czwartek, 21 stycznia 2016

Znalazłam!

Osiągnąwszy wiek średni, trwając w dzisiejszym pięknym świecie technologii (którą dzieci i młodzież uważają za coś absolutnie oczywistego), lubię sobie powspominać ze zgrozą Dawne Czasy. 
Czasy kiedy nie było komórek i internetu (tak, jestem tak stara). Nawet telefonu nie było. Stacjonarnego. 
Czasy kiedy internet już był, ale tylko przez modem, który był wolny jak ślimak w ciąży i zajmował linię telefoniczną ("wyłaź z internetu, muszę zadzwonić!"). 
Czasy kiedy siedziało się przy radiomagnetofonie kasetowym firmy Kasprzak, lub chińskim "jamniku" z palcem na guziku REC i czekało się na Ulubioną Piosenkę w radiu. 
Czasy kiedy robiło się kasetowe składanki Ulubionych Piosenek (zawsze chciałam, żeby ktoś taką dla mnie zrobił, niestety, nigdy nie było mi dane spełnienie tego marzenia, chlip chlip, a teraz już za późno).
Czasy, kiedy z ludźmi, którzy hen daleko a tęskni się bardzo, można było porozumieć się tylko telefonem stacjonarnym albo zwykłym listem. (Robi mi się smutno kiedy o tym myślę, zdecydowanie wolę czat, smsy, maile i skypa.)
Czasy, kiedy znalezienie tytułu piosenki albo filmu, który gdzieś mignął i niedkoładnie wiadomo o czym był i kto go zrobił i pamiętamy tylko wrażenie i kilka obrazków, było praktycznie niemożliwe.

Tu przejdę do sedna. Otóż, gdy byłam młodym dziewczęciem, Telewizja, za przeproszeniem, Publiczna pokazała raz film. Film-bajkę, którą obejrzałam z zapartym tchem i dziką fascynacją. Nie do końca rozumiałam przesłanie, ale roztopiłam się w stylistyce, pamiętam, że nie mogłam oderwać oczu od ekranu, pamiętam że wkleiłam się w ten dziwaczny, nieczysty, horrorowy, oniryczno-erotyczny klimat bez reszty. Oczywiście zapomniałam tytułu a nazwisko reżysera w ogóle mi umknęło. Pamiętałam tylko kilka kadrów i ogólne wrażenie oraz fakt, że to nie była produkcja polska, bo dzieło było z lektorem.

Zajęły mnie inne sprawy i inne rozrywki, a o filmie-bajce przypominałam sobie co jakiś czas, nie wierząc, że kiedykolwiek uda mi się go namierzyć.
Aż do teraz. Dzięki internetom, cześć im i chwała na wieki. Wystarczyło wpisać w szukaczkę "fairy tale tv creepy" i proszę, pierwszy link, usłużnie podany przez wujcia gugla to strzał w dziesiątkę. Grunt to właściwe słowa kluczowe ;)

Film, który wywarł na młodej mnie takie wrażenie to "The company of wolves" nakręcony w 1984 r przez Neila Jordana. Zdążyłam teraz obejrzeć połowę i, o dziwo, w moich oczach nie stracił nic ze swego uroku. Nadal jest popieprzony, dziwny, brudny i wizualnie pociągający. 

Dzięki technologii mogę go sobie obejrzeć na jutubie, Tak po prostu. Albo TUTAJ, po zalogowaniu. Albo w paru innych podobnych miejscach w sieci.

Żyjemy w fajnych czasach. Naprawdę.

niedziela, 17 stycznia 2016

Ten dziwny moment...

... kiedy pani ekspedientka w Sephorze taksuje cię spojrzeniem i do torebki pakuje bez słowa dwie dodatkowe próbki ultramocnych kremów przeciwzmarszczkowych.

Tak, to już ten wiek. [wzdech]

A moje motto na dziś - myśl, którą już cytowałam, ale jest tak głęboko mądra, że zacytuję po raz kolejny:

"Kiedy dzieci są malutkie, są tak słodkie, że chciałoby się je zjeść.
Kiedy rosną, zaczyna się żałować, że się tego nie zrobiło."

;)