A dziś uczyłam się do egzaminu. Była mniej więcej 14.30. Robiłam notatki i ostatnia rzecz, którą pamiętam, to "Metoda gramatyczno - tłumaczeniowa"...
Otworzyłam oczy. Godzina 15.30. Spałam z twarzą na laptopie, spadły mi okulary. Kubek z herbatą leżał na podlodze, już bez herbaty, rzecz jasna. Na szczęście powódź ominęła urządzenia elektroniczne, ale trochę notatek popłynęło, muszę je przepisać jeszcze raz. Spóźniłam się po dzieci do szkoły.
Nie pamiętam jak to się stało. Wypiłam dziś trzy kawy. Herbat mocnych jak siekiera nawet nie liczę. I nie pamiętam jak to się stało, że zasnęłam.
Zasypiam w autobusie, co jest problemem, bo naraża mnie na utratę dóbr materialnych. Zasypiam czekając na dzieci pod szkołą, mrożąc sobie tyłek na mokrej ławce, głowa oparta o kolana jak menel na Centralnym. Zasypiam pod prysznicem. Kąpieli nawet nie próbuję, nie wiem czy wyszłabym z niej żywa.
Niestety w łóżku nie zasypiam, wszystko co ściga mnie w ciągu dnia i z czym sobie nie radzę wskutek zmęczenia, dopada mnie w nocy, szarpie i upomina "nie zrobiłaś tego, masz pamiętać o tamtym, znowu zapomniałaś o tym, jutro weź się za to, czeka cię tamto, nie możesz już odkładać tego bla bla bla". Odpływam, budzę się, odpływam, budzę się, wstaję zrąbana jak koń po westernie, wkładam glowę w chomąto i wiśta wio, ciągniemy nowy dzień! ;)
Ale popatrzmy pozytywnie - zaliczyłam godzinną drzemkę ;) Także tego... jest zajebiście ;)
2 komentarze:
No to sie wyspałaś :) u mnie jest podobnie, wloke sie jak dziad wszędzie....;/
Właśnie sobie robię drugą kawę, bo już nie żyję.
Prześlij komentarz