Zuza nigdy nie potrzebowała wiele snu. Ale to co się dzieje ostatnio przechodzi ludzkie pojęcie.
Dziś na przykład o 2.30 obudził mnie jakis dźwięk. Otworzyłam z niechęcią zaspane oko i trafił mnie szlag. W mieszkaniu paliły się światła, coś grało. Zerknęłam na mężowską część łóżka - małżonek czasem potrafi się zasiedziec późnonocnie, zwłaszcza jak wciągnie go jakaś frapująca gra. Ale nie, tym razem moja większa połowa spała snem sprawiedliwego, rozkosznie posapując.
Odczepiłam Anię od piersi, zwlokłam odwłok z pościeli i poszłam sprawdzić co zacz.
Okazało się, że moje starsze dziecko obudziło sie w nocy, nie mogło zasnąć (od przedwczoraj jest znowu chora, może leki na nią źle wpływają?) więc pozwoliło sobie na rundkę po mieszkaniu. Pozapalała światła, włączyła sobie magnetofon i bawiła się w najlepsze.
I wiecie co? To nie był pierwszy raz :(
Jak słucham opowiesci o dzieciach przesypiających 12 godzin to łza mi się w oku kręci. Ja jestem szczęsliwa, jak moje prześpią 9 godzin. Z pobudkami na jedzenie, picie, zgubioną lalę i przeganianie potworów.