Mam pierwsze wydanie z 1987 roku :) Trochę zaczytane, bo to jedna z ulubionych książek mojego dzieciństwa. Teraz bawi moje dzieci, które co wieczór domagają się głośno "poczytaj o smokach, o smokach, mamo!"
Książka świetna. Czytam ją po raz pierwszy od jakichś 26 lat i jestem tak oczarowana jak za pierwszym razem :) Poziom absurdu wybija sufit, wszystko jest możliwe i wszystko jest śmieszne, w nienachalnym, sarkastycznym stylu, atrakcyjnym i dla dzieci i dla dorosłych. Smoków nie sposób nie lubić i nie sposób się z nich nie uśmiać. Żaba po prostu powala, a Makrauchenia, choc irytująca, jest na swój makraucheniowy sposób słodka.
Postacie niezwykle wyraziste, ach, gdybyż większość "dorosłej" literatury zaludniona była takimi charakterami... Sama przyjemność.
No i niech się schowają wszystkie lukrowane bylejakie produkcje dla dzieci, gęsto pokrywające półki supermarketów, fatalnie napisana i jeszcze gorzej ilustrowana papka (na myśl przychodzi mi tutaj książka o jednorożcu Sparkle, niegdyś ukochana przez Zuzię straszliwa, prostująca zwoje szmira) . "Sceny" to literatura dziecięca wysokiej jakości, moim subiektywnym i uprzedzonym zdaniem dużo lepsza od, dajmy na to, słynnej serii wydanej z "Wyborczą", gdzie klasyczne baśnie zostały "unowocześnione" czyli bezlitośnie zmasakrowane.
Scen jest piętnaście, jestem z dziećmi mniej więcej w połowie i dawkujemy sobie po jednej, żeby na dłużej starczyło. Co nie jest proste, bo dziewczynki chcą jeszcze i jeszcze ;) Przy niektórych fragmentach śmieją sie w głos (acz nie przy tych samych które najbardziej bawią mnie, co świadczy o tym, że dziełko jest znakomite, ponadczasowe i trafia w gusta każdego przedziału wiekowego;) ).
Matju właśnie podszedł do mnie, spojrzał na ekran, podskoczył i zawołał "mamo! książka o smokach! moja ulubiona!" i niech to starczy za podsumowanie mojej pobieżnej recenzji ;)
TUTAJ można poczytać fragmenty :)
5 komentarzy:
też mam! dostałyśmy z siostrą na naszych pierwszych koloniach w 1988r. :D
Ach wspomnienia :D Wartość dodana ;)
Nie wiem, ja chyba tego nie czytalam, ani nie przypominam sobie, bym miala to w rekach... Ale po przeczytaniu fragmentow, uswiadomilam sobie, ze moja rodzona mama uzywa jezyka tej ksiazki: "ktora gadzina", "nie boj zaby"...
No i znowu przez ciebie muszę książkę kupić ;) Ja te smoki znam tylko z filmu, ale i tak uwielbiam.
Ka, polecam, bo książka przefajna :)
Kaja, kup, kup, książki trzeba kupować, zresztą Ty sama wiesz, co ja Ci będę tłumaczyć :D
Prześlij komentarz