wtorek, 9 czerwca 2009

Indio: konopie i len

Miało być o Lanie, ale nie mogłam dprosić się o zdjęcia, więc na razie pochwalę się Didkami:

Indio konopie.

Nowe konopie były dość sztywne, szorstkie, ciężko się dociągały. Trzeba je było pomęczyć, więc oddałam je Zuzi na hamak i huśtawkę, siedziałam na nich, nosiłam Zuzę, prałam i prasowałam. Oficjalnie można je uznać za lekko złamane :) Ostatnio leżały bezczynnie, aż mi się ich żal zrobiło, zamotałam się dziś rano i zachwyciłam się wygodą :) Nic nie uwiera, nic się nie wrzyna, Anka spała jak przymurowana.

Parę dni temu przemknęła mi przez głowę myśl, ze może by je sprzedać, ale nieee, w życiu. Jeszcze nie teraz :) Co najwyżej ufarbujemy je sobie. Na zielono.




Indio Eis len.
Dziś cieszy nową właścicielkę. Eis śliczny był, kremowo-seledynowy. Wersja limitowana, więc nieco cieńszy od innych chust; właśnie dlatego musieliśmy się rozstać. Dopóki Ania ważyła mniej, sprawdzał się doskonale, lubiłam go za miękkość, mięsistość, plastyczność. Ale chustoklopsik przekroczył 13 kilo żywej wagi i nie ukrywam, że Eis juz się nie wyrabiał.
Jeno zdjęcie po nim zostało, chlip chlip :)







poniedziałek, 8 czerwca 2009

Zuzia prawie przedszkolakiem

Ostatni miesiąc był dla nas bardziej niż upierdliwy, bo Taty prawie nie było w domu. Dzieci mnie niemal wykończyły.
Dobra wiadomość jest taka, że Zuza polubiła przedszkole. Byłyśmy tam trzy razy na tzw. "dniach adaptacyjnych", organizowanych po to, żeby maluchy miały szansę zapoznać się z wychowawcami, z przedszkolną salą, ogrodem, usytuowaniem toalet itp.
Zuza bawiła się tak przednio, że nie chciała wychodzić. A kiedy już udało mi się ją wyciągnąć, prawie przemocą, z sali, to natychmiast zaczynała się słaniać na nogach i płakać ze zmęczenia i nadmiaru wrażeń. Do domu wracała śpiąc na moich plecach (w nieocenionych, starych pasiaczkach Nati - te chusty poniosą wszystko, prawdziwe heavy duty wraps).
Najbardziej przypadły Zuzi do gustu małe umywalki, umieszczone na odpowiedniej dla dziecka wysokości. Umyła ręce chyba z 15 razy, zanim wyciągnęła ją stamtąd jedna z Pań :)

Ania stoi już całkiem pewnie, ostatnio wspięła się nawet na kanapę... Trzymana pod pachy robi drobne i chybotliwe kroczki, zaśmiewając się przy tym do rozpuku.
W drodze są kolejne zęby, tym razem przedtrzonowce. Cóż mogę rzec - wrzask jest przy tym okropny, Młoda mało je, za to maminy biust, ze się tak wyrażę - zajechany doszczętnie. Byłoby znacznie gorzej, gdyby nie leki przeciwbólowe... Matko - Nurofen Twoim Przyjacielem ;)

Zbieram się, żeby w końcu opisać chusty, którymi sie jeszcze nie chwaliłam. Może jutro uda mi się sklecić pean na cześć Lany Olive. Ze zdjęciami :)