sobota, 14 lutego 2015

Happy Valentine's Day!


Numer 1 i 2 zaliczone :) Przymierzam się do numeru 3, chyba pójdę do sąsiadów pożyczyć kota :D, o tego właśnie, co wpada do mnie co jakiś czas wyspać się w mojej pościeli ;)



Numer 4 to żadne wyzwanie, zwykłam to robić z zimną krwią i na trzeźwo ;) Aby do wypłaty ;)

Z doświadczeń bieżących: dostrzegam pozytywny aspekt zaciśniętej pętli kredytowej - jeśli mam kaprys sobie coś nadplanowego kupić, to muszę najpierw kilka zbędnych rzeczy opchnąć na Allegrze i zgromadzić środki. Bardzo to pomaga w dążeniu do minimalizmu i ćwiczeniu cierpliwości. Chyba utrzymam tę zasadę na stałe, o ile sytuacja się nie pogorszy. Bo wtedy będe zbierać nie na zakupy tylko na rachunki i przestanie być przyjemnie ;)
Tym przemyślnym sposobem pozbyłam się trzech bluz, pary butów, dwóch torebek i jednej pary spodni, a zakupiłam książkę, nad którą będę się w szczegółach rozpływać na blogu, jak tylko przesyłka do mnie dotrze. Kniga jest gruba (416 stron), niezwykła, piękna, dziwna i tajemnicza :) Moj wymarzony prezent ode mnie dla mnie :)
Tym optymistycznym akcentem zakończę dzisiejszy dzień :)

piątek, 13 lutego 2015

Beata Krupska - "Sceny z życia smoków"

Mam pierwsze wydanie z 1987 roku :) Trochę zaczytane, bo to jedna z ulubionych książek mojego dzieciństwa. Teraz bawi moje dzieci, które co wieczór domagają się głośno "poczytaj o smokach, o smokach, mamo!"

Książka świetna. Czytam ją po raz pierwszy od jakichś 26 lat i jestem tak oczarowana jak za pierwszym razem :)  Poziom absurdu wybija sufit, wszystko jest możliwe i wszystko jest śmieszne, w nienachalnym, sarkastycznym stylu, atrakcyjnym i dla dzieci i dla dorosłych. Smoków nie sposób nie lubić i nie sposób się z nich nie uśmiać. Żaba po prostu powala, a Makrauchenia, choc irytująca, jest na swój makraucheniowy sposób słodka.
Postacie niezwykle wyraziste, ach, gdybyż większość "dorosłej" literatury zaludniona była takimi charakterami... Sama przyjemność.
No i niech się schowają wszystkie lukrowane bylejakie produkcje dla dzieci, gęsto pokrywające półki supermarketów, fatalnie napisana i jeszcze gorzej ilustrowana papka (na myśl przychodzi mi tutaj książka o jednorożcu Sparkle, niegdyś ukochana przez Zuzię straszliwa, prostująca zwoje szmira) . "Sceny" to literatura dziecięca wysokiej jakości, moim subiektywnym i uprzedzonym zdaniem dużo lepsza od, dajmy na to, słynnej serii wydanej z "Wyborczą", gdzie klasyczne baśnie zostały "unowocześnione" czyli bezlitośnie zmasakrowane.

Scen jest piętnaście, jestem z dziećmi mniej więcej w połowie i dawkujemy sobie po jednej, żeby na dłużej starczyło. Co nie jest proste, bo dziewczynki chcą jeszcze i jeszcze ;) Przy niektórych fragmentach śmieją sie w głos (acz nie przy tych samych które najbardziej bawią mnie, co świadczy o tym, że dziełko jest znakomite, ponadczasowe i trafia w gusta każdego przedziału wiekowego;) ).

Matju właśnie podszedł do mnie, spojrzał na ekran, podskoczył i zawołał "mamo! książka o smokach! moja ulubiona!" i niech to starczy za podsumowanie mojej pobieżnej recenzji ;)

TUTAJ można poczytać fragmenty :)

Patrz, mamo!

Wychodzimy rano do przedszkola. Temperatura -3.  Wszystko pokryte szronem, skrzącym się w słońcu.
Matju aż westchnął z zachwytu. Rozejrzał się i zawołał: patrz mamo! BROKAT! WSZĘDZIE BROKAT!

A na fejsiku powitało mnie takie zdjęcie:


Zima bywa zachwycająca.

czwartek, 12 lutego 2015

Zniekształcenia poznawcze czyli jak sobie zrobić źle

Są to niewłaściwie podłączone kabelki w mózgu, które wpuszczają właściciela tegoż mózgu w automatyczną petlę samoudręczenia i zmieniają życie w piekło. Pierwszy raz zetknęłam się opisem tychże mechanizmów w książce Davida D. Burnsa "Feeling Good - the New Mood Therapy". Objawienie.

TUTAJ jest artykuł po polsku, może nie powala, ale przekazuje co trzeba.

Nieszczęście polega na tym, że owe schematy myślowe są automatyczne. Ustaliły się gdzieś głęboko na bazie naszych doświadczeń i prób radzenia sobie z nimi. Odpalają się jak petardy bez udziału naszej świadomoci. Generują negatywne emocje, poczucie porażki, beznadziei, nienawiści do samego siebie; zapętlają w samonapędzającej sie rozpaczy. Potrafią wyprodukować w końcu reakcje fizyczne, od zwykłego napięcia mięśni i migren po -w przypadkach bardziej kłopotliwych - bóle niewiele słabsze od porodowych (mówię z osobistego doświadczenia, bo doznałam i jednych i drugich. Tak, nerwostany mogą boleć zupełnie fizycznie.).

Szczęście natomiast polega na tym, że można się nauczyć wyhaczać mentalne pułapki na poziomie metakognicji, czyli "myślenia o myśleniu". Wtedy możemy rozbrajać  bomby zanim zdążą zaorać nam psychę i sprowadzić nas na OIOM z przedawkowania tabletek.

Bomba Pierwsza: Filtr mentalny

"Widzenie tunelowe – postrzegasz wyłącznie jeden element danej sytuacji. Każdy z nas posiada własny tunel, własne filtry. Depresja i urazy karmią się wrażliwością na utratę i ślepotą na osiągane korzyści. Lęki wyostrzają najdrobniejsze zagrożenia do rangi poważnego problemu. Gniew kieruje percepcję w stronę przejawów niesprawiedliwości, nie dostrzegasz wtedy żadnych dowodów na istnienie uczciwości. Pamięć staje się wybitnie selektywna – pamiętasz tylko negatywne doświadczenia. Kluczowe słowa to: „okropny, straszny, beznadziejny, niewyobrażalny”.
Kluczowe zdanie: „nie wytrzymam tego dłużej”."

Należy dodać - postrzegamy wyłącznie elementy negatywne, które zabarwiają całą sytuację na jeden ponury kolor. Dzieci są zmęczone, wieczorem szaleją oraz wrzeszczą i nie dają chwili spokoju na pracę = jestem beznadziejną matką, zmarnowałam sobie życie. Kiedy przypadkiem i wbrew mym wysiłkom w oko wpadnie jakiś pozytyw, należy go umniejszyć, wysmiać i przywalić gnojem, a tak w ogóle to tylko zbieg okoliczności, że stało się coś dobrego i nie ma to znaczenia w obliczu ogólnego nieszczęścia.

Bomba Druga: Wszystko Albo Nic

"Oparte na wyborach „albo-albo”. Pryzmat skrajności. „Jeśli coś nie jest perfekcyjne, to jest beznadziejne”, „skoro nie jestem geniuszem, to jestem imbecylem”, „skoro nie jestem bogaty, to jestem nieudacznikiem”."


Jeśli nie znam sześciu języków, to znaczy że jestem durna. Jeśli moje dzieci zachowują się niezgodnie z oczekiwaniami/nie tak dobrze jak dzieci innych rodziców, to znaczy że jestem złą matką.  Jeśli ktoś prosi o przeformułowanie jednego zdania, to znaczy, że nic nie umiem a moja praca nie jest nic warta. I tak dalej. Grunt to sobie nie odpuscić ani nie wybaczyć. Wyrozumiałość wobec siebie to wymówki dla mięczaków, prawdziwy ninja dowala sam sobie rytmicznie prawym sierpowym dopóki jego psycha nie przybierze formy krwawego puddingu. Wtedy można zacząć płakać.

Bomba Trzecia: Generalizacja

"Bardzo ogólne wnioski na podstawie pojedynczych doświadczeń. „Już nigdy nikt mnie nie pokocha”, „nigdy nie znajdę pracy”, „zawsze będę nieszczęśliwy”. Generalizacje przybierają formę określeń absolutnych. Mogą też występować w formie globalnych etykiet przyznawanych ludziom, miejscom, przedmiotom. „Kompletny buc”, „konserwatyści to wsteczniacy”, „Warszawa to miejsce wyścigu szczurów”, „urzędasy to idioci”."

To co przytrafiło mi się raz, będzie przytrafiać się zawsze. Nikt mnie nie lubi. Nigdy nie będzie lepiej. Nic się nie zmieni.  Charakterystyczne słowa, przy których powinna zamigać czerwona dioda: "nic", "nikt", "nigdy".

Bomba Czwarta: Czytanie w Myślach czyli Fusy i Szklana Kula

"Zakładasz, że wiesz, co dana osoba myśli, czuje i co nią powoduje. „On tylko tak udaje, bo jest zazdrosny”, „on chce mnie zwolnić” – po spotkaniu z szefem, który zapytał o termin ukończenia projektu; „moje dzieci mnie ignorują, nie jestem im do niczego potrzebna” – wracam z podróży, a dzieci właśnie wychodzą do kina."

O mój Boże, to długo była moja specjalność. Byłam najlepszą wróżką-telepatką na tym nie najlepszym ze światów. Tylko, dziwnym trafem, odbierałam głównie niechęć i pochodne niechęci, na podstawie dowolnych przesłanek. No dobra, przesłanki czasem były,ale to tylko pogarszało sprawę. Dobrze jest skonsultować się w razie wątpliwości z kimś względnie zrównoważonym, kto bedzie umiał dokonać racjonalnej i obiektywnej oceny sytuacji.

Bomba Piąta: Myślenie Katastroficzne

"Mały przeciek w dnie łodzi jest równoznaczny z jej zatopieniem. Ból głowy to rak mózgu. Przegrany przetarg to bankructwo. Brak sms-a to koniec związku. Płodna wyobraźnia katastrofisty nie ma granic."

Wylądujemy na bruku. Przytrafi się nam wypadek (to moja ulubiona przepowiednia, bo miałam dwa wypadki i wiem, że owszem, naprawdę się zdarzają). Oni już nigdy sie do mnie nie odezwą. Umrę z głodu na ulicy. Dzieci mnie znienawidzą. Możliwości są praktycznie nieograniczone, można puścić wodze fantazji i zwalić sobie na głowę dowolną ilość wydumanych katastrof a następnie wpaść w panikę na ich tle. Trick  polega na tym, że mózg niespecjalnie odróżnia fantazję od rzeczywistości, więc na barwne fantasmagorie reaguje z przytupem, wysyłając właściciela na chemicznych skrzydłach histerii prosto do krainy pokoi bez klamek i miękkich wdzianek z rękawkami sznurowanymi na pleckach.

Bomba Szósta: Efekt Lornetki

"Na ogół jest to wyolbrzymianie zagrożeń i minimalizacja własnego potencjału. Ten schemat myślenia posiada odcień zagrożenia i histerycznego pesymizmu. Małe pomyłki stają się wielkimi porażkami. Drobne sugestie to jadowita krytyka."

Wyolbrzymianie i pomniejszanie. Wyolbrzymiamy wpadki, umniejszamy zasługi. Pochwalili za coś? Przypadek. Udało mi się. Dostałam pomoc i to w zasadzie ten co pomógł to ma największe zasługi. Drobiazg. Nic specjalnego. Nie warto nawet wspominać. Każdy to potrafi.
Coś się spieprzyło? To dlatego, że jestem taka beznadziejna, moja bardzo wielka wina. Najmocniej przepraszam, muszę się oddalić w celu zapadnięcia się pod ziemię.

Bomba Siódma: You talkin' to me?!

"Zakładasz, że wszystko, co robią inni, stanowi reakcję na Ciebie. Porównujesz się do innych, starając się określić, kto lepiej wypada w tym zestawieniu.”Dzieci są smutne, bo ja jestem złą matką”, „on jest zmęczony, bo ja się nie sprawdzam jako partnerka”, „szef się wścieka, bo ja jestem kiepskim sprzedawcą”, „ona tańczy lepiej ode mnie”."

Przypomina mi się sytuacja z okresu studiów, kiedy to w wynajmowanym lokum, po drodze do łazienki, usłyszałam fragment rozmowy współlokatorek, siedzących akurat w kuchni. Byłam absolutnie przekonana, że rozmawiają o mnie i mają pretensje. Wkroczyłam do kuchni jak burza, stanęłam przed nimi i wygarnęłam im co myślę o obgadywaniu, obelgałam je soczyście oraz wybuchłam płaczem. Zrobiły wielkie i przerażone oczy, albowiem rozmawiały o czymś zupełnie innym... Zostałam uspokojona, posadzona na stołeczku i napojona piwem. Cud że mnie nie wyeksmitowały, zawsze miałam szczęście do dobrych i cierpliwych znajomych ;)

Wielu ludzi tak ma - przechodzisz koło grupki młodocianych a oni akurat wybuchają gromkim rechotem. Śmieją się z ciebie? Na pewno tak. Mąż wraca z pracy wkurwiony jak stado szerszeni. Kochanie co zrobiłam źle? Przyjaciele nie są szczególnie przyjacielscy. Na pewno ich zawiodłam, rozczarowałam i teraz mną gardzą.

Ach, no i nie zapominajmy o porównaniach, tym jakże konstruktywnym hobby. You're out of my league. Nie dorastam. Gdybym umiała grać na harfie/programować w Malbolge/wędzić szynkę z własnoręcznie upolowanego renifera/śpiewać sopranem/mówić po mandaryńsku/ hodować manaty/pierdzieć brokatem/pisać bestsellerowe powieści/ malować stopami/stenografować językiem  ooo, to wtedy owszem,  by mnie lubili i cenili i byłabym coś warta, ale tak to nieeee.

Bomba Ósma: Powinnam

"Posiadasz zestaw żelaznych reguł, według których inni powinni się zachowywać. Ludzie łamiący te zasady denerwują Cię, a łamanie ich przez Ciebie wywołuje poczucie winy. „Mąż powinien zabierać mnie na wycieczki i na obiad w niedziele, bo przecież każdy kochający mąż tak robi. Skoro on tego nie robi, to znaczy, że mnie nie kocha i myśli wyłącznie o sobie. Człowiek myślący wyłącznie o sobie nie jest zdolny do żadnej miłości poza własną”.

Najpowszechniejsze powinności:

• powinienem być rozważny
• powinienem być doskonałym kochankiem, ojcem, przyjacielem, rodzicem, nauczycielem, studentem, małżonkiem, menedżerem, synem…
• powinienem godnie wytrzymywać wszelkie przeciwności
• powinienem być w stanie szybko poradzić sobie z każdym problemem
• nigdy nie powinienem czuć urazy
• zawsze powinienem być zadowolony
• powinienem rozumieć, wiedzieć i przewidywać wszystko
• zawsze powinienem być spontaniczny, jednocześnie kontrolując swoje uczucia
• nigdy nie wolno mi dopuszczać do siebie pewnych emocji, takich jak gniew czy zazdrość
• nigdy nie powinienem popełniać błędów
• moje emocje powinny być stałe, jeśli kogoś kocham, powinno tak być zawsze
• powinienem mieć własne zdanie, nie narażając się jednak innym
• nie powinienem być chory ani zmęczony
• zawsze powinienem dawać z siebie wszystko"

Och tak. Posiadam zestaw reguł i scenariusz każdej sytuacji. Niestety, nikt mi nie czyta w myślach i scenariusza się nie trzyma, co jest źródłem frustracji wielkiej jak dziura budżetowa.
Powinnam./Nie powinnam. Już tak nie mówię, ale czasem zdarza mi się myśleć. Zdradliwa ścieżka, bo pozornie służy motywacji. Ale to fałszywa motywacja, która obciąża umysł, wysysa energię i w efekcie prowadzi do kompletnej padaki. Jestem tak zmęczona "motywowaniem", że nie mam siły na działanie. Wtedy w głowie wyskakuje mały wściekły nazista, który systematycznie punktuje wszystkie niewykonane powinności, przy każdej dowalając na odlew batem i obelgami. Po odhaczeniu całej listy zaczyna od początku. Po jakimś czasie ma się ochotę tylko zasnąć. Najlepiej snem wiecznym.

Brzmi absurdalnie? Kiedy włączają się w głowie takie obwody, nie ma w tym ani krzty absurdu. Myśli robią się bardziej rzeczywiste niż sama rzeczywistość. I trzeba sporej determinacji, żeby z nimi walczyć. Niestety, często się przegrywa.

Tłusty czwartek

Zjadłam jednego cukiernianego pączka. Nie mam czasu smażyć ich w domu, ale może kiedyś...

Tymczasem, dla chętnych bohaterów, oto przepis na pączki a' la Wulgarny Poradnik Kulinarny.
Uwaga: Wulgarny Poradnik jest naprawdę wulgarny, za co go lubię, bo odpowiada mej wulgarnej naturze i ogólnemu tudzież permanentnemu poczuciu bezsilnej złości ;) Ale jeśli ktoś jest delikatny, wysublimowany i wrażliwy jak kwiatuszek, to niech lepiej ominie bo zamiast smaka będzie miał niesmaka ;)

" Możesz nadziać ponczek marmeladą, dżemem, budyniem, końską spierdoliną lub marzeniami o lepszym życiu, które nigdy się nie spełnią." To już wiem czym byłyby nadziewane moje ;)

Pączuś dla wszystkich! Smacznego :)

środa, 11 lutego 2015

Zmartwica

Stan wewnętrznej martwoty wskutek zamartwiania i umartwiania. Ciężko ciężko coraz ciężej i pstryk, emo bezpiecznik puszcza. I przestaje cię cokolwiek obchodzić :)


Szkoda, że to tak krótko trwa.

O, to jeszcze zarzucę muzyczny klasyk na wieczór.

"Well I guess I should stick up for myself
But I really think it's better this way"



Wygłuszam sobie nim dziecięce wycie. Niech sobie wyją, szkraby kochane. Róbta co chceta albo nic nie róbta, ja się jeszcze pouczę.

Matju jest w fazie pytań "a co to?". A co to? Mąka. A co to mąka? Taki proszek ze zboża. A co to zboża? To co rośnie na polu i jest mielone na mąkę. A co to mąka? Taki gładki proszek. A co to gładki? Bez kawałków. A co to wałków?

I tak dalej. Można sobie pogadać :)

Dziś rocznica śmierci Lady Lazarus.

"Dying
Is an art, like everything else.
I do it exceptionally well.

I do it so it feels like hell.
I do it so it feels real.
I guess you could say I’ve a call.

It’s easy enough to do it in a cell.
It’s easy enough to do it and stay put."

Oświaty kaganiec

Uczę się. I uczę. I nic nie umiem. Strata czasu, zaprawdę.


"You cannot overestimate the unimportance of practically everything."
John Maxwell

wtorek, 10 lutego 2015

Śpiączka

Proszę jaki śliczny obrazek z serduszkiem. W sam raz na kartkę dla tego, kogo kochasz. ;)


A dziś uczyłam się do egzaminu. Była mniej więcej 14.30. Robiłam notatki i ostatnia rzecz, którą pamiętam, to "Metoda gramatyczno - tłumaczeniowa"...
Otworzyłam oczy. Godzina 15.30. Spałam z twarzą na laptopie, spadły mi okulary. Kubek z herbatą leżał na podlodze, już bez herbaty, rzecz jasna. Na szczęście powódź ominęła urządzenia elektroniczne, ale trochę notatek popłynęło, muszę je przepisać jeszcze raz. Spóźniłam się po dzieci do szkoły.
Nie pamiętam jak to się stało. Wypiłam dziś trzy kawy. Herbat mocnych jak siekiera nawet nie liczę. I nie pamiętam jak to się stało, że zasnęłam.
Zasypiam w autobusie, co jest problemem, bo naraża mnie na utratę dóbr materialnych. Zasypiam czekając na dzieci pod szkołą, mrożąc sobie tyłek na mokrej ławce, głowa oparta o kolana jak menel na Centralnym. Zasypiam pod prysznicem. Kąpieli nawet nie próbuję, nie wiem czy wyszłabym z niej żywa.
Niestety w łóżku nie zasypiam, wszystko co ściga mnie w ciągu dnia i z czym sobie nie radzę wskutek zmęczenia, dopada mnie w nocy, szarpie i upomina "nie zrobiłaś tego, masz pamiętać o tamtym, znowu zapomniałaś o tym, jutro weź się za to, czeka cię tamto, nie możesz już odkładać tego bla bla bla". Odpływam, budzę się, odpływam, budzę się, wstaję zrąbana jak koń po westernie, wkładam glowę w chomąto i wiśta wio, ciągniemy nowy dzień! ;)
Ale popatrzmy pozytywnie - zaliczyłam godzinną drzemkę ;) Także tego... jest zajebiście ;)

poniedziałek, 9 lutego 2015

Loff loff

Walentynki czuć w powietrzu. Jak to dobrze, że w portfelu pusto, nie chodzę do sklepów i nie muszę oglądać pieprzonych serduszek na każdym centymetrze powierzchni wystawowej.
W ramach przygotowania do tego wspaniałego święta nazbierałam sporo obrazków tematycznych.



Bal

W szkole bal karnawałowy. Zuzia będzie Królewną Śnieżką (cudem udało mi się zakupić przeceniony kostium w jej rozmiarze, bo już miałam wizję zatrzymania jej w domu z braku stroju).


Ania będzie wróżką, w naszym starym kostiumie po Zuzi, w który mieści się również cudem, bo rozmiar jest na czterolatkę.
Od czterech dni nie słyszę nic innego tylko "a kiedy będzie bal?" "ale kiedy będzie bal?" "no ale kiedy będzie bal?!", i na hasło "bal" mam chęć strzelać oraz ciskać nożami ;)
Na szczęście w przedszkolu to wydarzenie już miało miejsce. Matju był rycerzem (niech Bozia błogosławi M.B., naszą sąsiadkę z góry, która poratowała nas sporą ilością chłopcowych ubranek, w tym również strojem rycerza :) Matju życzy sobie być weń ubierany co wieczór, jest wiedźminem i gania oraz zabija potwory (AKA swoje siostry).



niedziela, 8 lutego 2015

Odpływ

Wszystko wokoło jawi mi się jako makieta z papier-mache oglądana przez grubą szybę.