sobota, 14 czerwca 2014

Przy sobocie po robocie

Jakby komuś było za wesoło, to polecam posłuchać. Prześliczne.
Mnie niezawodnie doprowadza do zalewania łzami laptopa ;)


Co by tu dorzucić w ten ponury wieczór. Chyba tylko Beksiński pasuje.



Idę spędzić produktywnie czas. To znaczy spać.

czwartek, 12 czerwca 2014

Informacja

Kiedy dzieci umieją już pisać (mniej więcej), zaczyna się robić zabawnie :D

Oto co pojawiło się dziś na drzwiach pokoju dziewczynek:

"Wstęp dla rodziców" a pod spodem dziurka :D Nie wiem o co kaman, mam wchodzić przez tę dziurkę? To bedę musiała nieco schudnąć ;)


"Proszę nie wchodzić. To rozkaz. Dziękuję". Uprzejmość to podstawa. Jednak udało mi się wpoić moim dzieciom jakieś zasady ;)


Dobra, będę pókać. Pók pók. :D


Polska yęzyka troodnah.

niedziela, 8 czerwca 2014

Impreza roku

Piknik rodzinny P&G dla pracowników, z okazji dwudziestolecia fabryki na Targówku. Przebił wszystko, w czym do tej pory zdarzyło mi się uczestniczyć :D
Byliśmy tam od otwarcia (10.00) do zakończenia (18.00) i ani przez sekundę się nie nudziliśmy. Ilość atrakcji dla dzieci wprost porażała :D Moje potomstwo wreszcie mogło się bezkarnie wyszaleć. Ja też ;)

Zaczęliśmy od zwiedzania fabryki, co było atrakcją głównie dla mnie ;) Byłam tam nie raz i nie dwa, ale za każdym razem jest równie fajnie. Lubię fabryki. Linia produkcyjna, te wszystkie skomplikowane urządzenia, ruchy robotów, rytmiczne, precyzyjne i celowe, mają w sobie coś nieodparcie fascynującego. Każdy wie co ma robić, ludzie przemieszczają się w sposób uporządkowany, pozornie chaos a w istocie ład i porządek. Wydaje mi się to takie... uspokajające ;) Oczywiście, gdybym musiała przez 12 godzin stać przy taśmie, zapewne zmieniłabym zdanie dośc szybko ;) Ale jako obserwator czuję sie tam bardzo dobrze ;) Nie na darmo jednym z moich ulubionych programów jest "How it's made" :)

A potem wyszliśmy na zewnątrz. Teren przyfabryczny jest ślicznie utrzymany, zatrawiony i zadrzewiony, sama przyjemność. No i tam zastało nas...

Chyba z dziesięć dmuchanych "zamków" do skakania, biegania i tarzania się:

Biegowy tor "bungee" - delikwent przywiazany do elastycznej liny musi się rozpędzić i dotrzeć jak najdalej :)


Klasyczny zamek z kopułą do skakania.


Piłeczki (Zu utonęła, Matju prawie utonął i dostał histerii ;) )


Tor - gąsienica dla maluchów, trzeba przepełznąć i wyleźć z drugiej strony:


... o tak (nie powiem z czym mi się to kojarzy :D


Wchodzi się podobnie :D


Wóz strażacki wraz z załogą :D Wozili chętnych na sygnale po terenie wokół fabryki :) Na dzieciach robiło to ogromne wrażenie :D No dobra, na mnie też :D


Jak przestali wozić, to wyciągneli sikawki. Chętnym dawali potrzymać, oczywiście poleciałam spróbować, niestety nie było komu uwiecznic tego na zdjęciu :D Po zakończeniu tejże operacji byłam mokra od stóp do głów ;)


 Wóz policyjny wraz z załogą :D Również wozili chętnych na sygnale, i załapałam się na przejażdżkę z dziewczynkami :D Ztyłu, za kratkami ;)



 Oczywiście grill. Kilkanascie rodzajów potraw z grilla. Nawet Matju, który na ogół odmawia wszystkiego co nie jest panierowanym kotletem, jadł, i to chętnie.




Byłam w raju :D



Piwo!


Tematem przewodnim była "Alicja w Krainie Czarów", więc wszędzie były stosowne dekoracje:


Stos książek mnie zachwycił:



I duuuże krzesełko :)


i Kot z Cheshire:


I grzybki :D


Była plastikowa krowa do dojenia:


I trampolina z uprzężą:


Karuzela:

Mechaniczne jeździki (takie jak w centrach handlowych, tyle, że tutaj za free):



Ciuchcia szynowa. Mateo nie chciał zejść.




Wszędzie błąkały się postacie z bajek. Mateusz był w ekstazie.


Dostaliśmy firmowy kocyk piknikowy, na którym udało nam się odpocząć. Jakieś 10 minut ;)



Na szczęscie Matju nie wytrzymał i padł mi w nosidle na plecach, co pozwoliło mi na szybką regenerację przy grillu ;)


Były jeszcze inne rzeczy, z których nie udało nam się skorzystać, ze względu na konieczność pilnowania rozłażących się we wszystkich kierunkach dzieci ;)
Po zakończeniu imprezy, kiedy szliśmy w stronę samochodu, wszyscy naraz poczuliśmy, że to był dłuuuugi dzień. Ledwie się dotoczyłam na parking z Matju w nosidle. Wieczorem padliśmy jak muchy. Powrót do rzeczywistości jest nieco trudny... Dzisiaj nadal czuję się wymiętoszona i obolała, co, jak wiadomo, jest oznaką, że bawiłam się świetnie :D