sobota, 2 kwietnia 2016

Autoportret

Średnia: Tak siedziałam i myślałam... I nie wiedziałam co mam narysować. Aż tu nagle, wpadło mi do głowy: AHA! Mogę narysować SIEBIE!


Średnia: Czy widzisz nad moją głową are... aue... arr...
Ja: Aureolę?
Średnia: Tak, właśnie. Narysowałam ją, bo jestem taką WSPANIAŁĄ dziewczynką! Prawda?
Ja [prawie zemdlałam, ale zachowałam twarz pokerzysty]: Oczywiście.

Samozadowolenie, level: expert. Nie wiem skąd ona to bierze, jeśli ode mnie, to nieświadomie.

Dzieci są męczące, opieka nad nimi trudna i frustrująca (w Niedzielę Wielkanocną moje zdolne potomstwo bawiło się tak energicznie, że wyrwało z zawiasów drzwi do swojego pokoju. Dobra Matka ucieszyłaby się, że nic się nikomu nie stało. Niestety, na miejscu byłam tylko ja. Reszta jest milczeniem.). Ale jedno jest pewne: dostarczają rozrywki, co ma znaczenie w chwilach kiedy wszystko, łącznie ze mną, rozpada się na kawałki.
Ania ze swoją aureolą i ego wielkosci Kilimandżaro, Matju wrzeszczący do Zuzy "pobiłaś mnie, jesteś... jesteś... (szuka odpowiednio mocnego słowa) jesteś KARTOFELEM!". Może nie jest wesoło, ale bywa zabawnie.

Świetlicki na deser.



środa, 30 marca 2016

W rodzinie

Zastanawiające... Wszystkie moje dzieci uważają założenie rodziny i rozmnażanie się za coś absolutnie pewnego i niepodlegającego dyskusji. Ania do tego chce zostać przedszkolanką i na widok niemowlaka zawsze robi dziubek i ćwierka "och jaki on słooooooodkiiiii". Że dziewczynki, to jeszcze od biedy rozumiem, ale Matju?
Wczoraj zasypiał, leżałam obok, on coś opowiadał. Słuchałam jednym uchem i wypuszczałam drugim, sama trochę przysypiając, aż nagle padło: "...wtedy, kiedy będę tatą i będę miał własne dzieci. I będę wujkiem bo Zuzia i Ania też będą miały swoje dzieci.". Ocknęłam się natychmiast. Może coś ze mną nie tak, ale tego rodzaju rozważania w ustach czterolatka przyprawiają mnie o gęsią skórkę. Czy nie powinien przypadkiem opowiadać, że zostanie strażakiem, pilotem albo kosmonautą i wokół takich założeń snuć narrację?
A może po prostu jest realistą.
Na wszelki wypadek dałam mu buziaka w nos i dyskretnie zmieniłam temat.

niedziela, 27 marca 2016

Wesołego

Sezon na "co dostałaś od zajączka? uważam za otwarty. Nic nie dostałam, w naszej rodzinie króluje wstecznictwo, zaściankowość i pastewna tradycja, na Wielkanoc można dostać co najwyżej jajko z majonezem lub białą kiełbasę pieczoną w piwie (mniam). Plus gratis wizyta w kościele.
Dzieci co roku są trochę rozczarowane, bo wokół szaleje konsumpcjonizm i po świętach w szkole odbywa się coś w rodzaju giełdy "A ja dostałem to! Ale moje jest lepsze! Phi, to nic, a ja dostałam...". Też chciałyby się pochwalić. Niestety matka reakcjonistka twardo odmawia.

W ogóle na hasło "wielkanocny zajączek" reaguję niezbyt przychylnie. I to się chyba udziela... Wczoraj Matju bawił się kubkiem i dzbankiem. Udawał, że coś przelewa.
Ja: A co tam masz, synku?
Matju: Sok.
Ja: A z czego?
Matju: Z zajączka.

I tyle w temacie.
Wznosząc sokiem z zajączka toast za zdrowie znajomych i nieznajomych, życzę wszystkim spokojnych Świąt :)