Już po drugim szczepieniu. Przy okazji ważenie - 3 miesiące i 7600 żywej wagi. No a co ma być jak ona tylko je i je... Ale panie w przychodni mocno się zdziwiły.
Miałam chwilę przemyśleń: Zuzia w tym wieku ważyła i mierzyła dokładnie tyle samo, była karmiona głównie butelką. Nasłuchałam się wtedy o "tłuszczyku butelkowym" i przekarmianiu dziecka. Jednakowoż po Ance widzę że Zuziowy tłuszczyk to nie była moja wina - takie geny dziewczyny mają, żarte są jak rekiny i już.
Kiełkuje we mnie bunt. Przeciwko ciągłemu poczuciu winy - bo przekarmiłam, bo nie zrobiłam obiadu, bo dałam w dupsko, bo krzyknęłam, bo posadziłam przed tv. I tak dalej. Matka powinna być jak cyborg - nieważne że pada na ryj z niewyspania, że w nocy wstaje i jedną ręka trzyma dziecko a drugą tamuje krwotok z nosa, że nie dojada, nie ma czasu się spokojnie wykąpać i uczesać, bolą ją wszystkie kości. Musi byc spokojna, zrównoważona, kreatywna i chętna do zabawy. Musi codziennie ugotowac ekologiczny obiadek z trzech dań i z usmiechem zachęcić wrzeszczącego dziecia do konsumpcji (dzieć nie chce? widac matka się za słabo starała). Musi z entuzjazmem czytać tę samą debilną bajkę co wieczór, musi cierpliwie znosić nocne ryki, musi ze spokojem ścierać rozmazane gówno z podłogi i mebli, oraz ślady kredek ze ścian.
A ja mam to gdzieś. Nie gotuję bo i tak nie zje. Nie bawię się z dziećmi, wręcz organicznie nie znoszę tego robić. Mam odruch wymiotny przy praniu brudnych pieluch. Jak starsza ma focha i przegina to dostaje w dupsko. Czasem ogląda tv nawet cały dzień. Je serek danio i parówkę.
Pozdrawiam wszystkie Doskonałe Mamusie z okolic naszej piaskownicy ("a MOJA córka je bla bla bla...", "a JA nie pozwalam bla bla bla", "a w NASZYM domu bla bla bla..."
Vaffanculo.