Sobotnie późne popołudnie. Siedzę przed komputerem, porządkując pliki i zerkając na fejsbuka, na którym niewiele się dzieje.
Małżonek znieruchomiał, wpatrzony w Teleekspress.
W pokoju krąży Mateo, popiskując "mamooooo, mamooooo!". Z sypialni dobiega wściekły, rozdzierający wrzask Anki, protestującej przeciwko pomysłom Zuzi oraz krzyki Zuzi, usiłującej uciszyć Anię.
Myślę...
Jak to jest, kiedy w domu panuje SPOKÓJ? Zapomniałam. To pewnie cudowne - nie musieć nikogo uciszać, zagłuszać, uspokajać, namawiać, nic nikomu tłumaczyć. Po prostu spokój. Cisza. Robisz co chcesz. Albo to co musisz, lecz nikt ci w tym nie przeszkadza.
Jak to jest - móc odpocząć? Odpocząć psychicznie, nie tylko trwać bez ruchu, czekając, w trybie czuwania, na kolejną lawinę żądań?
Ostatnio musiałam odpowiedzieć na pytanie: "Kim jesteś?". Odpowiedziałam: "Matką i żoną". Chciałam coś dodać, ale w głowie miałam doskonałą pustkę. Tak. Matka i żona, oto kim jestem. To właściwa odpowiedź.
Rozmówca popatrzył na mnie wyczekująco i ze zdziwieniem.
I wyjaśnił, że żona i matka to tylko role, które pełnię. A ja? Gdzie jestem ja? Kim jestem?
Nie umiałam odpowiedzieć. Mnie już nie ma. A może nigdy nie było. Jest matka i żona.
No to mam już muzykę, która przeciągnie mnie przez orkę zwaną również weekendem ;)
Gośka, znowu dzięki ;) Nie wiem skąd Ty to bierzesz wszystko, ale nie przestawaj :PPP
A Matju znowu chory. Ma gorączkę, kaszle, wisi na mnie i marudzi.
Mąż zabrał Zuzię do kina. Ania została i marudzi.
W domu syf i malaria, próbuję coś zrobić, ale z dwójką zwisaczy uczepionych mojej nogi nie daję rady.
Zakładam słuchawki, powyższy utwór muzyczny na replay i...
nie ma mnie. Nie przychodzę sobie do głowy. Abonent czasowo przebywa w krainie wyobraźni, proszę spróbować później.
;)
Mateo osiągnął kolejny etap rozwoju - jest samowystarczalny rozrywkowo. Odkrył mianowicie, że szuflady, szafki i pudła kryją mnóstwo ciekawych rzeczy, które można wyciągnąć, rozrzucić, stłuc, rozerwać albo przynajmniej pogryźć.
Chodzę za nim jak cień i zbieram rozrzucone przedmioty. Robimy rundki po mieszkaniu - on wyciąga, ja sprzątam. Zawartość jednej z szuflad została wyrzucona na podłogę sześć razy. A to tylko jedna szuflada, mebli ci u nas dostatek...
Ściąga mokre pranie z suszarki. Wyciera nim podłogę, albo, dajmy na to, wrzuca do sedesu.
Patroszy szuflady kuchenne. Ostatnio zdarzyło mi się z rozmachem usiąść na puszce kukurydzy, którą przytargał do pokoju i umieścił sprytnie na moim krześle. Auć.
To samo co dzień. On bałagani, ja sprzątam.
On bałagani, ja sprzątam.
I jeszcze raz, i jeszcze.
Kiwając się nad wieczornym posiłkiem, powtarzam sobie: to minie, to minie, to minie.
Mantra Macierzyństwa.
Dzisiejszy wieczór sponsoruje świeżutko odkryta perełka (Gośka, dzięki :P ).
Kocham tę piosenkę :) Jest schizofreniczna, paranoiczna, patologiczna i kompletnie odjechana. Gdybym miała talent, sama bym taką napisała :P
I jeszcze ku uciesze - znalezione na fejsbuku. Kobiety nie mają lekko, a matki szczególnie! ;)
"Co ma zrobić mężczyzna, aby zrozumieć ciężarną kobietę? Instrukcja - krok po kroku:
1-3 miesiąc
1. Każdego wieczora organizuj sobie zatrucie - na przykład zjedz przeterminowaną rybę i popij mlekiem. Później dowiesz się, po co.
2. Następnego ranka wstań, weź pigułkę nasenną i idź do pracy. Jeśli rzeczywiście bardzo źle się czujesz - zostań w domu, ale nie zapomnij posprzątać i ugotuj obiad.
3. Do kostek u nóg przywiąż woreczki z piaskiem - po półtora kilograma na każdą nogę.
4. Przed wyjściem włóż do kieszeni koszuli zdechłą mysz i nie wyjmuj jej!
5. Tego nie jedz, nie wolno ci. Tego też. I tego. Najlepiej zjedz jabłko.
6. Powaliło cię? Rzuć te papierosy! Coca-colę, piwo i inne napoje gazowane też!
7. Usiądź wygodnie i zjedz jogurt. Jeśli nie masz ochoty - to chociaż trochę.
8. Zwymiotowałeś? Posprzątaj po sobie. Nie wołaj żony - jest zajęta.
9. Idź do szpitala na pobranie krwi. Muszą zrobić niezbędne badania.
10. Trzy razy w miesiącu chodź na badania do proktologa.
3-6 miesiąc
1.Do brzucha przywiąż materac z wodą.
2. Gdy się ubierasz - nie odwiązuj go, nawet, gdy próbujesz wciągnąć buty.
3. Śpij również z materacem. Jak to, JAK? Na boku!
4. Nie zapomnij rano zażyć pigułki nasennej.
5. A przed wyjściem do pracy - wypij litr wody.
6. Przed pójściem spać również wypij litr wody i weź tabletkę moczopędną.
7. Do nosa włóż wacik, tak, aby powietrze przechodziło, ale odczuwało się lekką duszność. Wacik noś stale.
8. Masz duszności? Otwórz okno - niektórym pomaga.
9. Idź do szpitala na pobranie krwi. Jak to, PO CO? Zrobić niezbędne badania. Co z tego, że już robiłeś?
10. Trzy razy w miesiącu chodź na badania do proktologa. Materaca nie odwiązuj!
6-9 miesiąc
1. Każdego ranka siadaj na fotel obrotowy i kręć się przez 10 minut. Gdy już organizm odmówi Ci całkowicie współpracy - wstań i szykuj się do pracy. No co ty, kręci ci się w głowie? Współczuję, to na pewno minie.
2. Dolej wody do materaca.
3. Wypij coś moczopędnego, a w pracy wypijaj szklankę wody co godzinę.
4. Postaraj się nie opuszczać miejsca pracy zbyt często. Bądź czujny i dyspozycyjny przez cały dzień. Jeśli przychodzi ci to z łatwością - weź dodatkową pigułkę nasenną.
5. Zwiększ również wagę woreczków z piaskiem, które masz przywiązane do nóg - do 2 kilogramów każdy.
6. Wieczorem, nie odwiązując materaca, połóż się do łóżka i bądź perfekcyjnym, namiętnym kochankiem!
7. Jeśli wydaje ci się, że twoja żona interesuje się innymi mężczyznami - pozostań wspaniałomyślny i wybaczający.
8. Poświęcaj żonie więcej czasu i uwagi. Wyobraź sobie, że jej też jest ciężko!
9. Idź do szpitala na pobranie krwi. Jak to, po co? Po to samo, co zawsze - niezbędne badania.
10. Trzy razy w miesiącu chodź na badania do proktologa. Oczywiście, że z materacem, co za pytanie?
The end
No, dobra, żartowaliśmy, wiemy, że jest to niemożliwe do wykonania. Po prostu odwiedź po raz dwudziesty znajomego proktologa, niech włoży Ci pomarańczę... już on wie, gdzie. Teraz oddychaj głęboko i mocno przyj. Udało się uwolnić od pomarańczy? Wyśmienicie! Możesz już pozbyć się zdechłej myszy i odwiązać materac."
Baby Cthulhu, wersja feministyczna ;) Ania zażyczyła sobie potworka-dziewczynkę, więc cthulhek dostał kręcone włoski i kokardki oraz oczka w kształcie serduszek. W razie przebudzenia Wielkiego Przedwiecznego będę miała ciężko przerąbane ;)
Mateo wkroczył w fazę "ściągam z półek wszystko, czego mogę dosięgnąć". Z filozoficznym spokojem, bo wszak to dla nas nie pierwszyzna, zabezpieczamy dobytek antydzieciowo. Przydałyby się jakieś regały podwieszane pod sufitem, brakuje miejsca na upychanie dóbr wszelkich na górnych półkach, a Matju tak szybko rośnie. Do tego jest bardzo sprawny i zwinny, wspina się jak makak i nie ustąpi, póki nie osiągnie celu.
Czego się mnie czepiacie? Przecież jestem taki słodki! ;)
Byłam brunetką, byłam blondynką, czas przypomnieć sobie jak być rudą ;) Dla ukojenia nerwów i innych duszy boleści dokonałam zmiany wizerunku za pomocą ziołowej farby do włosów, której używałam jako nastolatka.
Metamorfoza przebiegła w dwóch etapach. Po pierwszym osiągnęłam nieoczekiwany efekt "multikolor" od płomiennej czerwieni po złoty brąz ;)
Wczorajszy dzień spędziłam, starając się schodzić ludziom z oczu ;) lecz nie powstrzymałam się przed zamieszczeniem fotki na fejsie... Koleżanki nie zawiodły :P Jedna zasugerowała, żeby postawić włosy na cukier i będę wyglądać jak z Dragon Ball ;) Inna stwierdziła, że wyglądam jak wróżka (to było słodkie, rozpłynęłam się) :)))
Wieczorem wykonałam podejście drugie. Zafarbowałam wannę, dwa ręczniki, pareo i swoje czoło oraz czubki uszu ;)
Poszłam spać z mokrą głową, ale zapomniałam położyć ręcznik na łóżku, więc ufarbowałam także poduszkę, prześcieradło i piżamę ;) Mąż trochę sarkał, że wanna brudna i coś tam, ale zbyłam go perlistym śmiechem i machnięciem ręki. Kto by się przejmował odrobiną farby tu i tam...
Tym razem uzyskałam efekt zgodny z oczekiwaniami :) Wprawdzie szalenie spodobała mi się pierwotna czerwień na czubku głowy i miałam nadzieję na więcej, ale i tak wyszło bardzo zadowalająco.
Teraz mam nadzieję, że w ciągu najbliższych kilkunastu dni nie będzie padać; ta farba ma to do siebie, że początkowo puszcza kolor i w deszczu farbuje plecy na czerwono ;)
Obudziłam dziś Zuzię. Dziecinka otworzyła oczy i aż westchnęła. "Mamusiu! Teraz to naprawdę wyglądasz jak My Scene!!!" My Scene, dodam, ku oświeceniu czytelników nieposiadających na stanie dziewczynek w wieku szkolnym, to odmiana lalek Barbie ;) Uznaję to za oczywisty komplement :P
Ania obejrzała mnie ze wszystkich stron i orzekła, że wyglądam jak Arielka i że ona też chce ufarbować włosy JUŻ ZARAZ NATYCHMIAST!!!
Koleżanka zasugerowała na fejsbuku, cobym zakręciła papiloty i będę wyglądać jak Merida Waleczna :) Taaaak! :) Podoba się dla mnie ten pomysł :P
Teraz idę pławić się w samozadowoleniu, popijając sianko w ulubionym, świętym kanadyjskim kubeczku ;) Dobrego dnia wszystkim! :)
Zuzia i Marysia odrabiają lekcje. Mają narysować motylka i ptaszka, lecące nad żyrafą.
Zuzia skończyła i z dumą pokazuje przyjaciółce:
- Zobacz! To koliberek! Atakuje żyrafę swoimi pazurami! :P
Mam wrażenie, że powinnam im ograniczyć bajki na Cartoon Network ;)
Oto nadszedł kolejny z tych dni. Dzień Kiedy Wszystko Jest Nie Tak. Kiedy niewłaściwe wybory odpalają ci w twarz, a czego byś nie dotknęła, wybucha w rękach. Kiedy to, co powinno być ostoją, zaciszną enklawą, zmienia się w salę tortur, z której nie ma ucieczki.
No, chyba że do własnej głowy. Zatrzaśnijmy drzwi i zagłuszmy muzyką to co zagłuszone być powinno.
Lubię ten kawałek, nieskomplikowany i bardzo energetyzujący ;) Zakochałam się w teledysku, jest tak bardzo "mój", że gapię się na niego godzinami.
Kojarzy mi się jakoś z "Luthien tańczącą".
Aczkolwiek wątpię, żeby Luthien tańczyła przy dźwiękach disco-popu :P