Wczoraj udało się nam w końcu po raz pierwszy dotrzeć na chustospotkanie ( w Ośrodku Kultury Ochota). Miło było patrzeć na pełzające, raczkujące, biegające i leżące maluchy, na zagadane mamy (i tatusiów;), no i na chusty leżące wszędzie:)
Kilku mamom spodobała się moja Lana, przyznaję że ku mojemu zdziwieniu. Chociaż sporo zmiekła w użyciu i straciła cechy pokutnej włosiennicy (ufff, cieszy mnie to, bo świadomość że tyle kasy poszło na coś co fakturą przypomina worek na ziemniaki troche mnie dobijała:), jednak nadal jest inna od ogólnie lubianych chust - znacznie sztywniejsza i twardsza. Kolor ma za to niezmiennie piękny. Dioneji było w niej baaaardzo do twarzy:)
Ja z kolei miałam okazję obejrzeć na żywo cudną Maruyamę Vatanai. Pełen zachwyt. Zdecydowanie jest na mojej liście "do kupienia w przyszłości". Przyjrzałam się też Hoppowej Limie - piękny kolor, jak zwykle u Hoppa soczysty i żywy. Szkoda tylko że to Hopp;)
Bardzo spodobała mi się Laura Didymos, pierwszy raz miałam w ręku żakardowego Didka i miło mnie zaskoczył - wcale nie jest taki cienki jak się spodziewałam, sprawiał bardzo solidne wrażenie, był przyjemny w dotyku, gładki, miękki... Ach, mlask:)
Zuzia z lekkim zdziwieniem i pewną taką nieśmiałością spędzała czas w basenie z piłeczkami. Ilość towarzystwa trochę ją w końcu przytłoczyła i po półtorej godziny zaczęła protestować i jęczeć "wychodzimy, wychodzimy". Więc wyszłyśmy:)
Na dowód że to nie konfabulacja i że NAPRAWDĘ tam byłyśmy, załączam zdjęcie mojej córy w piłeczkach, zrobione dzieki uprzejmości Zuzy112:) Magdo - jeszcze raz DZIĘKI:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz