kierownicę i piszczałam jak nastolatka na koncercie Biebera. Kiedy małżonek zaczął mi podtykać do oglądania Fiaty i Renaulty, jedynie warczałam cicho i strzelałam focha ;)
Jako, że Najlepszy z Mężów chory, zmęczony i nieco słaby, w drodze powrotnej zasiadłam za kierownicą. Po raz pierwszy w życiu oficjalnie.
Jeszcze mi się ręce i nogi trzęsą lekko, albowiem woziliśmy się samochodem teścia, z tyłu obie panny, czułam na sobie ciężar odpowiedzialności. Jednakowoż wszyscy żyją, samochód też.