Za każdym razem, kiedy udało mi się zamknąć oczy i odpłynąć, do pokoju wchodziło któreś dziecko z niecierpiącą zwłoki sprawą.
Od miesięcy, od lat wielokrotnie prosiłam i tłumaczyłam, żeby nie budzić jak ktoś śpi. Mówiłam, że jestem zmęczona. Mówiłam, żeby dać mi spokój, a jak sie obudzę to się wszystkim zajmę, obejrzę wszystkie obrazki, wysłucham wierszyków, zrobię babeczki, przeczytam książeczki, tylko proszę, dajcie mi spać.
Niestety, tłumaczenia i prośby odbijają się od dzieci jak piłki. Does not compute. Zapewne popełniłam jakiś straszny wychowawczy błąd (wiadomo, że rodzice są winni wszystkiemu) i to moja wina, więc mam za swoje, dostałam to na co zasłużyłam. Karma. Taki los.
Po jakimś czasie po prostu się poddałam. Wstałam i przemieściłam się do kuchni, zrobić sobie śniadanie. Jajko sadzone i kanapkę.
Smażę jajko. Podchodzi Średnia i oznajmia, że ona jeszcze nie jadła śniadania i chciałaby jajko. Daję jej moje jajko i kanapkę. Siada, je.
Smażę drugie jajko. Przychodzi Starsza i oznajmia, że wprawdzie jadła, ale dawno, jest głodna i chciałaby jajko. Daję jej moje jajko. Kanapkę robi sobie sama.
Smażę trzecie jajko. Przychodzi Najmłodszy i oznajmia, że jest bardzo głodny i chce jajo. Daję mu moje jajko. Krzyczy, że chce bułę i posolić. daje bułę i solę.
Smażę czwarte jajko. Najmlodszy zjadł co miał na talerzu i oznajmia, że chce jeszcze jedno jajko. Daję mu moje jajko. Je.
Przychodzi Starsza i jęczy, że bolało ją gardło rano a na ból gardła dobry jest rumianek z cytryną i miodem. Rzuca tę informację tak w przestrzeń, nie kierując jej do nikogo specjalnie, ale wiadomo, o co chodzi.
Zaczynam tracic cierpliwość, bo jestem nie dość, że niewyspana, to jeszcze głodna i wygląda na to, że nie uda mi się posilić w najbliższej przyszłości. Mówię, że przykro mi z powodu jej bólu gardła i że chętnie zrobię jej rumianek z cytryną i miodem, ale na litośc boską najpierw chcę zjeść śniadanie.
Obraża się.
Smażę piąte jajko, jednocześnie zaparzając rumianek. Kładę jajko na talerzu. Ach, jeszcze kanapka, zapomniałam, że moja kanapkę zjadła Średnia. Robię sobie kanapkę. W tym czasie Najmłodszy zjada moje jajko.
Zaczynam mieć autentyczne łzy w oczach i wizję stania nad garami i smażenia jajek do dnia Sądu Ostatecznego.
Smażę szóste jajko. Nie spuszczam go z oka. Znaczy jajka nie spuszczam z oka. Kroję cytrynę i dodaję miód do rumianku Starszej. Starsza przychodzi i narzeka, że rumianek jest gorący. Domaga się, żebym, podczas gdy rumianek stygnie, poszła z nia do pokoju oglądać co udało się jej zrobić z kawałków włóczki. Odmawiam, jestem glodna. Obraża się. Przychodzi Średnia, patrzy na jajko na talerzu i stwierdza, że w zasadzie to ona by zjadła jeszcze jedno...
Tracę cierpliwość i wyrzucam wszystkich z kuchni, miotając kurwami pod nosem a bardziej przyzwoitymi wyrazami z dużym natężeniem. Na tyle dużym, że słuchają.
Siadam nad talerzem i tracę apetyt. Na śniadanie mam jajko, trochę łez i wyrzuty sumienia, bo najwyraźniej jestem, łagodnie mówiąc, niewystarczająca.