sobota, 17 marca 2012

Różnica

Zakupy z jednym dzieckiem vs zakupy z trójką dzieci... Czy muszę dodawać, że różnica jest dramatyczna?
Dziś, dzięki uprzejmości Teściowej, udało się nam wyskoczyć do sklepu tylko z Matju. Przypomniałam sobie, że cotygodniowe zakupy mogą stanowić prawie przyjemność, a w każdym razie nie muszą być gehenną, po przejściu której człowiek marzy o natychmiastowej sterylizacji.


Odliczam godziny do wieczora, kiedy Młody pójdzie spać i przestanie terroryzować wszystkich krzykiem. Och, czego to ja nie zrobię! Posprzątam, popłacę rachunki, uprasuję, upiorę... Cóż, tak naprawdę, pewnie obejrzę ostatni odcinek Dextera i pójdę spać. Bo tak najlepiej wytraca się czas, czekając. A ja czekam. Na lepsze dni.
Matt, jak widać, wreszcie czuje się lepiej i oby ten trend się utrzymał.

Dziś dzień Św. Patryka :) Stawiam wszystkim piffko :P

piątek, 16 marca 2012

czwartek, 15 marca 2012

Nie szata zdobi człowieka

Tak mówią, ale co oni tam wiedzą... Jednym z elementów autoterapii przeciwdepresyjnej jest dbanie o wygląd. Nie żeby zaraz kostium i szpilki, ale staram się porzucić imidż a' la bezdomny z Dworca Centralnego. Na tyle, żeby nie zmamusieć do końca i nie czuć obrzydzenia do siebie przy każdym spojrzeniu w lustro. Jednak nawet w tak prostej, zdawałoby się, sprawie, matka niemowlęcia napotyka trudności obiektywne :)
Na przykład dziś. Odziewam się przyzwoicie, przeglądam z aprobatą w lustrze i podążam do piszczących obowiązków. Chory Matju jest niekompatybilny z zabawkami i wymaga nieustannego noszenia (nie dziwię się, kiedy jestem chora, też chciałabym, żeby mnie ktoś przytulił i na rączkach ponosił ;) ). Zarzucam więc gremlina na plecy, nagle słyszę "blurp!" i między łopatkami ląduje mi obfity, marchewkowożółty bluzg. Auć, moja śliczna, nowa bluzka... No nic, wzdycham, kładę sprawcę na łóżku, przebieram się, galopuję do łazienki sprać plamę (jak wszystkie matki wiedzą, ta cholerna marchewka jest wyjątkowo jadowita i lubi zostawać na odzieży na wieki wieków). Wracam, zarzucam gremlina na plecy i... "blurp!". Znowu...
Wzdycham, przebieram się, piorę. Wracam, zarzucam gremlina na plecy i... "blurp!". Nie wiem czy mam się śmiać czy płakać. Przebieram się i tak dalej...
Wracam, zarzucam gremlina na plecy i... tak, zgadliście. "Blurp!".
Poddaję się, wyciągam z szafy stary, popruty, rozciągnięty, sprany i o trzy rozmiary za duży t-shirt. Niech sobie Młody blurpa ile chce.
Młody oczywiście tego nie robi :P Ale wiem, że tylko czeka, aż przebiorę się w coś lepszego :P
Cichy apel do wszystkich, którzy mamę domową utożsamiają z rozczochranym stworem w poplamionym dresie -  no naprawdę, uwierzcie, czasem inaczej się NIE DA.

A tu proszę, mój kolejny ukochany kawałek :) Lubię sobie poszlochać przy Rubiku :)



I, jakżeby inaczej, kropelka sieciowej mądrości:

TRUE!!!! ;P

środa, 14 marca 2012

Jeszcze żyjemy...

... ale co to za życie. Matju nadal chory, dusi się, nie je i słabo śpi, biedny mój synek. Przez ostatnie trzy dni spałam może z sześć godzin, z trudem trzymam pion. Mały zdaje się ważyć dwa razy więcej niż zwykle :) Nosząc go w kółko po mieszkaniu muszę szczególnie uważać na drzwi, bo mam tendencję do obijania się o framugi, co z dzieckiem w nosidle może skończyć się niefortunnie :)
Brak mi cierpliwości do dziewczynek, wczoraj wieczorem opadły mnie jak szarańcza, w ciągu niecałych 10 minut usłyszałam "mamoooo" 15 razy, specjalnie liczyłam :) Żal mi ich, ale nie mam nawet siły się starać, zostawiam ten problem Małżonkowi. Ciszy, spokoju, snu, błagam... Bilet na Malediwy w jedną stronę poproszę :) Najlepiej do hotelu dla singli ;)

PS. Ponoć od zamknięcia w domu można zwariować. U mnie chyba ten proces właśnie się rozpoczął.

poniedziałek, 12 marca 2012

Zonk

Kataklizm. Katastrofa. Apokalipsa. Bordello bum bum. Innymi słowy - niemowlę plus katar. A było tak pięknie...
Mat zachorował. Główne objawy to gorączka i paskudny, gęsty, bakteryjny katar. I płacz. Młody nie może spać ani jeść, dusi się, wymiotuje. Dziś w nocy spaliśmy może ze trzy godzinki na raty. W ciągu dnia - trzy razy po mniej więcej dwadzieścia minut, w pozycji pionowej, rzecz jasna. Czyli w nosidle na mamie. Mama znowu ma siniaki na czole, bo nie trafia w drzwi ;) a pod oczami cienie, którym nie daje już rady żaden makeup.
Tydzień upojnych rozrywek uznaję za rozpoczęty.

Tak spędziliśmy dzień dzisiejszy, błąkając się po mieszkaniu.


Jak to było? "Jestem kwiatem lotosu na błękitnej tafli jeziora...".

O. Właśnie tak. No.
:)

Święto na dziś

Dzisiaj Międzynarodowy Dzień Drzemki w Pracy ;)
Co za szczęście, że pracuję w domu, zamierzam sobie poświętować ;)

niedziela, 11 marca 2012

Pytanie

Zagadnienie egzystencjalne, level - kura domowa.
Jak żyć, nie myśląc o przyszłości? Czy tak w ogóle się da? Bo samo słowo "przyszłość" przyprawia mnie nieomal o spazmy.