sobota, 14 lutego 2015

Happy Valentine's Day!


Numer 1 i 2 zaliczone :) Przymierzam się do numeru 3, chyba pójdę do sąsiadów pożyczyć kota :D, o tego właśnie, co wpada do mnie co jakiś czas wyspać się w mojej pościeli ;)



Numer 4 to żadne wyzwanie, zwykłam to robić z zimną krwią i na trzeźwo ;) Aby do wypłaty ;)

Z doświadczeń bieżących: dostrzegam pozytywny aspekt zaciśniętej pętli kredytowej - jeśli mam kaprys sobie coś nadplanowego kupić, to muszę najpierw kilka zbędnych rzeczy opchnąć na Allegrze i zgromadzić środki. Bardzo to pomaga w dążeniu do minimalizmu i ćwiczeniu cierpliwości. Chyba utrzymam tę zasadę na stałe, o ile sytuacja się nie pogorszy. Bo wtedy będe zbierać nie na zakupy tylko na rachunki i przestanie być przyjemnie ;)
Tym przemyślnym sposobem pozbyłam się trzech bluz, pary butów, dwóch torebek i jednej pary spodni, a zakupiłam książkę, nad którą będę się w szczegółach rozpływać na blogu, jak tylko przesyłka do mnie dotrze. Kniga jest gruba (416 stron), niezwykła, piękna, dziwna i tajemnicza :) Moj wymarzony prezent ode mnie dla mnie :)
Tym optymistycznym akcentem zakończę dzisiejszy dzień :)

3 komentarze:

Ka pisze...

Hihi, moj maz tez wyjechal i tak sie przypadkowo sklada, ze siedzialam z kocykiem i kotem, i caly wieczor ogladalam "the walking dead", ktorego moj maz sie...hm, boi :-))))

Unknown pisze...

Ja od ciebie się nauczyłam nie kupowania, pamietasz ? Do dzisiaj jak mam cos kupic, to 10 razy sie zastanawiam i kupuje jesli naprawde jest to potrzebne. Oszczęności powinnam przekazać Tobie :)

Cuilwen pisze...

:D Ka, dobrze Ci bo masz kota i nie musisz pożyczać :D Hahahaha, mój mąż lubi Walking dead, a ja sie boję :D


Mi, CMOK! Na początku trudno się przestawić, ale potem czlowiek zaczyna doceniać ile oszczędza i o ile lepiej się żyje :D Chociaż mam ciągle trochę problem z książkami, muszę ostro ze sobą walczyć, żeby się nie zadłużyć na książkowe zakupy.