sobota, 19 kwietnia 2014

Wesołych Świąt

Zdrowych, spokojnych, leniwych, smakowitych Świąt Wielkiej Nocy :)


Dzieci malowały pisanki. Dziewczynki się pokłóciły o wzorki a Matju rzucił swje jajko na podłogę, rozwalił je a następnie, w ataku furii, zmiótł ręką ze stołu przybory do malowania. Ach, Święta! Jeszcze dwa dni. Nie oszaleć, nie oszaleć. :)

piątek, 18 kwietnia 2014

Czy?

Czy jeszcze kiedyś normalnie się wyśpię? To takie okrutne - nie mogę spać, kiedy wszyscy inni śpią.
Życie chłoszcze.

Ale Matju czuje się lepiej :)

czwartek, 17 kwietnia 2014

...

Zmagań dzień kolejny.
Matju czuje się nieco lepiej, a jego męska końcówka peryferyjna już bardziej przypomina część ciała niż warzywo szklarniowe. Zabiegi najwyraźniej pomagają.
Przede mną zadanie.
Jak namówić dziecko do nasikania do tego cholernego kubeczka... Skończyły mi się pomysły, czas mija, mam jeszcze godzinkę. NIE I JUŻ. Młody krzyczy, bije, kopie i rzuca się w furii jak tylko się do niego zbliżam. Nawet przekupstwo czekoladą nie działa. NIE. I. JUŻ. Matka, spadaj. Nocnik nie, sedes nie, wanna nie, sikołapny woreczek sobie odkleja. Nie wiem co robić, po prostu nie wiem.
Narasta we mnie frustracja, bo lekarka na dzisiejszej wizycie mnie po prostu zmiażdży krytyką tudzież niesmakiem ;)
Sytuacji nie poprawia fakt, że noc miałam urozmaiconą ciężkimi atakami paniki (mojej, reszta rodziny spała spokojnie, Młody nawet chichotał przez sen :) więc mam za sobą przespane dokładnie 2,5 godziny :) Ach co te nerwy robią z człowiekiem :) Nocne schizy - bezcenne.

Budzisz się cichą nocą w stanie fizycznego paraliżu. Nie możesz wstać. Oddychanie stanowi wysiłek na którym należy się skupić. W głowie wiruje coś jak czarna maź, gęsto nadziewana najgorszymi wizjami, jakie zdolen jest wyprodukować twój przydeptany mózg. Rzut oka na zegarek - pierwsza rano. Maź gęstnieje w miarę uświadamiania sobie wyzwań następnego dnia, jakie by one nie były. Sen ucieka w zwinnych pląsach, pokazując ci na odchodnym środkowy palec. Trwasz w łóżku jak omszały głaz narzutowy, wdech wydech, wdech wydech. Przetrwać kolejną minutę, potem jeszcze jedną, sama nie wiesz po co, ale wiesz, że musisz, bo trzeba. Wdech, wydech. Nie ma nic, nie ma nikogo, jesteś tylko ty i ten zły, wrogi świat, który całą swoją ciężką dupą właśnie siedzi na twojej klatce piersiowej, utrudniając oddychanie. Wdech, wydech.
Oby do rana.

EDIT: Mission accomplished. Próbka trafiła już do labu, ufff.
Jako metoda nacisku napatoczyła się ad hoc chęć Matju popisania "pisackiem mamy" czyli żelowym długopisem w ślicznej oprawce Sherpa. Za którą niniejszym składam serdeczne dzięki Najlepszej Przyjaciółce, albowiem ten jej podarunek uratował dzis moje zdrowie psychiczne.

M: Mama, daj popisiać!
Ja: Spoko, ale najpierw nasikaj do tego pudełeczka to dam ci popisać.
M: Dobze.
W ciągu 15 sekund problem, dręczący mnie od rana został rozwiązany.

Morał: matka musi być jak Mosad, MI6 i CIA w jednym.


środa, 16 kwietnia 2014

Ostry dyżur

Dzisiejsze przedpołudnie spędziliśmy jeżdżąc od szpitala do szpitala z Matju, który, jak się okazało, ma zapalenie napletka. Nie chcę wchodzić w szczegóły bo sa drastyczne, w każdym razie na widok tego biednego małego siuraka robi mi się słabo. Straszna rzecz, powiadam wam. Odwijam pieluchę a tam pomidorek koktajlowy, tak to mniej więcej wyglądało.
W pierwszym szpitalu (praski) nie przyjmowali dzieci. O czym nie wiedziałam, albowiem, na całe szczęście, ze szpitalami mam mało do czynienia. Kazali jechać na Niekłańską. Ja w nerwach oczywiście i w kompletnej rozsypce :) Idziemy do samochodu a tam... jakiś kutafon nas zastawił. Zaparkował tak, że nie zostało miejsca z żadnej strony... Siedzieliśmy z 15 minut w samochodzie, myśląc co czynić. Zostawić samochód i brac taksówkę? A co, jesli stamtąd nas odeślą? Albo trzeba będzie jeszcze gdzieś jechać?
Ja wahałam się między przebiciem opon a porysowaniem kutafonowi lakieru na jego ślicznym terenowym Volvo ;) Mąż miał mniej krwiożercze zamiary ;) Jako, że jest dobry w manewrach, kazał mi wysiąść i zaryzykowaliśmy wydostanie się z pułapki ze mną jako pilotem. Wielki szacun Mężu mojemu, bo wyjechał z minimalnym, kilkucentymetrowym zapasem :) Mam nadzieję, że karma dopadnie kutafona w Volvo i zrobi mu jakąś krzywdę. Bo strasznie mnie zdenerwował.
W szpitalu przyjeli nas szybko (dzieki Bogu za Jego drobne łaski!), orzeczono to, co wspomnialam powyżej i nakazano NATYCHMIAST udać się do... rejonowej przychodni, do pediatry.
Dzwonię do przychodni, żeby nas zapisać a pani w rejestracji kręci nosem i mówi, że dzis to nie, bo dziecko już dzisiaj było oglądane przeciez przez lekarza, i NFZ im tego nie zrefunduje...
Noszkurwaszmać.
Nalegałam, powołując się na nakaz lekarza z izby przyjęć i w końcu zapisano nas na... 10.15. Była godzina 10.00 a my gdzieś niedaleko Gocławia :) Przychodnia mieści się kolo naszego bloku, na Białołęce :) Jakby kto nie wiedział, to jest dość bardzo raczej daaaleeeekooo ;)
Prawie umarłam z nerwów, bo byłam przekonana, że nie zdążymy za nic w świecie.
Zdążyliśmy nawet z minutowym zapasem :) Znowu chwała Mężu, któren doskonałym kierowcą jest :) To u nas częste - ja wpadam w panikę że nie zdążymy, omójboże nie zdążymy tam gdzie mamy zdążyć, nie ma takiej możliwości, zaczynam się trząść a w krytycznych przypadkach płakać. Mąż z kamiennym spokojem każe mi się ogarnąć, wziąc w garść i nie histeryzować bo zdążymy. I zdążamy ;) Ale ile to mnie nerwów kosztuje to tylko ja wiem ;)
W każdym razie sytuacja jest w miarę opanowana na razie, wiem co mam robić i trzymam się planu :)

Gdyby ktoś mial podobny problem - smarowanie rivanolem w żelu, moczenie 4x dziennie przez 15 minut w wywarze z kory dębowej, maść sterydowa przeciwzapalnie albo Betadine. Nie wiem jak namoczyć dwuipółletnie dziecko na 15 minut w 400 ml płynu, po prostu nie wiem. Zwłaszcza, że jest obolaly i piszczy oraz nie pozwala się dotknąć.

Oprócz tego oczywiście badanie ogólne moczu i posiew. Jutro czeka mnie radosny poranek ze sterylnym pobieraniem sików na posiew :)
Życie matki nie jest nudne ;)

wtorek, 15 kwietnia 2014

My mad, fat diary

Oficjalne podziękowania dla Northern Sky :D za "My mad, fat diary".
Jestem przy trzecim odcinku i zaraz zabraknie mi chusteczek :)


Też się staram być normalna i nie wiem jak to się robi.



poniedziałek, 14 kwietnia 2014

niedziela, 13 kwietnia 2014

Sherlock

Łykam następny serial polecony przez filmową ekspertkę :)
Podoba mi się, aczkolwiek twarz głównego bohatera uważam za bardzo nieatrakcyjną. Odrzuca mnie wręcz. Ale ma ładny głos.


Poza tym mój mąż właśnie oświecił mnie bezlitośnie, że Dr Watson to Bilbo. I przepadło, już się nie pozbędę tej wiedzy i wizji hobbicich futerkowych stópek. A sama bym nie zauważyła... Nie rozróżniam aktorów zupełnie. Taka ułomność, rzec by można. Albo, jak kto woli - niechęć do zaśmiecania sobie głowy nieistotnymi pierdołami. Najwyraźniej jestem trochę jak Sherlock, tylko nie z tej mądrzejszej strony ;)