poniedziałek, 12 października 2009

Zmierzch (Twilight) - Stephenie Meyer

Z dedykacja dla Cioci Kajki ;)

Zastanawiam się co takiego jest w tej książce, że złapała mnie za gardło i trzymała do ostatniej strony? Mimo schematyczności fabuły, niekonsekwencji, luk i zgrzytów, płaskich postaci (marysuizm że hej), drętwych i zagmatwanych dialogów, przesadnych opisów, ocierających się o kicz i grafomanię. To nie jest dobra literatura, i chyba nawet nie średnia (chociaż może... kiepski ze mnie specjalista więc nie podejmuję się ocenić :). Co takiego daje ta książka, że ludzie to kupują i chłoną z zapartym tchem?

Krytycy zarzucają jej brak głębszych emocji ale ja się z tym nie zgadzam – wg mnie to jest własnie jedna z mocnych stron Zmierzchu. Obfitośc, wręcz nadmiar emocji. Może odbieram to tak bo sama (mimo wieku) jestem zbyt egzaltowana, reaguję przesadnie, za bardzo cierpię, za bardzo się cieszę... Ale kiedy czytałam fragmenty opisujące ból głównej bohaterki po odejściu ukochanego, czułam, że czytam o sobie, bo ja znam ten ból... Ponad dziesięć lat temu czułam to samo. Opisywałabym to tymi samymi słowami. Może dlatego dostrzegam w tym autentyzm, którego inni nie widzą? Co za banał :) Ale tak już jest – życie jest, o zgrozo, banalne :)

Ta książka to dla mnie mieszanka “Romea i Julii”, Wichrowych wzgórz (jednej z dwóch najbardziej przesyconych emocjami książek które znam) I Krystyny córki Lavransa (druga z dwóch najbardziej przesyconych emocjami książek które znam).

Co jeszcze? Jakie potrzeby zaspokaja Zmierzch? IMO stanowi khatarsis. Pozwala przeżyć to, czego nigdy nie doświadczymy w realnym życiu i to z happy endem. Eskapism. Potrzeba ucieczki. Spełnienie wszelkich marzeń – oto zwykła dziewczyna, z którą może się utożsamić każda niemal nastolatka, otrzymuje miłośc - niepowstrzymaną, wierną, wszechogarniającą, przepotężną. Jej wybranek, chociaż wampir, jest idealny – bosko piękny, w słońcu błyszczy (to urocze IMO), silny, nie starzeje się. A przymioty ciała ida w parze z przymiotami ducha – Edward nawet kiedy polował na ludzi, wybierał tylko przestępców ;) Oczywiście jest bogaty, pieknie ubrany, ma uroczą i kochającą wampirzą rodzinę, wszyscy oczywiście niemal nieskalani. Jest wierny, oddany, w odpowiednich proporcjach czuły i agresywny, no po prostu ideał, o którym marzy jeśli nie każda nastolatka to przynajmniej co druga.

Pewnie wg krytyków powieśc znacznie by zyskała, gdyby po drodze wytłuc połowę bohaterów, w tym przynajmniej jedno z głównej pary... Ale ja nie tego szukam. Potrzebuję happy endu, czytając przyswajam emocje, nawet w formie kiczu. Pod koniec potrzebuję się od nich uwolnić i to właśnie najlepiej w takiej formie.

I co z tego że to grafomania? Jeśli mi się podoba – czytam.

Co mnie trzymało w tej książce? Czemu mnie tak zafascynowała? Element fantastyczny (wampiry)? Ale przeciez Wampirzych Kronik Anne Rice nie zdzierżyłam... Nudne były. Naiwny, prosty, ożywczy romans? Kurcze, ale od powieści, dajmy na to, Grocholi odrzuca mnie na kilometr... Harlequinów tez nie czytam.

W Zmierzchu nie przeszkadzała mi ani egzaltacja ani naiwność, ani potworkowate zdania.

Jednak pamiętajcie, że piszę to ja, kobieta, która nie odróżnia wiekszości aktorów po twarzach, identyfikując jedynie postacie filmowe :) Oznacza to, że jesli widziałam aktora w filmie to zapewne nie rozpoznam go w innym filmie :) Szczytowym moim osiągnięciem w tej dziedzinie była nieumiejętnośc rozpoznania agenta Smitha z Matrixa jako Elronda z WP :) Byłam zdruzgotana, kiedy małżonek, zarykując sie śmiechem, tłumaczył mi, że tak, kochanie, to ten sam aktor :) Zawieszenie niewiary przychodzi mi niesłychanie łatwo, czasem odnoszę wrażenie że trudniej mi zaakceptowac rzeczywistośc ;)

Tak jak nieważna jest dla mnie twarz aktora tak bywaja nieważne i niedoskonałości książek – uszczerbki fabuły czy niezręcznośc języka.Ja chcę PRZEŻYWAĆ, odczuwać a nie rozważać I rozkoszować się detalami (przynajmniej nie zawsze;). A odpowiednią ilość najprostszych uczuć ta książka dostarcza bez problemu.

Może to literatura dla ludzi z pewnym... deficytem emocjonalnym?

Poza tym to książka ociekająca zmysłowym napięciem, ale bez grama seksu. Mistrzostwo świata ;)

Czytam recenzje Zmierzchu I porykuję ze śmiechu :) Pastwią się nad nim bez litości głównie panowie. Najbardziej rozbroił mnie tekst że nudne: Bella robi sniadanie, Bella siedzi w szkole bla bla bla i nic sie nie dzieje, reality show przeniesione na karty książki. Ów recenzent dorzucił też, że nastolatki w szkole nie takie odjechane jak powinny być... Ech ludziska. Doczytał taki do dziesiątej strony I skoro nikt nikomu jeszcze nie upitolił łba to znaczy że nudne ;) A ja znam na przykład osoby, które nie czytują Kinga, bo nie są w stanie przebrnąć przez długaśne opisy małomiasteczkowego życia, którymi Król obficie krasi swe horrory, coby późniejsza groza wydobyła głębsze emocje, na zasadzie kontrastu. I u Meyer mamy emocje (tak tak...) tylko innego rodzaju, takie, których Prawdziwi Mężczyźni w książkach nie szukają ;) Jeśli jesteś maczem ;) to nie czytaj...