Zuzę do przedszkola odprowadziliśmy dziś komisyjnie, całą rodziną. Nie mogła się doczekać - co chwila pytała nas: "czy już mogę iśc do przedszkola?", "czy już wychodzimy?".
Obawialiśmy się, że kiedy ją zostawimy, będzie płakać, albo chociaz się krzywić, a tu nic. Nawet nie spojrzała w naszą stronę. Cała była zajęta panią Kasią pokazującą jej znaczek w szatni.
Obiecałam, że odbiorę ją po obiedzie. Kiedy zjawiłam się w przedszkolnej szatni o 12.30, oczy me ujrzały sceny iście dantejskie: dzieci na widok rodziców wyciągały ręce i zaczynały potępieńczo wyć. Z drżeniem serca wypatrywałam Zuzi i oczekiwałam solidnego ryku, a tu nic. Usmiech na paszczy i pełne zadowolenie.
Pytam pani: "czy Zuzia nie sprawiała problemów?". Padła odpowiedź: "nie", ale wyczułam ten maleńki moment wahania... I nie drążyłam dalej ;) Wystarczy mi informacja, że była mniej więcej grzeczna i nie płakała :) Nie przydała się na razie duża paczka chusteczek, stanowiąca niezbędny element wyprawki dla trzylatka ;)
Na razie pełen sukces. Zobaczymy jak będzie jutro. I kiedy zaczną się jakieś problemy, bo że się zaczną - nie mam najmniejszych wątpliwości.