sobota, 25 maja 2013

Klap

Po dzisiejszym festynie rodzinnym w szkole, późniejszej wizycie u lekarza oraz obiedzie w domu teściowej (mnóstwo małych, łatwotłukących rzeczy, leków, szpilek i temuż podobnież a w środku tego szalejący, niewyspany Matju  i weź go upilnuj) oklapłam, odparował ze mnie optymizm, wyschły pozytywne myśli, skutkiem czego jestem zdolna jedynie do kiwania sie na krześle. Ma to swoje dobre strony - wrzeszczące potomstwo nie robi na mnie wrażenia, po prostu nie reaguję. Wyczerpanie jest wspaniałym stanem i najlepszą warstwą izolacyjną.

Dziś jestem Kłapouchym. O.



:)

piątek, 24 maja 2013

Snu.


Jest 22.32. Matju żwawy i rześki siedzi przed tv, wsuwa krakersy i ogląda Cbeebies.
Na propozycję "chodźmy spać" odpowiada twardo: NIE! Zabrany do łóżka, natychmiast wstaje i ucieka z krzykiem.
Mąż już wymiękł i poszedł spać. Ja kiwam się przed komputerem i rozważam różne niekonwencjonalne wyjścia z sytuacji (napojenie Matju piwem, ucieczka na Karaiby, ucieczka gdziekolwiek, samobójstwo).

Dobranoc wszystkim bezdzietnym szczęściarzom.

czwartek, 23 maja 2013

Niebo w gębie

Cinnamon rolls czyli zwijane bułencje z cynamonem i cukrem. Omnomnom, zjem każdą ilość o dowolnej porze. Zakochałam się w tym wynalazku natychmiast, kiedy Best Friend nakarmiła mnie taką bułą w Kanadzie.
Oto ów podniosły moment, uwieczniony dla potomności (7 kilo temu, byłam szczupła i wiotka, ach):



Od niedawna w Polsce działa Cinnabon, jedna z bardziej znanych amerykańskich sieci ciastkosprzedajnych, od nich własnie pochodziło cudo, które zawładnęło moim sercem i żołądkiem. Tyle, że są na razie tylko w Katowicach... Więc jak, kobito, masz ciśnienie na bułę, to albo zasuwaj do Katowic albo se upiecz. Więc se upiekłam.
Przepis znalazłam tutaj.
Zrobiłam same bułki, bez tej pysznej wierzchniej polewy, bo i tak mąż skrytykował mnie zimno i surowo za wypiekanie słodkości w porze kolacyjnej (=niezdrowe i tuczące). Ale bułkę owszem, zjadł ;)

Ciasto drożdżowe wyszło idealnie, rosło jak głupie, w pewnym momencie uciekło mi z miski ;)
Tak wyglądały bułcie w fazie drugiego wyrastania (niezbyt równe, ale co tam, taki urok domowych wypieków, prawdaż;) ):



Tak siedziały w piekarniku:

A wyszły tak:


Zjadłam trzy i tylko zdrowy rozsądek powstrzymał mnie przed dalszą konsumpcją ;)



Bańki

Mateo zupełnie samodzielnie produkuje bańki mydlane :) Bystry dzidziuś :) Siostry w jego wieku jeszcze nie chwytały o co w tym chodzi ;)


Oczywiście zaraz wylał cały płyn na podłogę, teraz szarpie mnie za łokieć i woła "mama! boda!", znaczy żeby mu dolac "wody" ;) Zagląda do pudełeczka i mówi "ojojoj, nie ma!" :P

środa, 22 maja 2013

PMS

Za młodu się zastanawiałam co to ten słynny PMS, bo jakoś przyjemność ta mnie omijała przez długie lata. Po urodzeniu dzieci się dowiedziałam co to. Niestety. Hucznie i z przytupem. Full wypas.
Hormony to rzecz straszna. Niszczycielski żywioł. Sama z sobą już nie mogę wytrzymać, a rodzina omija mnie na paluszkach. Pluję jadem i paruję złością. Jestem bliska rzucania przedmiotami oraz niszczenia wszystkiego co stanie mi na drodze.


Chętnie dałabym komuś w pysk. Ot tak. Może powinnam w końcu zacząć trenować tę wymarzoną krav magę ;)


Zawsze kiedy wpadam w hormonalne jazdy mam tę wątpliwość - czy to PMS czy może to po prostu ja jestem sama w sobie taka wredna?


Koleżanka poleciła mi Castagnus. Trochę się boję, bo ostatnim razem kiedy zaczęłam brac Castagnus, po trzech tygodniach zaszłam w ciążę... To by mnie na jakis czas wyleczyło z PMSa, owszem, ale jakoś odeszła mi ochota na tego rodzaju kurację :P

wtorek, 21 maja 2013

Witajcie w krainie, gdzie rozum ginie

No dobra. Nadszedł czas, żeby spojrzeć prawdzie w oczy, wziąć byka za rogi i powiedzieć jak jest. Otóż, obawiam się, że mój syn należy do TYCH dzieci. Tych co rzucają się na podłogę w sklepie i przeraźliwie wrzeszczą. Tych co w furii gryzą i kopią wszystkich i wszystko naokoło, włącznie z rodzicami, a może przede wszystkim rodziców.
Byliśmy dziś między innymi w centrum handlowym, gdzie Matju, odciągany od samochodzików i smoka do jeżdżenia, dał taki koncert, że ściany drżały.
Po raz pierwszy w życiu WSTYDZIŁAM SIĘ za swoje dziecko tak bardzo, że chcialam się zapaść pod ziemię. Przeprosiłam w windzie dwie miłe panie z wózkami, w których siedziało dwoje ultraspokojnych młodocianych, ewidentnie zszokowanych wystepem kolegi.
Spoglądano na mnie ze współczuciem i potępieniem.
A ja nie mogłam powstrzymać histerycznego, nerwowego śmiechu. To moja standardowa reakcja na wrzask. Po prostu nie moge przestać się śmiać. A zaraz potem zaczynam płakać.


poniedziałek, 20 maja 2013

Laleczka

Jedna z ulubionych zabawek Matju. Wozi w tym wózku wszystko, począwszy od butelki z wodą, kończąc na samym sobie :)


niedziela, 19 maja 2013

Brak słów

Zabraklo mi słów, ręce opadły i  tylko płakać mi się chce. Oto co zrobiła dziś Ania do spółki z Mateuszem:




Pomazali ściany kredkami. Na sporej powierzchni.
Atmosfera jest dość napięta.

Kiedy dzieci pójdą spać, położę się do łóżka i będę marzyć o czystym domu, w którym nie potykałabym się o zabawki; o kawałku swojej własnej przestrzeni, nie zagrożonym inwazją niszczycieli. O ciszy. O tym, żeby nie musieć zastanawiać się jak do jasnej cholery wyegzekwować to czy tamto, bez użycia przemocy.
O samotności. I spokoju. O czasie do własnej dyspozycji.
Będę sobie wyobrażać, że jestem kimś innym.
Strasznie jestem zmęczona.