piątek, 16 maja 2014

Chlup chlup

Leje. Ale mnie z tym dobrze. W domu kojaca pustka i cichość, która potrwa do popołudnia. 
Kawa, cisza i trochę nieabsorbującej pracy = spokój ducha :)


Jedyna właściwa muzyka na taki dzień to oczywiście mój ukochany od zawsze Clannad.



Poniższy klip ma  bonus w postaci ślicznej ilustracji Teda Nasmitha "Luthien tańcząca", na którą mogę patrzeć długo i bez znudzenia :)



A to sobie śpiewam przy sprzątaniu:



I dobrze jest :)

czwartek, 15 maja 2014

Co ty robisz przez cały dzień?

Koleżanka wrzuciła mi TEN OTO ARTYKUŁ, napisany przez domowego tatę trojga dzieci :)
Kiedyś był jednym z panów, którzy wracali do domu z pracy i zastanawiali się co też ta żona robi cały dzień, dzieci w piżamach, w domu syf i nie ma obiadu. A potem żona poszła do pracy, on został w domu i już nie zadaje durnych pytań. ;)

Ja już nie mam tak ciężko, bo zazwyczaj jestem w domu z tylko jednym dzieckiem. Chociaż to jedno dziecko ma więcej temperamentu niż dwie pozostałe miały kiedykolwiek ;) Czasem jest lepiej, czasem gorzej. Sa takie dni, że kiedy Mąż wraca z pracy wieczorem, od razu na wstępie pyta czy mam ochotę na wino/piwo, bo wyglądam jakbym tego potrzebowała ;) Są i takie dni, kiedy wiekszość prac domowych jest zrobiona, a ja piekę ciasteczka i gotuję obiadokolacje z dwóch dań ;) Ale, żeby nie było wątpliwości, nie zdarza się to często.

Każdy radzi sobie w takiej sytuacji inaczej. Jeden oleje sprzątanie i będzie układał z dzieckiem klocki i chodził na spacery. Inny będzie walczył o czystość w domu i gorący obiad. A ktoś zleje wszystko i usiądzie na kanapie przed telewizorem, przeczekując dzień godzina po godzinie i modląc się o szybki powrót współmałżonka (tak, zdarza mi się).
Mało kto zdaje sobie sprawę, że trudność sytuacji nie polega na podołaniu jakiemuś bardzo skomplikowanym wyzwaniu. To rzeczywiście nie jest tak wymagające intelektualnie jak ogarnięcie dużego projektu w pracy.
Trudność domowania z dziećmi wynika z konieczności poradzenia sobie (w określony sposób) z niekończącą się serią małych problemów; pokonywania nieustannego oporu, w którym dzieci są mistrzami. Dla mnie życie z małymi dziećmi to jak pływanie w kisielu. Każdy ruch jest okupiony nieludzkim wysiłkiem.
Praca zawodowa JEST stresująca i wyczerpująca ale w zupełnie inny sposób. Twój szef nie rzuca się na ciebie z pięściami, nie musisz podnosić go z chodnika i ciągnąc za rękę do sklepu, sprzątać jego wydalin oraz wydzielin a kiedy siedzisz na sedesie, nie pakuje ci się na kolana, wyrywając przy tym włosy. I tak dalej.

Przedwczoraj musiałam wybrać się na spotkanie z logopedą. Spotkanie mialo się odbyć o 11.00, w miejscu odległym od mojego domu o 10 minut spacerkiem.
Przygotowania do wyjścia musiałam zacząć PÓŁTOREJ GODZINY wcześniej... Łapanie wrzeszczącego Matju, ubieranie go, potem ponowne łapanie i ubieranie (bo jak zaczęłam wiązać swoje buty  to młody się rozebrał i uciekł na piętrowe łóżko, gdzie zakopał się w poscieli, głośno wyjąc, że on nie chceeeee). Ubieranie - proste słowo. Spróbuj założyć skarpetki wierzgającemu i wijącemu się trzylatkowi i sytuacja przestaje być prosta. A spodnie? To jak wciskanie osmiornicy w siatkę.
Kiedy wyszłam, byłam zlana potem, rozczochrana i bliska płaczu. A to była dopiero połowa sukcesu, bo po drodze Młody wyrywał się z wózka bo chciał iść. Jak go wypusciłam, zaczął uciekać. Kiedy chcialam go nakłonić do przemieszczania się we wskazanym kierunku, położył się i zaczął wyć. Zamiast 10 minut szlismy 35. Bardzo rozsądnie z mojej strony, że wyszłam wcześniej.
I tak jest często.
Młody życzy sobie jajecznicę. Dostaje jajecznicę i czasem zjada a czasem wrzeszczy, że nie chce (bo przez te 4 minuty kiedy gorączkowo smażę jajecznicę coś go zdenerwowało i zmienił zdanie) i celnym kopem albo ruchem ręki wybija mi talerz z dłoni i rozrzuca zawartość po pokoju.
Młody musi iść spać. Nie chce. Bardzo nie chce. Szyję i ramiona mam w drobnych, czerwonych szramach od jego niechcenia.
I często się spotykam z opinią, że przesadzam, roztkliwiam sie nad sobą, nic nie robię. Albo, co gorzej, słyszę, że to moja wina. Bo jestem taką beznadziejną matką i nie radzę sobie. "Ja bym sobie na coś takiego nie pozwoliła. U mnie byłoby inaczej. Sama jesteś sobie winna." - słyszę i mam ochotę albo się rozpłakać albo przywalić rozmówcy z całej siły. Ach ta wyższość, ta pogarda. Ale gdzieś w głębi duszy czai sie niepewność - może on/ona ma rację? Może ona faktycznie poradził(a)by sobie lepiej? Może rzeczywiście jestem taka, przepraszam bardzo, chujowa?

Po przeczytaniu tego tekstu zrobiło mi się lżej :) Wygląda na to, że wszystko ze mną w porządku.


This Dad Thought Stay-At-Home Moms Did Nothing All Day. Then, THIS Happened...

Daddy Fishkins had thought stay-at-home Moms had it easy. This was until he became a stay-at-home dad. The following is an open letter he wrote to all Moms at there.


I owe an apology to women everywhere. Specifically, to stay-at-home moms.

I used to be like a lot of men who have this notion that mothers who stay home with the kids all day are either not pulling their weight, or are just sitting around doing nothing the entire day. In the past, I would often get agitated with my wife when certain things around the house didn't get done by the time I got home from work. I was guilty of thinking more than once that "it must be nice to sit around all day and watch TV."

How wrong was I? Dead wrong.

Fast forward a few years. My wife is now the one of us that goes to an office all day, and I'm now the stay-at-home dad. At first, I thought it would be a breeze and I'd get things around the house on a better, more efficient system. In fact, one of the first things I did as a stay-at-home dad was completely rearrange the cabinets and the fridge. I had everything in the fridge lined up, labels facing out, broken down by type of food, condiments, etc. and I was extremely proud of myself.

Wanna know what my fridge looks like today?


I got off to a really good start, and thought I could carry on that momentum of keeping the house clean, doing laundry and having dinner on the table when my wife got home from work. Well, I was able to do that for about a week, and now, looking back, I'm not entirely sure how it lasted as long as it did.

You see, I never factored in the roadblocks and daily challenges that come along with being at home with the kids all day long. So, I will break down a more accurate account of my day to show you what I mean...

6:00 AM: I get up, get my wife coffee, get my son in the shower, get his bag packed, make sure his homework is done, and make sure his teeth are brushed.

6:45 AM: I take my son to the bus stop.

7:01 AM: I walk through the door just in time to hear my three-year-old whining and crying, begging for pancakes and juice. She likes to eat breakfast in bed, while watching her shows on TV.

7:02 AM: She gets her pancakes and juice and I usually get a thumbs up for approval from my daughter, but not always.

7:15 AM: I THINK about taking a shower. I can't.

7:30 AM: The wife leaves for work.

7:30 AM - 9:00 AM: This block of time is really up in the air. Sometimes I get back in bed with the girls for a while. If I don't get in bed with them, they get up at 7:30 A.M, and to be honest, I just can't deal with two girls and all the drama that comes with them when they are exhausted beyond belief and cranky by noon because they got up so early. Plus, I work every night until midnight and sometimes I need the extra sleep. However, it's not always restful when every 15 minutes I'm being kicked, rolled on, jumped on, headbutted or asked for a pacifier.

9:00 AM: I get a request (they think I'm a servant from their favourite restaurant called 'Daddy's Cafe') from my three-year-old that she wants "Chicken Nuggets and Juice." After telling her it's too early for Chicken and Juice, she immediately throws down a five minute tantrum until...*drum roll please*... SHE GETS CHICKEN NUGGETS AND JUICE. She leaves me no tip.

9:05 AM: I try and sit on the couch with my laptop in a feeble attempt at trying to get some work done.

9:06 AM: My 18-month-old is now eating chicken nuggets and drinking juice while sitting on my head.

9:15 AM: I brush chicken crumbs from my hair and off of the couch. Sometimes she eats granola bars, and cleaning that up is an entirely different animal.

9:17 AM: Diaper change.

9:20 AM: I sit back down on the couch.

9:21 AM: I'm requested to turn on Spongebob Squarepants. (The Splinter episode -- I like how they request certain episodes now.)

10:30 AM: The 18-month-old naps while the three-year-old watches TV, plays with her toys and asks me a question every 20 seconds.

10:35 AM: I finally take a shower.

10:45 AM: Diaper change (the stinky kind).

11:00 AM - 12:00 PM: I manage to sit down and get a few things done for work.

NOTE: It is now NOON and not one ounce of housework has been done.

12:00 - 12:30 PM: The kids eat lunch (surprise -- more chicken!) while I do a modest attempt at trying to keep the kitchen clean while cooking their seven-course meal.

12:30 P.M - 2:00 PM: I finally get to clean the kitchen and do some laundry. If I'm lucky, I get to pick up some of the 19,000+ toys and blocks laying on the living room floor. I'm super lucky if I can get through the living room without stepping on one of those extremely sharp toys that toy companies think are safe to sell to children.

2:00 PM - 2:30 PM: I get the girls dressed so we can walk down to the bus stop. Yes, THEY ARE STILL IN THEIR PAJAMAS.

2:30 - 3:00 PM: The girls play at the bus stop waiting for their brother to get off the bus.

3:00 - 4:00 PM: The girls lay down for naps, while my son goes to his room. The kitchen is a disaster again from him getting out snacks and exploring the cabinets. Sometimes I manage to take this hour for myself to catch up on some work, but not always.

4:00 - 5:00 PM: I referee my son and daughter while they argue and fight over various, pointless issues including territory of the house.

Son: "Dad get SYD out of my room, she's touching my important stuff!" Daughter: "No, I'm not!" Son: "Yes, you are, Syd! You are touching all my important computer stuff and making noises!" Me: "Sydney, are you making noises?" Daughter: Nods her head. Me: "Why? Are you just trying to annoy him?" Daughter: (giggles) "Yes"

5:00 PM - 6:00 PM: I help my son with his homework, clean the house, sweep the floors, cook dinner.

6:00 PM: Wife gets home, and we eat dinner. Most days, I'm too exhausted to go into much detail of how the day went, and sometimes I'm so frustrated that I eat dinner on the front porch, alone.

NOTE: This is on a GOOD day.

Every given day is different. I didn't add in the sick days, the one hour melt downs, the various random messes, the errands, the castles I have to build out of blocks, the shampoo I have to clean off the floor, the dish-washing detergent that I have to clean out of the dog's water dish, refolding the clean laundry that the kids have strewn all over the house, the pee puddles that I have to clean up from when the baby rips off her diaper and pees on the kitchen floor, the baths I have to give mid-day because one of them thought it would be funny to splash around in a mud puddle, the re-hanging of curtains that the kids have ripped from the walls, putting drawers back into the dressers that they've pulled out and slid around the house like cars, and so forth and so on.

So whomever gets home from work, whether it be the husband or the wife, they have no idea what their spouse has been through during the day. The other day, for example, my wife gets home from work and I'm outside in the driveway letting the girls play. It was a beautiful day and I was sitting in a lawn chair just watching the girls. She gets out of the car and asks "What about dinner?" I told her that I was waiting for her to get home so the girls could play outside and she looks at me and says, and I quote:

"What is going on with you lately?"

REALLY!?! I just spent 12 hours with three monsters all day long and I take a few minutes to myself to get some fresh air and when my wife gets home, that's the first thing I hear?

So, in closing, I sincerely apologize to any and every woman I've ever said anything negative about, or joked about in regards to being a stay-at-home mom. It's not easy. In fact it's the hardest job I've ever had.

Sincerely,

A Stay-At-Home Dad


środa, 14 maja 2014

Mamooo

Mamo. mamooo. Mamo mamoooo. Mamooooo. Mamo. Mamooo. Mamo mamo mamo mamooooo. Mamooooo. Mamo? Mamoooo? Mamo... Mamooooo... Mamooooooooooooo! MAAAMOOOOO!!!!


wtorek, 13 maja 2014

Krótki poradnik


Moje ulubione: "inni mają gorzej". No pewnie, że mają. Sporo ludzi ma obiektywnie znacznie gorzej. Ale mnie (ani nikomu innemu) się od tego nie robi lepiej.

Laurka

Wprawdzie jeszcze nie Dzień Matki, ale laurkę już mam :)



Nie do końca rozumiem co to znaczy "najwspanialszą mamą, jaką mam" ;) i nie wiem kim są ewentualne pozostałe mamy, czyniące mi konkurencję  ;) ale nie bądźmy drobiazgowi :)
Wzruszyłam się odpowiednio :)

poniedziałek, 12 maja 2014

Cycat na dziś

"Home is in my hair, my lips, my arms, my thighs, my feet and my hands. I am my own home. And when I wake up crying in the morning, thinking of how lonely I am, I pinch my skin, tug at my hair, remind myself that I am alive. Remind myself to step outside and greet the morning. Remind myself that it’s all about forward motion. It’s all about change. It’s all about that elusive state.
Freedom."

Diriye Osman


niedziela, 11 maja 2014

Hę?

Młody śpi, dziewczynki się bawią w swoim pokoju. Spokój? A gdzie tam. Co chwila przychodzą, pojedynczo albo razem i skarżą jedna na drugą: ona mi coś tam, a ona mi to, ale to ona zaczęła...
Przed chwilą weszła skrzywiona Ania i wychlipała:

A: Bo Zuzia mi wyrwała jaja od Arielki i teraz palce mnie boląąąąąą.

Zatkało mnie i podniosłam się z krzesła, żeby pójść zbadać o co chodzi, ale...
...po krótkim namyśle usiadłam z powrotem. W sumie chyba wolę nie wiedzieć. Nie nie nie.


Porażka

Buuu, znowu nie wygraliśmy Eurowizji... Smuteczek.
A takie ładne panie wystawiliśmy, no! Zwłaszcza tę z maselnicą i tę z tarą do prania :D Sama oczu nie mogłam oderwać :D



Wygrała Konczita Kiełbasa, czyli Baba z Brodą z Austrii.


Dziwny jest ten świat.