Czy jest jakiś święty patron od babywearingu? Jeśli tak, to ma u mnie świeczkę i modły dziękczynne. Klusek dał się zapakować w kieszonkę i zasnął. Efekt: minus 100 do matczynego poziomu agresji ;)
Pozbierałam pranie, wstawiłam następne, zjadłam śniadanie, a teraz siedzę sobie przed kompem, ciesząc się ciszą i wolnymi rękami. Chwilo trwaj.
Troszkęśmy upoceni, bo chusta to Didymos Aare z 40% wełny. Grzeje całkiem porządnie, ale nosi jak szmatan.
Rozmiar 7 czyli 5,20m jest już za duży... Odkąd spora część mnie rozpłynęła się w niebycie, z siódemki nawet przy najbardziej chustożernych wiązaniach zwisa mi ogon do samej ziemi ;)
... dzieciak uparł się mnie wykończyć. Nie działa niestety już nic. Mąż wróci w nocy. A ja z godziny na godzinę coraz bardziej się trzęsę, krzyk wwierca mi się w mózg i marzę już tylko o tym, żeby stąd wyjść.
Jeśli moje życie miałoby gdzieś przycisk "reset" to chętnie bym go teraz użyła.
Mateusz wytrwale ćwiczy emisję głosu, w szczególności wieczorem, kiedy zmęczenie daje mu się we znaki. Ciężko znieść kilkugodzinny ryk. Głowa boli, ręce mdleją od noszenia. I ta bezradność w konfrontacji z wrzaskiem, chyba ona najbardziej doprowadza mnie do szału.
Wczoraj, w akcie desperacji, spróbowałam puścić mu muzykę. Mat olał Mozarta, Bacha (byłam oburzona bo to mój ulubiony koncert ;)), Beethovena (może Księżycowa to za ponury kawałek ;), Pachelbela, Holsta i Dvoraka, uspokoił się natomiast i wyraźnie zrelaksował przy:
Odsłuchaliśmy tyle razy, że prawie się nauczyłam tekstu po szwedzku ;)
Cóż, trzeba będzie popracować nad mego syna gustem muzycznym... A mówili mądrzy ludzie - słuchaj Mozarta w ciąży, nie zastosowałam się i mam za swoje ;) I tak nie jest źle, zważywszy, że pół ciąży katowałam Sabaton, Metallikę i Black Sabbath ;)
***
Szukając jesiennych butów dla dziewczynek, natrafiłam na plik bazgrołów, z zamierzchłych czasów, kiedy miałam czasochęć ćwiczyć rękę, kopiując m.in. obrazki z "Thorgala". Śmieszne, niedorobione, niezdarne, niepokończone, niektóre niewyraźne, ale wrzucam kilka ku pamięci. Że kiedyś miałam siłę i czas na takie zabawy. I może nastanie chwila, kiedy będę miała siłę i czas na coś innego niż karmienie i przewijanie. Bo aktualnie niezwykle trudno mi uwierzyć, że ta smycz kiedyś się zerwie.
Będąc młodym dziewczęciem, uwielbiałam Michaela Jacksona, więc ćwiczyłam i na nim ;) Wyprodukowałam całą serię takich mazajów:
Powtarzam sobie jak mantrę: "To minie, to minie, kiedyś będę miała czas". Swój czas, niewyszarpany rodzinie, nieokupiony złym humorem dzieci i moimi wyrzutami sumienia. Czas, który będę mogła spożytkować na coś więcej niż tylko zaspokajanie elementarnych potrzeb.
Mamy za sobą pierwsze szczepienie. Tłuste udka zostały bezlitośnie skłute. Protest krzywdzonego dzieciątka słychać było chyba w promieniu kilku kilometrów.
Odczyn poszczepienny w normie - ot lekka gorączka, ogólne marudzenie, nieco bardziej niż zwykle urozmaicona noc :)
Sąsiadkę pokonał wirus, więc prowadzenie dziewczynek do i ze szkoły należy do mnie. Całkiem przyjemny obowiązek - długi spacer na świeżym powietrzu połączony z ubogaceniem duchowym płynącym z podsłuchiwania dziecięcych rozmów :) Dziś panienki zaczęły od porównywania która kiedy zrobiła większą kupę (szczegółów szanownej publiczności oszczędzę ;P), następnie płynnie przeszły do omawiania przydrożnej kapliczki, w której mieszka Pan Bóg i pilnuje, żeby nie szedł za nami złodziej albo - co gorsza - diabeł, a zakończyły licytacją która w co się ubierze na Halloween, chociaż zgodnie uznały że to święto diabła, więc one się boją, ale chciałyby się przebrać za wampira i za ducha...
;)
Kto by pomyślał, że ja, mama kangurzyca, zakocham się w wózku? Ale różnica między starym pojazdem a nowym jest tak odczuwalna, że nie mogę się nie zachwycić.
Już nie stanowi problemu prowadzenie wózka z zawartością jedną ręką i ciągnięcie Ani drugą. Manewrowanie między sklepowymi półkami. Wnoszenie po schodach. Dzięki takiemu cudowi techniki jak zdejmowana gondola z uchwytem do przenoszenia nareszcie nie mam problemu w przedszkolu/szkole, gdzie nie można wjeżdżać wózkiem. Młody wprawdzie chętnie daje się nosić, ale szybko zmienia zdanie, i wypad do szkoły (ponad kilometr w jedną stronę) tylko z chustą jest, póki co, wykluczony.
(Czekam z utęsknieniem aż młodzież podrośnie i będzie zdatna do noszenia w Manduce.)
Pojazd wygląda tak:
Młody wypełnia gondolkę w 3/4 :) nie starczy nam na długo, niestety.
Wielki Wrzask ostatnich dni okazał się kryzysem laktacyjnym, czyli niekompatybilnością mlecznego popytu z podażą. Zgodnie z regułami sztuki kryzys został przecierpiany przez obie strony ;) i sytuacja wydaje się wracać do normy :)
"Gdzie jesteś, kiedy najbardziej cię potrzebuję?"
Oto kwintesencja związków międzyludzkich.
Masz znajomych, przyjaciół, rodzinę. Ale w nocy płaczesz samotnie. I tylko ta samotność, dusząca i namacalna, jest prawdziwa. Reszta to iluzja. Rano otworzysz oczy i przestaniesz widzieć. Tymczasem płacz, płacz nad sobą i innymi, którzy gdzieś w tej chwili rozpaczliwie potrzebują ciebie.