sobota, 22 grudnia 2007

Życie bez chusty nie jest fajne vol. 2 - plecy

Od dwóch miesięcy nie naszam. Zuza juz kompletnie zapomniała co to chusta, nie było żadnego, najmniejszego problemu z "przyzwyczajeniem do noszenia" z jej strony. Ale niestety, inaczej to wygląda z mojej.
Już jakieś 3 tygodnie temu zaczęły mi wracać bóle pleców, o których zapomniałam całkowicie przez ostatni rok :-( Dopóki nosiłam miałam kręgosłup bez zarzutu, żadnych dolegliwości, co najwyżej jakieś zakwasy od czasu do czasu po większym wysiłku :) Ale laba się skończyła wraz z odstawieniem szmat. Od dwóch dni zwijam się z bólu, zupełnie jak kiedyś. A było tak pięknie, już zdążyłam zapomnieć co to kręgosłupowe dolegliwości... Pocieszam się że to minie kiedy załaduję do szmaty Nowego Chuściocha :)
Post niniejszy dedykuję wszystkim Wiedzącym Lepiej, którzy nie będą nosić w chuście bo "szanują swoje plecy". Ja swoje też bardzo szanuję i dlatego zamierzam nosić jak najdłużej :)

środa, 5 grudnia 2007

Życie bez chusty nie jest fajne

Wydawałoby się, że przywykłam do funkcjonowania z wózkiem. Tak było do tej pory, kiedy wózek służył mi do poruszania się po podmiejskim getcie w którym mieszkam. Jednak dziś podjęłam pierwszą od daaaawna próbę przemieszczenia się z wózkiem komunikacją miejską i mało mnie przy tym nie trafił szlag.
Wzięłam Maclarena - lekki wózek "przewozowy". Ha ha. Najpierw musiałam znieść z 3 piętra wózek, plecak z niezbędnikiem okołodzieciowym, Zuzę, naręcze kurtek oraz ważną paczkę do wysłania po drodze. Wszystko naraz. Potem szarpanina z drzwiami, coś co mnie niezmiennie doprowadza do pasji, chyba nigdy się nie przyzwyczaję. Tych, którzy nie wiedzą o co mi chodzi informuję, że moje dziecko waży 18 kilo i manewrowanie lekkim i delikatnym wózeczkiem obciążonym taką masą (+paczka w koszyku) jest dla mnie możliwe tylko z pomocą obu rąk i przy sporym wysiłku. W związku z powyższym brakuje mi trzeciej ręki do otwierania i przytrzymywania drzwi;)
Wsiadanie do autobusu - nie umiem podbić mojego wózka tak, żeby po prostu wjechać :) Nie dam rady również dźwignąć tej masy z chodnika i wnieść (do pomocy nikt sie nie spieszył). Musiałam wsadzać oddzielnie oba elementy - Zuzę i wózek. Zuza od razu po wejściu ruszyła w rajd po autobusie, ledwie mi sie udało ją złapać i posadzić na siedzeniu bo kierowca już ruszał. Jak tylko spacyfikowałam Zuzę musiałam pacyfikować wózek (Maclaren ma gówniane hamulce, które łatwo puszczają, do tego jest tak lekki że rzuca nim na zakrętach i zaczął mi uciekać po autobusie). Usiłowanie wsadzenia Zuzy do wózka kończyło się wściekłym protestem (z wózka nie można przez okno wyglądać ;) Ludzie patrzyli na moje nieskładne próby opanowania sytuacji z mieszaniną zdziwienia i niesmaku. Zwłaszcza mamusie z wózkami, radzące sobie sprawnie i bez problemu:) no pełna frustracja po prostu.
Jakoś udało mi się wysiąść, trzymałam na ręku dzieciaka, a w drugim ręku wózek i modliłam się żeby nie było gwałtownego hamowania:D
Tak się złożyło, że dojechałam zupełnie nie tam gdzie chciałam (zmiana trasy autobusu, którą zauważyłam za późno, zaaferowana Zuzą i wózkiem;) Nie mogłam po prostu wsiąść w powrotny autobus, albowiem w mojej okolicy autobusy mają dziwne trasy (wracają inna drogą niż wyjeżdżają) i w godzinach okołopołudniowych jeżdżą rzadko.
Tak oto zamiast w Carrefourze znalazłam sie o 4 kilometry od domu, na rozkopanej, błotnistej i wyboistej ulicy z resztkami dziurawego chodnika:D Nie tracąc ducha i warcząc pod nosem na haniebny stan okolicznej infrastruktury (CH Targówek widziałam wyraźnie i blisko, szkopuł w tym, że nie mogłam do niego dojść bo nie poprowadzono drogi a przeprawa na durch przez łąki i bajora jakoś mnie nie nęciła;) rozpoczęłam powrót do domu.
Maclaren Quest Sport, piękny miejski wózek pozbawiony całkowicie amortyzacji, jak sama nazwa wskazuje jest miejski. Najlepiej się nim jeździ po równych i gładkich podłogach w centrach handlowych. Wędrówka z ciężkim dzieckiem w Maclarenie po wyboistym, błotnistym chodniku to coś czego każda wielbicielka wózków powinna doświadczyć.Wytrzymałam jakieś 2,5 kilometra:) Potem wyciągnęłam z plecaka zachomikowaną krótką Lisę ;) zabraną na wszelki wypadek (zachwyciłam się swoją przezornością), wzięłam dziecko na biodro i dalej po wertepach niosłam wszystko: plecak, Zuzę i wózek.
Bez komentarza.

sobota, 17 listopada 2007

Amauti

Zdjęcie pochodzi ze strony:
http://www.parcoursnunavik.com/Default.asp?langue=1

W związku z nadchodzącą zimą znowu zaczęłam obsesyjnie przeglądać strony o Amauti (lub Amautik/Amautiq)- inuickiej parce z ogromniastym kapturem i miejscem na plecach dla dziecka. Na informacje o Amauti trafiłam w internecie zupełnie przypadkiem kilka miesięcy temu i padłam z zachwytu!
Z początku wydawało mi się (jak większości ludzi), że dziecko umieszczone jest w... kapturze :) Co nie jest prawdą. Dziecko znajduje się w tylnej części kurtki, zwanej "amaut", uszytej w kształcie sporej kieszeni. Zabezpieczone jest dodatkowo od dołu pasem, owiniętym wokół talii matki i zahaczonym o pętelkę z przodu kurtki. Kaptur jest najzwyklejszym w świecie kapturem, tyle że dwuosobowym, zapewniającym jednocześnie ciepło i cyrkulację powietrza.
W Amauti można nawet karmić piersią :) Trzeba wyjąć ręce z rękawów do wewnątrz kurtki i przesunąć dziecko do przodu :) W podobny sposób można wysadzić dziecko, jeśli stosuje się EC. Tradycyjnie i dzieci i mamy były pod kurtką gołe, co znacznie upraszczało i kwestię karmienia i wysadzania :)
Wzory kurtek różnią się od siebie, w zależności od regionu, z którego
pochodzą. W Amauti cięzar dziecka rozkłada się na klatkę piersiową i ramiona mamy. Wszystkie użytkowniczki Amautików na TBW twierdzą, ze to bardzo wygodne, porównywalne z BWCC w chuście długiej. Konstrukcja kurtki uniemożliwia większym dzieciom samodzielne wydostanie się z niej :)

Amauti są - jak na nasze warunki - potwornie drogie: 350-600 dolarów... Do tego przesyłka z kanadyjskiej Dalekiej Północy no i cło :P Razem wziąwszy - nie na moją kieszeń, nawet mimo zachwytu i nieodpartej żądzy posiadania. Uszyć własnym sumptem się nie da - to specjalna konstrukcja, tajniki jej tworzenia przekazywane są tylko wśród inuickich kobiet zajmujących się zawodowo szyciem takich kurtek, a wzór jest chroniony prawnie, nie można go rozpowszechniać, sprzedać ani udostępniać, bo stanowi kulturowe dziedzictwo Inuitów. Widziałam zdjęcie wykrojonych części kurtki, gotowych do zszycia i opadła mi szczęka - wyglądało to jak bardzo drobne puzzle. Stopień skomplikowania był imponujący :) Szycie może zająć nawet dwa tygodnie. Zważywszy to oraz fakt że na północy Kanady karton soku kosztuje 22 dolary, cena Amauti już nie wydaje się wygórowana ;)

Więcej o Amauti:
http://www.amautibaby.com/
http://www.hipbundles.com/category.asp?brand=12

piątek, 16 listopada 2007

Mexican Bola

Nazwa brzmi egzotycznie, ale mexican bola to po prostu metalowy ciążowy wisiorek. Jego wyjątkowość polega na tym, że przy poruszaniu wydaje delikatny dźwięk - takie cichutkie pobrzękiwanie, bardzo przyjemne dla ucha. Nosi się go na długaśnym sznurku na szyi, tak żeby dyndał w okolicach brzucha. Od ok.20 tygodnia ciąży dziecko słyszy dźwięk wydawany przez wisiorek i przyzwyczaja się do niego. Po urodzeniu znajomy dźwięk pomaga maluchowi się uspokoić. Tyle teorii :) Nie wiem jak to się sprawdza w praktyce, ale sam pomysł brzękającego wisiorka tak mnie zafrapował, że kupiłam sobie taki gadżet. Nie znalazłam ich w Polsce, kupiłam jak zwykle u Brytów, w Babyhut
Bardzo mi sie podoba - wygląda jak miniaturowe, posrebrzane jajco (na zdjęciu, niestety, wyszedł kiepsko), ok. 3 cm wysokości. Brzęczy ślicznie, Zuzia jest nim zachwycona. Tylko cena była hmmm... niezachwycająca ;)

czwartek, 15 listopada 2007

Nowy Chuścioch

Panie i Panowie :) Niniejszym oficjalnie oznajmiam iż w moim brzuchu zamieszkał Nowy Chuścioch. Mieszkaniec brzucha ma obecnie 5 tygodni, jakieś 10 mm długości, a wczoraj na usg zobaczyłam jego bijące serce:).
Dzieć urodzi się jakoś pod koniec czerwca albo na początku lipca. Ciąża, niestety, może być zagrożona, więc chyba nie obejdzie się bez leków :( Ale zobaczymy.
Na razie miotają mną sprzeczne uczucia - od ekstatycznej radości (rzadziej) po panikę (częściej;). No bo jak ja sobie poradzę - ledwie mogę się ogarnąć z jedną Zuzą, i to też czasem mi nie wychodzi, a co dopiero z Zuzą i noworodkiem? Jakie to szczęście że mam chusty :D Zamierzam zaopatrzyć się w kilka następnych (mam nadzieję że mój mąż tego nie czyta;), przede wszystkim w elastycznego Polekonta. I Vatanai na lato...

Oprócz wahnięć emocjonalnych odczuwam też inne przypadłości - kiepski, przerywany sen, wilczy głód na przemian ze wstrętem do jedzenia, no i okropne, przemożne, obezwładniające zmęczenie i senność... A tu kicha, spać nie można :) Zuza w nocy śpi czasem dobrze, czasem gorzej, ale jak by nie spała to max o 5.30 zawsze jest pobudka :) Chodzę na rzęsach. Ze wzruszeniem przypominam sobie rozkosze pierwszej ciąży, kiedy mogłam SPAĆ dowolnie długo i o każdej porze dnia :) Teraz jak tylko sie położę i przymknę oczy natychmiast podbiega Zuza, tarmosi mnie i krzyczy "mamusia obudzi obudziiii!!!!!". I jak ja mam wypoczywać, no jak? :)

Ze względu na konieczność oszczędzania siebie i małego lokatora już prawie nie noszę Zuzy w chuście :( Ona znosi to znacznie lepiej ode mnie :) Nie protestuje, nie płacze, grzecznie siedzi w wózku albo chodzi (mniej grzecznie). Czasem jednak nie da się uniknąć noszenia (mieszkamy na 3 piętrze bez windy), podnoszenia, przenoszenia itd. Trudno, nikt tego za mnie nie zrobi. Konieczność szarpania się z wózkiem podnosi mi codziennie ciśnienie :) Naprawdę się rozbestwiłam przez te szmaty i lubię wygodę :)

Bardzo jestem wdzięczna wszystkim forumowym koleżankom za gratulacje i miłe słowa :) Dziękuję w imieniu swoim i Chuściocha:)

poniedziałek, 12 listopada 2007

Maya Wrap

http://www.mayawrap.com/

Różne cuda tu mają, ale mnie najbardziej interesują chusty kółkowe. Są 2 typy: Original i Lightly Padded. Ja mam tę drugą, "lekko wypełnianą" ;): w ramieniu ma wszytą płaską poduszkę. Wg mnie szalenie wygodna rzecz, no i prosta w obsłudze - przy zakładaniu nic nie trzeba wywijać (wersja Original ma ramię złożone bodajże w harmonijkę i przy zakładaniu wierzchnią warstwę należy wywinąć, tworząc tzw. "shoulder cup").
Wspaniały jest materiał, z którego są szyte - bawełna, ręcznie tkana w Gwatemali. Miękka i bardzo przewiewna, świetna na lato. Chustę łatwo regulować. I to bogactwo kolorów...
Chusty kółkowe występują w 4 rozmiarach: Small: do 157 cm wzrostu, szczupła budowa ciała; Medium: 157- 175 cm, Large: powyżej 175 cm, X Large: dla osób potężniej zbudowanych :)

Zaopatrzyłam się w XL i muszę przyznać że jest naprawdę duża. Jestem, jako żywo, potężną kobietą :) Zuza tez nie ułomek, dużo większa niż dzieci w jej wieku a w tej chuście mieścimy sie swobodnie nawet ubrane w zimowe kurtki, i jeszcze długaśny ogon zostaje :)

piątek, 26 października 2007

Plac zabaw

Dopiero przy oglądaniu fotek, które zrobiliśmy ostatnio Zuzi na osiedlowym placu zabaw rzuciło mi sie w oczy jakie to klaustrofobiczne miejsce. Nieduży placyk, wyłożony jakimś brezentem i wysypany piachem (brezent spod piachu wygląda), ogrodzony, na nim zjeżdżalnia, piaskownica, kompleks drabinek i kilka huśtawek. Zero zieleni, zero drzew, dookoła bloki, beton, beton, beton... W lecie przez cały dzień świeci tam słońce - ukrop jak na patelni, nie ma się gdzie schować. W okolicy nie ma żadnego parku, skweru, nic, tylko osiedla i resztki popegeerowskich pól. Paskudnie.
Kiedyś, kiedy Zuza była mniejsza, wsadzałam ją w chustę i szłam polami nad Kanał Królewski. Od kiedy Zuza chodzi, spacery odpracowujemy tylko na placu zabaw, nie da się stamtąd zabrać, grrr...

Didymos Red Leaves

Mam! Dzięki uprzejmości Donkaczki, ktora ustrzeliła go dla mnie na niemieckim ebayu. Chusta teoretycznie używana. W opisie aukcji była informacja że została użyta raz. Biorę oczywiście poprawkę na aukcyjny bajer, ale ten didek naprawdę wygląda jak nieużywany/bardzo mało używany.
Cóż mogę powiedzieć - piękny jest...
Kiedyś na TBW zobaczyłam zdjęcie stosiku jakiejś dziewczyny, między innymi był tam właśnie didy red leaves. Leżał tak, że widać było jego "lewą" stronę - czerwone liście na pomarańczowym tle. No i co tu kryć - miłość od pierwszego wejrzenia. Postanowiłam że go kupię, choćby dla samej przyjemności posiadania, patrzenia, macania itd;) W końcu to moja przedostatnia chusta;)

Jestem trochę zdziwiona, bo liście różnią się od Laury, ktorą oglądałam na spotkaniu. Tamta chusta była bardziej mięsista, solidna, sporo grubsza. Myślałam że wszystkie żakardy tak mają, ale jak widać nie. Listki przypominają raczej Vatanai: materiał cienki (jednak grubszy od Vatanai), delikatny, stosunkowo mało uciągliwy. Po złożeniu zajmuje mało miejsca, spokojnie da się upchnąć w plecaku. Na razie nie wiem jak się nosi, bo na widok chust Zuzia ucieka:) Update wkrótce:)

Chustosik

Uhodowałam sobie dorodny chustosik:) Przedstawiam go tutaj ku pamięci, zaznaczając, że na zdjęciu są tylko chusty wiązane, nie ma: mei taia Oppamamy, 4 chust kółkowych (2 Oppa, Maya Wrap i zmaltretowana Hamalu) i poucha (też Oppa:)
Patrząc na tę fotę sama się zdziwiłam ile tego jest...

Od dołu:
- Didymos Katja 5
- Nati Kalahari 4m
- Nati błękitne paski maxi
- Nati Fale Dunaju maxi
- Vatanai Naglikti 2,5m
- Lana Tattoo 5,20m
- Didymos Lars 7
- Didymos Lisa 2
- Nati Sunset maxi
-tadaaaam tam tadam!!!! Didymos Red Leaves 7 - najnowszy, przepiękny nabytek (Donkaczko DZIĘKI!!!!:)

niedziela, 21 października 2007

Załamka

Dziś rano mialam zamiar iść wypełniać Obowiązek Obywatelski w chuście. Ale przypadkiem postawiłam Zuzę na wagę i oniemiałam - 17,4 kg... Duch we mnie opadł.
Totalna załamka. To dlatego ostatnio było mi troche ciężkawo ją nosić. Pulpet jeden;)
W celu wypełnienia OO mainstreamowo wsadziłam dziecko w wózek:( Było mi nieporęcznie niewygodnie, wkurzał mnie każdy próg, krawężnik, nierówne płyty chodnikowe. No i drzwi, grrr. Jak podbić jedną ręką do przejazdu przez próg wózek z 17,4 kg dzieckiem + dodatkowe rzeczy, drugą ręką przytrzymując drzwi żeby się zmieścić w przejściu?! Normalnie jedną ręką nie dawałam rady:( Jak matki radzą sobie z tymi cholernymi wózkami na codzień???? Co za porażka... W dodatku Zuza ledwie się w tym wózku mieści, na szerokość i na wysokość;)

wtorek, 16 października 2007

Lana - zdjęcia w akcji

Wreszcie wstawiłam powyżej zdjęcia Lany Tattoo w akcji. Akcja nosi nazwę "plecak z chest beltem na umiarkowanie protestującym dziecku" :) proszę nie zwracać uwagi na niedoskonałości ruchów i wiązania (np skręcona chusta na lewym ramieniu), usiłowałam sie skupić na tym, zeby odwieść Zuzę od wyrwania mi wszystkich włosów z głowy;)

Didymos Lisa

Jak widać powyżej przedstawiam moją Lisę 2,70 m w wiązaniu zatytułowanym "proste na biodrze". Zuza nie bardzo chciała siedzieć w chuście, ale jakoś udało mi się ją zmusić, bo kto wie kiedy byłaby następna okazja do sfotografowania chusty w plenerze;)

poniedziałek, 15 października 2007

Vatanai

http://www.vatanai.cz/webengland/default.htm

a w Polsce mozna kupić tu: http://zamotana.blogspot.com/

Piekne chusty produkcji czeskiej. Tkane splotem skośnokrzyżowym, nie jestem pewna czy mają zaznaczony środek (moja Naglikti nie ma). Instrukcja przyzwoita, w fajnej formie osobnych kartek, jednak jakością znacznie ustępuje instrukcji np. Didymosa. Ale za to znacznie przewyższa Amazonasa i GypsyMamę:) Cena raczej wysoka... Niestety:(
Wystepują w dwóch odmianach - pasiastej (Tibet, Kipawa, Maruyama) i żakardowej (Koira, Teesta, Aialik, Naglikti, Glaciar). Jest jeszcze Pamir - przecudna biała chusta tkana ręcznie, przez czeską artystkę na stuletnim warsztacie tkackim. Pamir to chyba najdroższa chusta tej firmy, wydaje mi się że również najgrubsza (ale głowy nie dam, bo jeszcze nie macałam).
Vatanai to chusty naprawdę CIENKIE. Idealne na lato, nawet na mega upały. W porównaniu z nimi Didymos to koc piknikowy;)
Splot żakardowy jest dość płaski, pasiaste są odrobinę bardziej sprężyste.

Jak juz wspomniałam - posiadam piękne, niebieskie wielorybki Naglikti, długośc - 2,5 metra. Noszę w niej Zuzę na biodrze. I w takim wiązaniu jest mi wygodnie. Chusta nie jest bardzo rozciągliwa, umiarkowanie "pracuje" nie wrzyna się, pod warunkiem że jest porządnie rozprostowana na ramieniu i pod kolankami (najwygodniej jest jak pod kolankami Zuzy chusta jest zmarszczona ale nie zrolowana). Nie wiem, niestety, jak się sprawują warianty dłuższe, jednak wydaje mi się że przy ciężarze, który noszę, mogłyby się okazać niezbyt komfortowe. Na dodatek cienkie chusty mniej "wybaczają" błędy w wiązaniu, trzeba się przyłożyć:)
Węzeł jest naprawdę malutki, a chusta po złożeniu mieści sie niemal wszędzie, trzymałam ją nawet w kieszeni. Jeśli będę miała jeszcze jakieś niemowlaki do noszenia to na pewno nie odmówię sobie kolejnego, tym razem długiego Vatanai. A Pamir - jedno z moich największych marzeń - prześladuje mnie po nocach:)

Vatanai Naglikti w akcji:









I zbliżenie na wzorek:

Nowa Nati

Dopiero teraz o niej piszę, bo musiałam porządnie ponosić, sprawdzić i wyrobić sobie opinię:)

Kiedy rozpakowałam moją błękitną w paseczki zadziwił mnie materiał - mięciutki, cienki, ale solidny, z gęstym splotem. Jednak po zapakowaniu Zuzy zdałam sobie sprawę, że delikatność materiału ma swoją konkretną cenę - muszę go uważnie rozkładać na ramionach, żeby nic mi sie nie pozwijało, nie rolowało i nie cisnęło.

Chusta nie wyciąga się przy noszeniu (nie robi się "worek" i dziecko nie osiada). Węzeł jest mniejszy niż w dawnym materiale. Wydaje mi się też że chusta jest bardziej "czepliwa" (grippy, nadal nie wiem jak to ładnie powiedziec po polsku). Łatwiej się ją wiąże dzięki lekkości materiału.

Po dwóch praniach i kilkunastodniowym noszeniu splot zrobił się mniej "płaski" a bardziej sprężysty (liczę na plus, chociaż w noszeniu nie ma to wielkiego znaczenia, jednak mam chustobsesję i nowe szmaty lubię pooglądać pod lupą nitka po nitce;)
Ogólnie - bardzo fajna chusta, kolory śliczne, cena przystępna, tylko brać... Zamierzam nabyć jeszcze zieloną z żółtym, nie daje mi spokoju i będzie pasować do zimowej kurtki.
Jednak zawsze pozostanę sentymentalnie przywiązana do poprzedniego, grubszego materiału, przyzwyczaiłam się przez ponad rok i łatwiej mi się nim posługiwać:)
Załączam zdjęcie nowej Nati w charakterze huśtawki-dyndawki.




I klasycznie - plecakowe prawie zasypianie. Jak widac na tym zdjęciu - w miarę dorastania rosną wymagania - kiedyś do wyciszenia wystarczyła chusta, potem chusta i smoczek, a teraz targam na plecach równiez poduszkę:) a czasem na dodatek wielkiego Kubusia Puchatka... Strach pomyślec do czego moze dojść;)

niedziela, 14 października 2007

Chustowe spotkanie

Wczoraj udało się nam w końcu po raz pierwszy dotrzeć na chustospotkanie ( w Ośrodku Kultury Ochota). Miło było patrzeć na pełzające, raczkujące, biegające i leżące maluchy, na zagadane mamy (i tatusiów;), no i na chusty leżące wszędzie:)
Kilku mamom spodobała się moja Lana, przyznaję że ku mojemu zdziwieniu. Chociaż sporo zmiekła w użyciu i straciła cechy pokutnej włosiennicy (ufff, cieszy mnie to, bo świadomość że tyle kasy poszło na coś co fakturą przypomina worek na ziemniaki troche mnie dobijała:), jednak nadal jest inna od ogólnie lubianych chust - znacznie sztywniejsza i twardsza. Kolor ma za to niezmiennie piękny. Dioneji było w niej baaaardzo do twarzy:)

Ja z kolei miałam okazję obejrzeć na żywo cudną Maruyamę Vatanai. Pełen zachwyt. Zdecydowanie jest na mojej liście "do kupienia w przyszłości". Przyjrzałam się też Hoppowej Limie - piękny kolor, jak zwykle u Hoppa soczysty i żywy. Szkoda tylko że to Hopp;)
Bardzo spodobała mi się Laura Didymos, pierwszy raz miałam w ręku żakardowego Didka i miło mnie zaskoczył - wcale nie jest taki cienki jak się spodziewałam, sprawiał bardzo solidne wrażenie, był przyjemny w dotyku, gładki, miękki... Ach, mlask:)

Zuzia z lekkim zdziwieniem i pewną taką nieśmiałością spędzała czas w basenie z piłeczkami. Ilość towarzystwa trochę ją w końcu przytłoczyła i po półtorej godziny zaczęła protestować i jęczeć "wychodzimy, wychodzimy". Więc wyszłyśmy:)
Na dowód że to nie konfabulacja i że NAPRAWDĘ tam byłyśmy, załączam zdjęcie mojej córy w piłeczkach, zrobione dzieki uprzejmości Zuzy112:) Magdo - jeszcze raz DZIĘKI:)

poniedziałek, 8 października 2007

Oppamama

www.oppamama.pl

Przede wszystkim chusty kółkowe z bardzo fajnym ramieniem. Jest tak uszyte, że materiał obejmuje bark, nie zjeżdża w stronę szyi, łatwo go rozprostować na plecach co czyni chustę wygodną nawet przy takim klocku jak moja Panna Zuzanna:) Oczywiście nie dłużej niż 30-40 minut, nie ma cudów. Po takim czasie zaczynają mnie boleć plecy i trzeba zmienić ramię.
Mam dwie chusty Oppamama: granatową i zieloną w koperkowy wzór. Cały czas ich używam, jedną z nich mam zawsze pod ręką, w plecaku, w wózku (po złożeniu są niewielkie i mieszczą się niemal wszędzie)... Niezastąpione na chodzonych spacerach kiedy młoda nagle odmawia współpracy i wyciąga łapki wołając "na ląćki na ląćki". Wprawdzie już troszkę wyrastamy, po założeniu zamiast okazałego ogona zostaje nam króciutki chwościk, ale mam nadzieję że posłużą nam jeszcze dłuuugo.

Noszę w nich na biodrze, albo z przodu - "brzuszek do brzuszka". Pozycja "na plecach w chuście kółkowej" znacznie przerasta moje umiejętności - nie umiem porządnie dociągnąc chusty, Zuza odstaje a ja czuje się jak z workiem ziemniaków;)

Oprócz chust kółkowych u Marty można zamówić inne cuda - na przykład Mei Tai.

piątek, 28 września 2007

Babywearing poncho

Jako że zbliża się jesień, jest coraz chłodniej, odczułam potrzebę posiadania okrycia wierzchniego. Oczywiście podwójnego - dla mnie i dla Zuzi. Kurtki babywearingowej nie chcę na razie kupować, sprawię sobie taką dla ewentualnych kolejnych potomków.
Poprosiłam więc Mamę, żeby uszyła mi poncho wedle wskazówek ze strony Gyspy Mama: http://www.gypsymama.com/sew_poncho.htm

Wczoraj odebrałam wynik - przepiękne, wielkie poncho w kolorze wściekłej pomarańczy z obłędnie czerwoną podszewką:) W sam raz na jesień:) Materiały to polar gramatura 400 (15 zł za metr) i wiskozowa podszewka (6 zł za metr).

Zdjęć w akcji na razie nie posiadam, może w ten weekend uda mi się zmusić małżonka do pstryknięcia kilku fot. Na razie załączam więc tylko zdjęcie poglądowe:)

09.10.2007 r.:
Po kilku dniach wyklarował mi sie problem: jak założyć poncho przez głowę dziecia siedzącego na plecach???? Moja aktualna odpowiedź brzmi - nie da się... Trzeba miec pod ręką kogos do pomocy. Albo nosić tylko z przodu.
Pocieszam się że Zuza już niedługo będzie umiała zrobic to sama:)

wtorek, 25 września 2007

Chusty wiązane - a co to jest?

Chusty wiązane to najbardziej uniwersalny typ chust. Jest to pas materiału o szerokości ok 60-70 cm i długości do 5,5 metra. Materiał wiążemy wokoł siebie, tworząc miejsce dla dziecka.
Chust wiązanych można używac od pierwszych dni życia.

Większość znanych firm sprzedających chusty szyje je ze specjalnego materiału - bawełny tkanej splotem skośnokrzyżowym. Taka tkanina rozciąga się w obu skosach i w ten sposób lepiej podtrzymuje dziecko i lepiej rozkłada ciężar. Jej produkcja jest dośc droga, dlatego ceny chust nie należą do najniższych, ale inwestycja się opłaca - w takiej chuśce nosi się zdecydowanie wygodniej.

Istnieją różne sposoby wiązania - niektore obciążają jedno, inne - oba ramiona (niezwykle wygodne zwłaszcza w przypadku cięższych dzieci).
Noworodka i małe niemowlę możesz nosić w pozycji kołyskowej (możliwa jest równiez pozycja pionowa, pod warunkiem że wybierzesz wiązanie dobrze podtrzymujące główkę dziecka (np "kieszonka").
Starszemu dziecku na pewno spodoba się pozycja pionowa, np "koala" (inaczej "podwójny x) czy "siodełko" (wiązanie na biodrze), która umożliwi mu swobodne rozglądanie się.
Dzieci które samodzielnie siedzą i potrzebują trochę swobody mogą mieć rączki wyciągnięte z chusty.
Bardzo wygodnymi wiązaniami są plecaczki - sprawdzą się i w terenie podczas górskiej wędrówki i w domu podczas zmywania naczyń ;)

Dodatkowym plusem długiej chusty jest to, że można ją wykorzystać jako hamak, kocyk, awaryjny ręcznik plażowy, obrus; można osłonić nią wózek albo użyć jako prowizorycznego namiotu. Ilość zastosowań ograniczona jest tylko pomysłowością użytkownika:)

Chusty wiązane (zazwyczaj krótkie - do 3 m) używane są w wielu regionach świata: w Peru taka chusta nazywa się manta, w Meksyku - rebozo. W Indonezji mamy noszą swoje pociechy w selendangach. Afrykańskie chusty to kanga i kitenge ( TU jest fajny sklep internetowy z tkaninami z Afryki:) Wszystkie mają podobny kształt - prostokąt takniny - lecz wiąże sie je na wiele różnych sposobów i używa nie tylko do noszenia dzieci:)

Lana

http://www.tragetuch.ch/

Trafiłam na nazwę tej firmy na TBW. Zdania co do chust Lana były podzielone - albo użytkowniczki je kochały albo ich nienawidziły:) Przeczytałam że to chusta gruba jak koc piknikowy, sztywna, ale też i bardzo wygodna, znakomita do wiązań "tylnych". Zaintrygowała mnie mocno.
Sprzedałam co mogłam i kiedy dysponowałam już stosowną ilością gotówki (cena nie jest niska niestety), zakupiłam w angielskim sklepie internetowym (lubię kupować u Brytów;). Po 10 dniach doszła. Otworzyłam pudełko i zdębiałam.

1. No istna pokutna włosiennica. To jest odpowiednie określenie:) Przed pierwszym praniem chusta była STRASZNA w dotyku. Gorsza niż nowy Didymos. Po praniu jej przeszło, ale nadal jest hmmm... jak by to powiedzieć... trochę "ostra", drapiąca. Przed włożeniem w nią noworodka chybabym się zastanowiła.

2. Wybrałam kolor Tattoo, ktory wzbudził największy zachwyt koleżanek z forum. Nie żałuję bo kolor jest śliczny, jesienny, ciemny brąz z brązowoczarnymi wzorkami nadrukowanymi na jednej stronie. Ale widać na nim każdy paproch i każde zagniecenie... To jest chusta dla elegantki. Ja chyba ją będę musiała - o ZGROZO! - prasować;) Pocieszam się że przynajmniej nie będzie na niej widac śladów po czekoladzie:)

Nosiłam już w podwójnym X, byłam zadowolona, ale nie do końca bo gryzła mnie w szyję:)

Wczoraj wieczorem natomiast zawiązałam ją w BWCC - plecak z krzyżem, z chestbeltem oczywiście. I z hukiem opadła mi szczęka. To jest szmata wprost stworzona do plecakowania! Po angielsku o takich chustach mówi się że są "grippy". Tłumaczę to na polski jako "czepliwe":) Ta cecha sprawia, ze zaplecakowane dziecko tkwi jak przymurowane:) Nic się nie obsuwa, nie rozluźnia. Do tego chusta jest sztywna (bardziej niż Nati), na ramionach nic mi się nie wrzynało. Trochę trudniej jest dociągnąć wiązanie, trzeba przy naciąganiu chusty mocniej szarpnąć;) Ale to drobiazg, niewart uwagi.


Chusta ma zaznaczony metką środek; końce nie są ścięte pod kątem tylko proste. Instrukcja jest BEZNADZIEJNA. Rysunkowa, malutka i w ogóle nie warto na nią spoglądać.

Na zdjęciu moja Lana nie wygląda tak ładnie jak w rzeczywistości, ale ma ono charakter jedynie informacyjny:) Postaram się zrobić ładniejsze zdjęcia w wolnej chwili.

To na razie początki, zobaczymy jak się będzie sprawować po jakimś czasie, po kilku praniach. Update za kilka tygodni. Na razie całkowicie oddam się próbowaniu nowej Nati, ktora wczoraj dotarła i aktualnie się suszy:)

poniedziałek, 24 września 2007

Nati - yeahhhh

Po porażce z Bebelulu długo nie spoglądałam w stronę chust myśląc, że to może jednak nie dla mnie. Aż któregoś dnia, pod koniec sierpnia 2006 na gazetowym forum "Niemowlę" ktoś wspomniał o polskich chustach wiązanych "Nati". Od razu popędziłam na ich stronę internetową i... yeahhh, to było to! Takie jak Didymos tylko polskie i w przystępnej cenie. Jednak wpadka z Lulu pozostawiła we mnie cień wątpliwości. Zaczęłam pisać maile do firmy i zadawać różne pytania. Na każde cierpliwie odpowiadała przemiła Natalia, mama Michałka i żona Tomka, właściciela firmy:) Natalio, DZIĘKI!!!!

Po kilku dniach byłam właścicielką Fal Dunaju. Pamiętam ten szok, kiedy wyciągnęłam na światło dzienne 5 metrów szmaty:) Pierwsza myśl - "o matko, co ja mam z tym zrobić, to przecież się nie daaaaa!". Ale byłam zdetrerminowana.

Wzięłam misia, zaczęłam trenować "kieszonkę" Po kilku próbach, które miś zniósł bez słowa skargi, zabrałam się za wiązanie dziecka. Zuza nie protestowała, była lekko zdziwiona że ma mało miejsca, pomachała rękami, nogami, porozglądała się i zaczęła się przymierzać do spania:)

Moje pierwsze wiązania były za luźne, śmiech mnie ogarnia kiedy patrzę na te zdjęcia. Ale nosiłam codziennie i po kilku dniach było już całkiem dobrze. Obie pokochałyśmy chustę i tak nam zostało do dzisiaj.

Teraz mam 3 chusty Nati, czwarta w drodze. Uwielbiam materiał Nati, jest tkany gęstszym splotem z cieńszej przędzy niż inne chusty. Dzięki temu chusty są fantastycznie wygodne do noszenia ciężkiej Zuzi - nic sie nie wpija, nic sie nie wypycha, nie ciągnie. Materiał jest trochę sztywniejszy niz w innych chustach, to mi ułatwia wiązanie - chusta się nie zwija.

Jedyne co bym poprawiła to zaznaczenie środka - Nati zaznacza środek chusty przeszyciem, a ja jako zaawansowany krótkowidz mam trudności ze znalezieniem tegoż. Pozwoliłam więc sobie na drobną modyfikację - wyprułam metkę z końca chusty, przecięłam na pół i przyszyłam na środku:)

Mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć- gdybym na przykład miała szybko uciekać z domu;) i mogła zabrać tylko jedną chustę, to złapałabym Nati. I to bez namysłu.



1. Fale Dunaju maxi

Moja pierwsza chusta, ach jakiż mam do niej sentyment:) Lubię te kolory. No i po roku intensywnego używania chusta zrobiła się bardzo miękka, nie tracąc nic ze swych właściwości "nośnych".
2. Sunset maxi


Nie wiem jak to się stało, ale jest ciut dłuższy od Fal. To zresztą bardzo mi odpowiada, po zawiązaniu plecaka starcza mi ogonów na wykończenie tybetańskie:)

3. Kalahari 4m


Starcza na prosty plecak, pojedynczy x, kangura, siodełko z krzyżem, siodełko zwykłe i siodełko z długiej chusty (na sposób Hoppediza i Didymosa).

Chusty Nati z nowej partii są szyte z nieco innego materiału - podobno jest bardziej miękki. Nie mogę się doczekać kiedy go wypróbuję:) Poczto Polska, działaj:)

piątek, 21 września 2007

Bebelulu

Mój drugi przystanek na chustowej trasie - Bebelulu.
Kiedy Zuzia miała dwa miesiące, a moze nawet mniej, przytłoczona macierzyństwem zapragnęłam ułatwić sobie życie i wreszcie kupić jakąs chustę. Padło na Bebelulu - łatwo dostępne, cena nie zabójcza, piekne wzory. Nabyłam Lulu w piękne, sraczkowate prążki a' la stonka ziemniaczana;). Pełna nadziei rozpoczęłam próby chustowania i... habemus klapam, mówiąc słowami mego ulubionego publicysty:) Zuza zapadała się w głąb chusty, głowe miała przygiętą do klatki piersiowej, pasek wrzynał mi się w ramię, te cholerne sznurki przeszkadzały, zaszyty ogon ograniczał możliwości regulacji i Zuza wisiała mi w okolicach biodra nawet przy maksymalnie podciągniętym pasku (chuda wtedy byłam;)... Wprawdzie, jako dziecko mocno naręczne, nie prostestowała przeciwko układaniu w chuście i próbom noszenia, nawet próbowała tak zasypiać ale mnie było niewygodnie, to nie było to.
Przypuszczam że teraz okiełznałabym bez wiekszych trudności narowistą Lulu i może nawet polubiłabym ją:) Ale wtedy wydawało mi sie to zadaniem ponad siły. Sprzedałam złośliwą chustę na Allegro.

Długo, długo potem, między jedną a drugą chustą wiązaną dałam się skusić na Hamalu. Miłe zaskoczenie - była o niebo lepsza i łatwiejsza w obsłudze. Ale miałam do niej zastrzeżenia - rozbestwiona już byłam wygodą chust od Marty czyli Oppamamy i przeszkadzało mi w Hamalu niewygodnie (wg mnie) uszyte ramię. Poza tym te sznureczki, iście szatański pomysł, plątały mi się, dyndały i przeszkadzały, no i zaszyty na końcu ogon jakoś mi nie pasował. Jako że materiał był śliczny - zielono- różowe paseczki, postanowiłam się jej nie pozbywać tylko doprowadzić do stanu używalności. Hamalu została bezlitośnie rozpruta, pozbawiona sznurków i metalowych szlufek i wreszcie zrekonstruowana jako normalna chusta kółkowa na pływających kółkach. Bez udziwnień. I w takiej postaci używam jej do dziś, bardzo sobie chwaląc.

Jakiś czas potem nabyłam Kangalu:) Chciałam spróbować:) Jako że kupowałam przez internet, wybierałam rozmiar na oko. Jestem kobitą o dośc dużych gabarytach, wzdłuż i wszerz;) więc na wszelki wypadek wzięłam XXL.
Kiedy kurier przyniósł mi chustę, dysząc z niecierpliwości zaczęłam ją przymierzać, wsadziłam Zuzę i... khm khm, zwisła mi w połowie uda:P
Pojechałam wymienić na XL ( w sklepie firmowym bardzo miła obsługa:). Przymierzyłam w domu - Zuza zwisła poniżej biodra i mocno protestowała. Zadaniem wymiany na L obarczyłam siostrę:) Przymierzyłam - no wisi dalej, chociaz juz zdecydowanie mniej. Do tego materiał (jakby denim czy coś) wrzynał jej się pod kolanka. I kolejne "ułatwienie" - chusta była zszyta na ramieniu. Moim zdaniem bez sensu, o wiele wygodniej nosi sie w pouchu kiedy wierzchnią połę chusty wywija się na ramię, wtedy dziecko jest lepiej (blizej) zamocowane do noszącego. Rozprułam oczywiście.
Forma poucha bardzo mi odpowiadała, doksonała rzecz na szybkie akcje typu "mama usiłuje gotować a dziecko ryczy". Albo na wnoszenie po schodach.
Jednak i ta chusta w końcu znalazła na Allegro nowa właścicielkę:)

czwartek, 20 września 2007

Po co nosić dzieci?

Tekst ten popełniłam onegdaj w celu zupełnie innym niz umieszczenie na blogu, ale jako że pierwotny cel chwilowo sie rypnął, a blog chustowy jest stosownym miejscem, postanowiłam go tu wkleić.

Dlaczego nosić?

Najważniejsza z odpowiedzi na to pytanie jest zarazem najprostsza – bo dzieci tego potrzebują.

Do harmonijnego rozwoju potrzebują bliskiego, fizycznego kontaktu, dotyku, ciepła, znajomego zapachu i bicia serca, uspokajającego kołysania. Nosząc noworodka i niemowlaka budujemy jego poczucie bezpieczeństwa i zaufanie do świata.

W niektórych szpitalach stosowane jest tzw. „kangurowanie” wcześniaków czyli bezpośredni kontakt (skóra do skóry) matki/ojca z dzieckiem. Wcześniaki kangurowane rozwijają się szybciej a ich stan fizyczny jest lepszy. Istnieją chusty zalecane w szczególności dla wcześniaków i noworodków (chusty elastyczne).

Noszenie to również doskonałe rozwiązanie dla rodzicow adoptujących dzieci – pomaga nawiązać bliski kontakt emocjonalny.

Dzieci noszone szybciej sie rozwijają. Dziecko w chuście porusza się razem z rodzciem, jest kołysane, opuszczane (kiedy np. klękamy czy kucamy), podnoszone (kiedy wstajemy) itd. Dzięki temu stymulowany jest błędnik, maluchy szybciej zaczynają pełzać, raczkowac i chodzić, lepiej utrzymują równowagę.

Noszony maluch zbiera doświadczenia: odczucie ciepła, zimna, zapachy, dźwięki, światlo, cień... Mnóstwo doznań, które dla nas są tak oczywiste ze niezauważalne, ale dla niemowlęcia stanowią ważną bazę dla późniejszych badań świata wokół.

Dzieci noszone szybciej się usamodzielniają- to nieprawda ze nosząc malucha uzależniasz go od siebie! Kiedy potrzeba bliskości jest zaspokojona dziecko nie musi walczyć o uwagę rodziców, może się zająć ciekawszymi sprawami;)

Noszenie pomaga przy dolegliwościach takich jak kolki czy bóle brzuszka.Ciepło ciała i ruch działają jak łagodny, kojący masaż. Noszenie pomaga rownież przy ząbkowaniu, i nawet przy zwykłej infekcji – pozycja pionowa albo półleżąca z główką nieco wyżej niż reszta ciała pozwala udrożnić nos, a bliskość mamy łagodzi złe samopoczucie malucha.

W chuście można wygodnie i dyskretnie karmić piersią (sama tego jeszcze nie próbowałam, niestety, ale na pewno przy nastepnej okazji spróbuję :). Przy odrobinie wprawy można to robić nawet w ruchu! Nie trzeba szukać ustronnego miejsca, ławki, zasłaniać się pieluchą, odwracać bokiem i znosić ciekawskich spojrzeń.

Nosząc dziecko w chuście jesteś wolna – możesz zajmować się domem, sprzątać, gotować, wieszać pranie, zajmować się starszymi dziećmi, a kiedy maluch zaśnie – masz czas dla siebie zamiast nadrabiać domowe obowiązki.

Możesz wejść tam gdzie nie wjedzie wózek – niestraszne już są wysokie krawężniki, schody czy komunikacja miejska. Chusta równie dobrze sprawdzi się na plaży i w lesie, co w restauracji lub w muzeum:)

Niechustowe, ale cudne - z pozdrowieniami dla wszystkich miłośników kotów;)

No musialam, po prostu musiałam to wkleić dla szerszej publiczności;) Uwielbiam ten tekst:) Ściągnęłam go bardzo dawno temu z forum Gazety.
"Zaslyszane na sympozjum naukowym.

Rektor:
1. Bierzemy kota (nie za starego)
2. Przygotowujemy pajdę chleba (nie musi byc swieży, raczej nie bułka)
3. Smarujemy pajdę masłem (nie margaryną) może być grubo
4. Przywiązujemy pajdę do kota
Ważne: pajda musi znajdować się na grzbiecie kota, częscią suchą stykać sie z jego grzbietem
5. Całość zrzucamy z wysokiego drzewa, ewentualnie balkonu.
Wnioski:
A. Kot zawsze spada na cztery łapy.
B. Posmarowana kromka chleba spada zawsze masłem na dół
Napęd antygrawitacyjny gotowy.


Tydzien pózniej:
Drogi kolego P.
ponieważ do testów używam sporych rozmiarów kocura , zakupiłem chleb okrągły, aby pajda byla stosunkowo jak największa i użylem masła xxx; aby efekt był jak najbardziej okazały zrzuciłem kota z 4 piętra i :
kot ledwo przeżyl bo spadł na cztery łapy i 2 z nich sobie zwichnąl - napęd antygrawitacyjny nie zadziałał, a przyczyną tego jest fakt, że w trakcie lotu wygłodniały kocur zlizał powłoke antygrawitacyjną czyli masło.
I teraz nasuwają sie pytania:
1. czy jeśli zaknebluję tego kota, to czy z fizycznego punktu widzenia nic się nie zmieni?
2. skoro kot po upadku zwichnał 2 łapy to czy można go stosować w kolejnych próbach (wszak jeden z warunków brzmi: - kot spada zawsze na 4 łapy)


Szanowny S:

1. Proponuję przed eksperymentem nakarmić kota.
2. Kot nadal powinien spaść na 4 łapy, z uwagi na fakt, że je nadal posiada. Zwichnięte, ale posiada.
3. 4 pietro to trochę za dużo. Obiekt badań może się popsuć na dobre w razie niepowodzeń.


P:
- ok. teraz mi Pan pomógł. Ale i tak pewnie kot zliże masło. A może go usztywnię aż po kark kijem?

S:
- prosze posypac solą. Znaczy się masło, nie kota...

P:
- nie, bo moze to zepsuć powłokę antygrawitacyjną - tzn. zmieni jej molekułę.

S:
- myślałem o tym. Fakt. Tylko czy kij przymocowany do karku nie zmieni struktury kota? Czy to nadal kot, czy już kot z kijem? bo kot z kijem może nie spadać na 4 łapy.

Z:
- pozwolicie panowie ze się wtracę. Mam w domu 3 koty, postaram się sprawdzic (w sposób bezbolesny dla kotów), czy ta teoria ma jakiekolwiek szanse bytu. Generalnie jest OK, ale praktyczne wykorzystanie kotów może być
trudne – sam sposób montażu kotów jest trudny - wymysliłem cos takiego: łaczymy 3 koty brzuchami - tak że łapami się oplataja - przez to otrzymujemy kotowalec o rozstawie łap 120°, miedzy koty wkładamy kij od szczotki (odpowiednio skrócony). Wynik: koty powinny lewitowac na malej wysokosci, kij nabiera dużych obrotów, po
zamontowaniu na kijku zębatki i podpięciu do tego generatora mamy małą elektrownię o napędzie antygrawitacyjnym.

P:
- co do elektrowni - jest mały problem - kij musi być oblepiony ziemią, a do kotów przymocowane kromki chleba z masłem, oczywiscie masłem w kierunku kota - to po to aby rotujace koty nie opadały na rdzeń. Ale reszta zdaje się
gra...

S:
- można inaczej - wziąć mercedesa (starego, żółtego z zatartym silnikiem), odkręcić koła, a do podwozia przymocować 40 wypreparowanych kocich grzbietów. Można spróbować z żywymi kotami, jednak wycie stada wsciekłych powiązanych kotów na pewno miałoby negatywny wpływ na komfort jazdy. Należy również wymontować kierownicę i zainstalować joystick. Będzie to sterowanie tzw.
"fly by wire".
Drogi są dwie - albo po dwa zewnętrzne grzbiety w każdym nadkolu będą posiadały nogi i specjalny napęd elektryczny po wychyleniu drążka przez kierowcę obróci odpowiednio prawe lub lewe grzbiety z siłą proporcjonalną do nacisku na drążek. Inne wyjście to ukrycie w
nadkolach dużej ilosci kromek chleba swobodnie opuszczanych z nadkola. Co Panowie na to?


Z:
- albo jeszcze: bierzemy garść ziemi, oblepiamy ją masłem i owijamy nią kota - od spodu. Potem smarujemy wierzch kota masłem, posypujemy delikatnie ziemią i naciągamy kolejnego kota, i tak dalej i tak dalej... Jak przekroczymy masę krytyczną - będziemy mieli czarną dziurę.


Genialne, doktorze Z!"

środa, 19 września 2007

Prosty plecak - sukces;)

Dziś (wiekopomna chwila!) udało mi sie wykonać prosty plecak, z którego byłam zadowolona (rzadkość;). Nawet wygodnie mi było, w sam raz żeby pokrzątać sie po domu.
Udało mi sie poprawnie i bez wysiłku zaplecaczyć tylko dlatego że Zuzia już nie stawia oporu przy wiązaniu, cierpliwie znosi wszystkie poprawki i dociągania, nie prostuje nóg, nie próbuje schodzić... Tamten etap chyba mamy szczęśliwie za sobą, ufff, co za ulga:)
Chyba zacznę praktykować wiązania mniej chustochłonne - do takiego plecaka na przykład wystarczyłby rozmiar 4, a na krótsze chusty łatwiej zebrać fundusze;)

wtorek, 18 września 2007

Didymos - tak naprawdę od tego się zaczęło

http://www.didymos.de/index_d.htm

To firma od której wszystko się zaczęło. Zarówno w skali globalnej (pierwsza firma chustowa na świecie - od 1972 roku) jak i lokalnej (pierwsza firma chustowa o jakiej się dowiedziałam, będąc jeszcze we wczesnej ciąży).
Doskonałe chusty, produkt z wyższej półki. Ponad 50 wzorów, 3 rodzaje splotu (zwykły, indio, żakard), przepiękne, nasycone kolory. Znakomita, przejrzysta i pięknie wydana instrukcja, papierowa i DVD. I niebotyczne ceny... To chyba najdroższe chusty na świecie:)
Zanim zaszłam w ciążę słyszałam troche o chustach, tym wspaniałym nowym/starym wynalazku, cudownym remedium na trudy macierzyństwa;)
Kiedy natknęłam się w internecie na stronę Didymosa oczarowała mnie wizja jaka tam przedstawiono - mama wolna i szczęśliwa, kolorowa jak motyl; dziecko usmiechnięte, spokojne i zadowolone. Wiązania wydawały mi się kosmicznie skomplikowane (teraz się z tego śmieję:) Ale nie to mnie zniechęciło - po prostu kliknęłam na kolor który najbardziej mi się spodobał (Katja - jakżeby inaczej;) i zobaczyłam cenę. Tu zaczęły sie wątpliwości - jak mam wydać 500 zł na coś, czego nie wiem czy będę używać? Kompletnie mnie dobiła koniecznośc zamawiania z zagranicy, jakies przelewy zagraniczne, horrendalne opłaty... Odpuściłam.
I z perspektywy czasu pluję sobie w brodę. Bo gdybym wtedy nie pożałowała 25 złotych na durny zagraniczny przelew, to być może pierwsze miesiące mojego macierzyństwa nie byłyby takie jakie były.

Instrukcję Didymosa uważam za idealną (w przeciwieństwie do wizualnie ładnej, chociaz przegadanej i nadmiernie skomplikowanej instrukcji Hoppa). Jedno wiązanie na stronie, przejrzyste opisy, wyraźne zdjęcia, przydatne porady. Do tego DVD. Wiązania zaprezentowane na prawdziwych dzieciach, nie lalkach.

Teraz jestem szczęśliwą posiadaczką 3 Didymosów:

Lars



Rozmiar 7 (5,20m)
Z naturalnie kolorowej, niefarbowanej bawełny. Kolor miał być oliwkowozielony. Na TBW przeczytałam, że kolor Larsa jest zupełnie inny niż na stronie producenta, więc nie oczekiwałam zbyt wiele. I słusznie... Po otwarciu pudełka oczom mym ukazała sie chusta w paski. Ciemnoszare i ecru:P
Na rachunku producent przezornie dopisał, że kolor po kolejnych praniach będzie coraz bardziej intensywny.
Po pierwszym praniu - o cudzie! - faktycznie, Lars zzieleniał.
Po kolejnym znowu zmienił kolor na ciemnoszary/ecru... Chociaz przy odrobinie dobrej woli można w nim zobaczyc cień koloru oliwkowego w tonie ogólnowojskowym.

Nie przeszkadza mi to, bo chusta jest świetna. Niezbyt gruba, ale nie wrzyna się w ramiona. Po praniu mocno się kurczy i podczas noszenia stopniowo powraca do swojej właściwej długości. Jedyną rzeczą jaka mi odrobine utrudnia wiązanie jest "śliskość" materiału - kiedy wiążę BWCC z chest beltem, tenże chest belt ma tendencję do samoluzowania. Jednakowoż nie jest to coś czemu nie umiałabym zaradzić:)

Katja



Rozmiar 5 (4,20 m)
Ja wiem, ze to najpopularniejszy kolor Didymosa, że w Niemczech ponoć pełno tego na ulicach. I co z tego? Piękne, kolorowe paski, zachwyciłam sie od pierwszego wejrzenia.
Moją Katję mam z drugiej ręki - kupiła ją dla mnie na e-bayu Kasia - Donkaczka z chustoforum, której w tym miejscu składam publiczne wyrazy wdzięczności:)
Taki rozmiar starcza mi na prosty plecak (rzadko wiążę bo niezbyt lubię), siodełko na krzyż, pojedynczy x. Oczywiście proste siodełko również, i prawdopodobnie kangur - tego akurat nie próbowałam.

Lisa

Rozmiar 2 (2,70m)

Moj najnowszy nabytek z didymosowej strony sonderpreise czyli przeceny: http://www.didymos.de/shop-php/tuecher/sonderangebote.php
Właśnie godzinę temu kurier przybył z przesyłką:). Swoją drogą - genialna firma. Zamówiłam w sobotę rano a we wtorek po południu mam chustę w domu. Wysyłka nie jest tania - 9,5 euro, ale w porównaniu z cenami innych niemieckich producentów i sprzedawców chust to istna taniocha (np. Hoppediz życzy sobie za wysyłkę pocztą(!) 12 euro, sklep Tragemaus (sprzedający m.inn. chusty różnych firm) chyba nawet więcej... itd.)
Poprosiłam mailem o instrukcję angielską zamiast niemieckiej. Dostałam obie:) i nikt nie kazał mi za to płacić:) (Porównanie - w firmie Hoppediz instrukcja niemiecka jest bezpłatna, za angielską - 4 euro extra).

Długośc 2,70 wystarczy mi tylko na proste siodełko i plecaczek na jedno ramię (taki "afrykański;)


Cechą szczególną Didymosów wydaje się być kurczenie w praniu i rozciąganie do właściwej długości podczas noszenia. Ale zaobserwowałam to tylko na nowych chustach. Moja Katja jest mocno używana, "broken in" jak to mawiają na TBW, i nie kurczy się tak bardzo. Poza tym nowe Didymosy są paskudne w dotyku - szorstkie jak pokutna włosiennica;) Po pierwszym praniu to wrażenie mija, chusta staje sie mięciutka, splot zbity, gęsty.
Wyjątkiem od tej reguły był Lars - miękki już w pudełku:)

Marzą mi się kolejne cudeńka... Ostatnio musiałam sprzedać moje różowe indio (chlip chlip;) i chętnie bym nabyła indio hemp czyli chustę bawełnianą z domieszką włókien konopnych. Podobno jest bardzo cienka jak na ten typ chusty (czysto bawełniane indio sa mięsiste, takie "kocykowe") i malo rozciągliwa. Mogłaby się sprawdzic przy mojej ciężkiej Zuzinie.
Kolejnym typem jest Red leaves - chusta żakardowa z motywem liści: po jednej stronie czerwone tło i pomarańczowe liscie, po drugiej pomarańczowe tlo i czerwone liście... Przepiękny wzór na jesień:)
Ech, rozmarzyłam się...

Didymosy w Polsce można kupić np. na
http://www.gugu-gaga.pl/index.php?option=com_frontpage&Itemid=1
i to w cenie baaardzo przystępnej jak na tę firmę. Polecam.

poniedziałek, 17 września 2007

Chusty Które Miałam

Noszę od ponad roku, więc trochę szmat się nazbierało. Kilka z nich znalazło już nowy dom

Hoppediz Nairobi



Hoppediz Casablanca:



Oprócz nich były jeszcze 2 Hoppy - Cairo i krótka Antiqua.

Z żadnym z powyższych czterech nie wytrzymałam zbyt długo. Nosiło mi się niezbyt wygodnie, trzeba było uważnie wiązać, często poprawiać... Środek chusty wyglądał na luźniej tkany niż brzegi, podczas noszenia środek się rozciągał, a brzegi wrzynały mi się w ramiona. Ogólnie mówiąc - nie, dziękuję:)
Aczkolwiek kolory ma Hoppediz przepiękne, soczyste, żywe. Bardzo kuszące. Jednakowoż piąty raz nie dam im szansy;)

Didymos indio:



Z tą chustą najtrudniej było mi sie rozstać... Przepiękny wzór, delikatny, różowy kolor. Miękka, mięsista, delikatna. Ach... Ale to akurat model indio ze 100% bawełny, baaardzo rozciągliwy. Przy dźwiganiu moich 16 kilo wiercącego się szczęścia czasem czułam pewien dyskomfort.

Była jeszcze Haumea, Bali Baby Breeze:



Chusta z bawełny ale splot zwykły, nie skośnokrzyżowy. Bardzo cieniutka, znakomita na upały. Ale dla mnie była aż za cienka, wymagała dokładnego wiązania, pracochłonnego rozprostowywania na ramionach. Bardzo cienka, przewiewna, doskonała na upał. Ogon zaszyty w kieszonke do kórej można było upakować zwinięta chuste, robił się z niej poręczny pakiecik.

Amazonas Lollipop 5,10 m.



Tkana skośnokrzyzowo, cienka, dosyć wygodna. Piękne, soczyste kolory :) Brak zaznaczonego środka, instrukcja kompletnie do kitu (choziaz to w sumie nieważne, w sieci jest tyle instrukcji ze mozna sobie poradzić).

Poza wymienionymi wyżej była jeszcze na przykład Bebelulu Lulu - moja pierwsza chusta, którą nabyłam jak Zuza miała coś ze 2 miesiące. Bardzo skutecznie zniechęciła mnie do chustowania, była narowista;) i strasznie trudna w obsłudze. Dziecko przy próbach umieszczenia w chuście łamało mi się na pół:) Na długo dałam spokój.

Była Bebelulu Kangalu. Twardy materiał, za głęboka kieszeń, Zuzy tyłek zapadał się w głąb a chusta piłowała ją pod kolankami. Poza tym przedziwna rozmiarówka - mam 183 cm wzrostu, ważę ponad 80 kilo. Próbowałam w związku z powyższym rozmiar xxl, potem xl a w końcu l, ale we wszystkich Zuza wisiała mi poniżej biodra, okropnie sie przy tym wkurzając. Może dam szansę rozmiarowi m? Kolor Paisley wygląda niezwykle apetycznie, mlask:)

oto ja

Dzień dobry. Mam na imie Ewa i jestem chustoholiczką :)
Mam wiele zainteresowań, ale większość z nich, na przestrzeni ostatniego roku, została wyparta z kretesem przez CHUSTY do noszenia dzieci:) Kupuję, wypróbowuję, obserwuję...
Na rodzinnym blogu mąż nie pozwala mi pisać o moich obsesjach, więc zaczynam tutaj:)