środa, 3 sierpnia 2011
Podejście pierwsze
Zaczęty 39tc.
Dziś o 19.00 mam się stawić w szpitalu na badanie, podczas którego położna spróbuje namówić młodego do wyjścia. Mam mieć ze sobą spakowaną torbę, na wypadek gdyby jej się powiodło.
Małżonek wielkodusznie postanowił, że, mimo pewnych niedostatków fizycznych, jednak pojedzie ze mną. Wprawdzie, w razie czego, nie będzie mógł mnie wesprzeć w sensie dosłownym, ale będzie komu pilnować torby, dokumentów oraz zabawiać mnie rozmową ;) Przynajmniej dopóki (jeśli się uda) będę w stanie prowadzić przytomną konwersację.
Do dziewczynek przyjechała babcia. Dzięki Bogu. Ale dobrze by było się uwinąć z porodem do piątku, bo babcia musi wyjechać :/
Przeżyłam dziś silny atak syndromu wicia gniazda, po którym padłam i przespałam trzy godziny. Teraz jestem sflaczała, bez sił, siedzę na kanapie jak skazaniec przed wyrokiem. Nastrojowi memu daleko do radosnego oczekiwania. Zresztą nie zakładam sukcesu, pewnie, znając moje szczęście, wrócimy późnym wieczorem do domu, i całe moje nerwy są w ogóle niepotrzebne.
Dziś o 19.00 mam się stawić w szpitalu na badanie, podczas którego położna spróbuje namówić młodego do wyjścia. Mam mieć ze sobą spakowaną torbę, na wypadek gdyby jej się powiodło.
Małżonek wielkodusznie postanowił, że, mimo pewnych niedostatków fizycznych, jednak pojedzie ze mną. Wprawdzie, w razie czego, nie będzie mógł mnie wesprzeć w sensie dosłownym, ale będzie komu pilnować torby, dokumentów oraz zabawiać mnie rozmową ;) Przynajmniej dopóki (jeśli się uda) będę w stanie prowadzić przytomną konwersację.
Do dziewczynek przyjechała babcia. Dzięki Bogu. Ale dobrze by było się uwinąć z porodem do piątku, bo babcia musi wyjechać :/
Przeżyłam dziś silny atak syndromu wicia gniazda, po którym padłam i przespałam trzy godziny. Teraz jestem sflaczała, bez sił, siedzę na kanapie jak skazaniec przed wyrokiem. Nastrojowi memu daleko do radosnego oczekiwania. Zresztą nie zakładam sukcesu, pewnie, znając moje szczęście, wrócimy późnym wieczorem do domu, i całe moje nerwy są w ogóle niepotrzebne.
poniedziałek, 1 sierpnia 2011
Padłam
Dosłownie padłam. Straciłam przytomność w autobusie. Nareszcie rozumiem, czemu ciężarnym kobietom każe się siadać w środkach transportu. Gdybym stała, pewnie nieźle bym się potłukła.
Jechałam do centrum, do okulisty. Mój wymęczony ciążą mózg nie przetworzył wystarczającej ilości informacji, skutkiem czego nie przewidziałam, że o danej godzinie mogę utknąć w korku, co było dość oczywiste. Nie wzięłam nic do jedzenia (do picia zresztą też nie) i po prostu zemdlałam z głodu i upału.
Wyprowadzono mnie, a raczej wyciągnięto, na szczęście już blisko przystanku docelowego. Doszłam do siebie i resztę trasy zaliczyłam na piechotę.
Badanie dna oka nie należy do przyjemnych, kto przeżył ten wie. Najpierw atropina, potem krople znieczulające i jeżdżenie po powierzchni oka soczewką. Auć, boli.
Potem zazwyczaj przez kilka godzin mam źrenice jak spodki, kłopoty z akomodacją, światłowstręt i zawroty głowy. Z przychodni wyszłam na ostre słońce i od razu zaślepłam, gdyby mąż po mnie nie przyjechał, nie byłabym w stanie wrócić do domu.
Dobra wiadomość jest taka, że i to dziecko mogę urodzić normalnie. Oczy, jak na krótkowidza, mam w świetnym stanie, czyli wszystko wskazuje na to, że nie oślepnę podczas porodu (niewtajemniczonym wyjaśniam, iż w przypadku kłopotów z siatkówką, podczas porodu, czy też innego sporego wysiłku, grozi jej odwarstwienie = utrata wzroku. U krótkowidzów uszkodzenia siatkówki bywają ponoć częste, dlatego kiedyś kobietom już z -5 dioptrii robiono z marszu cięcie cesarskie, bez wdawania się w ocenę stanu dna oka, tak na wszelki wypadek. Ja mam -7 i -8 i do każdego porodu kwalifikuje mnie na piśmie specjalista chorób siatkówki.)
Nie wiem czy to zmęczenie, czy posiłek spożyty naprędce na mieście, czy też może długofalowy skutek manipulowania przy źrenicach i wynikające z niego zaburzenia widzenia, ale mam straszliwe, i z godziny na godzinę coraz gorsze mdłości. Noc zapowiada się bosko, zapewne spędzę ją szepcząc do ucha Wielkiego Białego Brata. Do tego dochodzi wściekłość na cały świat, ze szczególnym uwzględnieniem mnie samej. Dobrze, że już wieczór, bo czuję, że za niedługo kompletnie puszczą mi nerwy.
I, szczerze mówiąc, chociaż od lat nie palę, to w tej chwili MARZĘ o papierosie.
***
Dziś 67. rocznica Powstania Warszawskiego.
niedziela, 31 lipca 2011
Instrukcja obsługi niemowlaka
Stare, ale przed porodem warto sobie przypomnieć - jak to się robiło... ;) Chociaż niektóre z tych rzeczy... e, lepiej się nie przyznawać ;)
Przepchnąć weekend do przodu
Rozumiem, że Makdolec to cichy zabójca, ale za to jak dobrze przyprawiony... Dziewczynki chyba odziedziczyły autodestrukcyjne skłonności po mamie, bo na hamburgery i przesolone fryty, smakowicie ociekające olejem, rzucają się tak samo ochoczo jak ja. Kiedy siedzą przy stole i w nabożnym skupieniu pochłaniają śmiercionośną paszę, mogłyby służyć jako żywa reklama śmieciowego królestwa :)
Wykończona siedzeniem w domu sama zaproponowałam dziś zwyczajową rundkę - supermarket + Ikea. Ledwie się ruszam, ale kolejny dzień, spędzony w czterech ścianach, sam na sam z wierzgającym brzuchem, to już za wiele.
Jutro badanie dna oka, kwalifikujące do porodu SN. Atropina w kropelkach do oczu, a potem kilka godzin chodzenia po omacku :) Będzie faaaajnie :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)