Na pytanie "jak się masz?" odpowiadam niezmiennie "jestem zmęczona". Kompletnie mnie dobijają uwagi w stylu: "odpoczęłaś?", "wyspałaś się już?". Nie, kurwa. Nie wyspałam się i nie wyśpię się jeszcze kilka lat. Mam małe dziecko którego nie interesuje mój stan fizyczno-emocjonalny ;)
Wyczerpanie matki może pojąć tylko inna matka. Bo jak wyjaśnić komuś, że można nie dosypiać latami; zarywać noce i potem wstawać o 4 rano. Codziennie pompować w siebie litry kawy, coli i red bulla tylko po to, żeby jakoś przekulać się do wieczora. Jak objaśnić komuś stan półprzytomności, kiedy idziesz po starsze dziecko do szkoły i opierasz się o wózek, żeby się nie przewrócić. Kiedy zasypiasz na stojąco w kolejce po bułki. Kiedy kroisz palce razem z szynką i nie zauważasz, że coś nie tak. Kiedy nie masz siły nawet się uśmiechnąć a przed tobą cały dzień w domu, z ząbkującym, jęczącym maluchem, który nie pozwala ci się od siebie oddalić nawet na sekundę; furą prania, lepką podłogą i perspektywą ugotowania obiadu. I wiesz, ze NIE ODPOCZNIESZ, bo nie ma kogoś, kto by cię zastąpił. Nie ma. Po prostu NIE MA.
Reguła jest taka - nieważne jak jesteś zmęczona, jeśli cudem uda ci się zmrużyć oczy, bachor natychmiast cię obudzi. Mały, żeby sprawdzić czy żyjesz (kiedy mama nie rusza się i przestaje mówić, nalezy podnieść alarm najwyższego stopnia), duży - żeby oznajmić ci, że narysował zieloną rybkę albo mamo ona mnie dotyka w oko...
Dzieci nie mają litości, mają natomiast nieograniczone potrzeby. Potrzeby wzmagają się i mnożą, kiedy matka usiłuje się położyć, usiąść do książki/komputera albo pogadać przez telefon.
Nawet marchewka ma lepiej ode mnie... Niech mnie ktoś przytuli ;)
Albo ja przytulę kogoś :P
Na koniec myśl głęboka, z którą się nie zgadzam. Bez problemu znoszę cudze dzieci, bylem nie musiała mieć z nimi do czynienia ;) Za każdym razem, kiedy w okolicy rozlega się się wycie jakiegoś młodocianego, z uśmiechem na twarzy myślę sobie: "JAK DOBRZE, ŻE TO NIE MOJE!" :)
Rozmyślania powyższe zainspirował Matju, który cierpi na bardzo silne lęki separacyjne. Kiedy tylko wstaję, żeby wyjść z pokoju, wybucha przeraźliwym, nieutulonym płaczem i, potykając się, człapie za mną na czterech łapkach. Najczęściej się przy tym przewraca, co powoduje kolejną eksplozję wycia.
Do tego wstaje o 4 rano. W nocy oczywiście się budzi na jedzenie, tak z 5 razy. Aha i ząbkuje.
I jeszcze te, rzekłabym, dość wysokie temperatury... Mimo zahartowania w tureckich upałach, jestem nieco przydeptana pogodą.
I Zuza nie chodzi do szkoły, nudzi się jak mops, łazi za mną i jęczy.
Dobijcie mnie :)
Do tego wstaje o 4 rano. W nocy oczywiście się budzi na jedzenie, tak z 5 razy. Aha i ząbkuje.
I jeszcze te, rzekłabym, dość wysokie temperatury... Mimo zahartowania w tureckich upałach, jestem nieco przydeptana pogodą.
I Zuza nie chodzi do szkoły, nudzi się jak mops, łazi za mną i jęczy.
Dobijcie mnie :)