sobota, 4 lipca 2015

Ekhem...

Ciepło, ciepło, nie ma klimy, wnet się wszyscy podusimy.


Usiłuję myśleć o stosach śniegu za oknem, o dwudziestostopniowych mrozach, o przedwiośnianym błocku i lodowatym wichrze, zrywającym skalp z głowy. Nie pomaga. Oddałabym wszystko za klimatyzację.

środa, 1 lipca 2015

Ciche dni

Kiedy dzieci są w placówkach, w domu panuje przerozkoszna cisza. Tak ją uwielbiam, że nawet nie słucham radia ani muzyki. Szkoda marnować taką piękną ciszę. Jestem żywa i działam. 

Idę potem po dziewczynki do szkoły, nadal żywa. Odbieram je. Po dwudziestominutowym spacerze do domu nie mam już siły na nic, następuje całkowite zzombienie. Bo panienki MÓWIĄ. Cały czas. Obie naraz. Nie zamykają im się dzioby.
Trzeba wysłuchać wszystkiego, najlepiej aktywnie uczestniczyć w konwersacji, wykazać zrozumienie, rozwiązać problem, zapewnić wsparcie, zadawać pytania, wyjaśniać wątpliwości...
Nie wiem czy bardziej chciałabym wyłaczyć je czy siebie samą.
 Mówienie jest przereklamowane.

wtorek, 30 czerwca 2015

KąpleMęty

KąpleMęt pierwszy:

Matju [łapiąc mnie za biust]: "Mamo, jestes piękna! Masz cycki!"

Umarłam. Zachowam ten tekst na wieczną pamiątkę, żeby móc go terroryzować jak będzie pochmurnym, wjężdżającym mi na nerwa nastolatkiem.

KąpleMęt drugi:

Odbieram Anię z "Lata w mieście". Jej grupą zajmował się dziś przemiły nauczyciel muzyki z jakiejś warszawskiej szkoły. Podszedł do mnie i oznajmił, że Ania jest bardzo utalentowana muzycznie, ma świetną dykcję (chyba kupię kwiatki naszej "cioci" logopedzie), bardzo dobre wyczucie rytmu i ładnie śpiewa (śpiewała piosenkę z "Frozen"). I że trzeba coś z tym zrobić, żeby się nie zmarnowało. Wiedziałam, że lata słuchania Metalliki, Pearl Jamu, Iron Maiden, Nirvany i Queenu kiedyś zaprocentują :D
Efekt był piorunujący, Ania spuchła ze szczęścia i dumy.
Wrociliśmy do domu. Śpiewając śpiewalne kawałki z "Frozen"...
Teraz właśnie ogląda "Frozen" TRZECI RAZ i na cały głos śpiewa wszystkie piosenki po kolei. I nie wygląda jakby chciała przestać.

Przysięgam, że nastepnym razem jak jakiś miły i życzliwy nauczyciel muzyki otworzy usta do pochwał, mogę się nie powstrzymac i go na wszelki wypadek zaknebluję niedojedzoną przez Matju bułką ;)





niedziela, 28 czerwca 2015

Uszy i inne wyrostki

Zu dopraszała sie o przekłucie uszu. Ja, jako właścicielka 10 dziurek w uszach, zamieszkałych aktualnie przez 8 kolczyków, nie opierałam się długo. Moja Mama nie zezwoliła mi na przekłucie uszu do 16 roku życia i do tej pory nie wiem czemu to miało służyć i jaka głęboka myśl stała za owym zakazem.
Pojechaliśmy na obiad do centrum handlowego i przy okazji wstąpiłyśmy z Zuzią do Claire's, gdzie miła pani kosmetyczka od ręki przekłuwa uszy i mają zacny wybór kolczyków. Swoją drogą to straszne miejsce. Targetem Claire's są dziewczynki w wieku Zuzi i nieco starsze. Wieszaki i półki są pełne badziewu z fabryk na Tajwanie, wszystko jest błyszczące, różowe, kwiatowe, posypane brokatem albo ozdobione gębami bohaterów filmów aktualnie wyświetlanych w kinach. Mają zestawy kosmetyków, błyszczyki w kształcie lodów/zwierzątek/bógwieczegojeszcze, miliard biżuteryjnych akcesoriów, lakiery do paznokci specjalnie skomponowane dla małych dziewczynek, omatkoświęta... Widzę jak córki wchodzą tam z matkami i natychmiast dostają małpiego rozumu, wiercąc rodzicielkom dziurę w brzuchu tak upierdliwie, że rodzicielki dla świętego spokoju w końcu godzą się na akup na przykład broszki-kwiatka z jebliwie różowego poliestru, posypanego niedbale tęczowym brokatem. Za 27 złotych.
Brrrrrr.

Zu denerwowała się przed zabiegiem, ale zdecydowana była nie odpuścić. Wybrała śliczne kolczyki w kształcie niebieskich kwiatków (początkowo domagała się kolczyków z Elzą z Frozen i przez chwilę bawiłam się myślą, że może by jej na to pozwolić i kazać nosić te kolczyki dopóki nie osiągnie pełnoletności i nie zacznie sama zarabiać, ale postanowiłam nie być świniowata ;) )


Siedziała spokojnie, nie piszczała, nie szarpała się, nie narzekała i zniosła zabieg z godnością :D Widać, że była bardzo zdeterminowana i naprawdę chciała mieć kolczyki.
Uważam, że wygląda ładnie :)


To tyle pozytywów.
Negatyw jest jeden ale za to spory - Matju znowu ma zapalenie męskiej końcówki, skutkiem czego on cierpi a ja jestem z nim uziemiona w domu. Mam palce żółte od rywanolu, panikę w oczach, bo sprawa nie wygląda dobrze, i ze zdenerwowania upuszczam różne przedmioty.
A miało być tak pięknie - nie mam żadnych zleceń, marzyłam o tygodniu samotności, spacerów, książek, kolorowanek i audiobooków w hamaku. Wszystko poszło się paść. Kolejny raz odbieram nauczkę: nie ciesz się i nie planuj bo i tak życie cię wydy....  yyy, zlekceważy.