Zmagań dzień kolejny.
Matju czuje się nieco lepiej, a jego męska końcówka peryferyjna już bardziej przypomina część ciała niż warzywo szklarniowe. Zabiegi najwyraźniej pomagają.
Przede mną zadanie.
Jak namówić dziecko do nasikania do tego cholernego kubeczka... Skończyły mi się pomysły, czas mija, mam jeszcze godzinkę. NIE I JUŻ. Młody krzyczy, bije, kopie i rzuca się w furii jak tylko się do niego zbliżam. Nawet przekupstwo czekoladą nie działa. NIE. I. JUŻ. Matka, spadaj. Nocnik nie, sedes nie, wanna nie, sikołapny woreczek sobie odkleja. Nie wiem co robić, po prostu nie wiem.
Narasta we mnie frustracja, bo lekarka na dzisiejszej wizycie mnie po prostu zmiażdży krytyką tudzież niesmakiem ;)
Sytuacji nie poprawia fakt, że noc miałam urozmaiconą ciężkimi atakami paniki (mojej, reszta rodziny spała spokojnie, Młody nawet chichotał przez sen :) więc mam za sobą przespane dokładnie 2,5 godziny :) Ach co te nerwy robią z człowiekiem :) Nocne schizy - bezcenne.
Budzisz się cichą nocą w stanie fizycznego paraliżu. Nie możesz wstać. Oddychanie stanowi wysiłek na którym należy się skupić. W głowie wiruje coś jak czarna maź, gęsto nadziewana najgorszymi wizjami, jakie zdolen jest wyprodukować twój przydeptany mózg. Rzut oka na zegarek - pierwsza rano. Maź gęstnieje w miarę uświadamiania sobie wyzwań następnego dnia, jakie by one nie były. Sen ucieka w zwinnych pląsach, pokazując ci na odchodnym środkowy palec. Trwasz w łóżku jak omszały głaz narzutowy, wdech wydech, wdech wydech. Przetrwać kolejną minutę, potem jeszcze jedną, sama nie wiesz po co, ale wiesz, że musisz, bo trzeba. Wdech, wydech. Nie ma nic, nie ma nikogo, jesteś tylko ty i ten zły, wrogi świat, który całą swoją ciężką dupą właśnie siedzi na twojej klatce piersiowej, utrudniając oddychanie. Wdech, wydech.
Oby do rana.
EDIT: Mission accomplished. Próbka trafiła już do labu, ufff.
Jako metoda nacisku napatoczyła się ad hoc chęć Matju popisania "pisackiem mamy" czyli żelowym długopisem w ślicznej oprawce Sherpa. Za którą niniejszym składam serdeczne dzięki Najlepszej Przyjaciółce, albowiem ten jej podarunek uratował dzis moje zdrowie psychiczne.
M: Mama, daj popisiać!
Ja: Spoko, ale najpierw nasikaj do tego pudełeczka to dam ci popisać.
M: Dobze.
W ciągu 15 sekund problem, dręczący mnie od rana został rozwiązany.
Morał: matka musi być jak Mosad, MI6 i CIA w jednym.
5 komentarzy:
Trzymam kciuki za szybki powrót do zdrowia! Jednak z chłopakami to jest roboty, mój braciak też ciągle coś miał w tym temacie....
Dzięki :) prawda? Też tak uważam, że dziewczynki są znacznie mniej kłopotliwe ;)
Choć tak jak patrzę na to co się dzieje dziś z młodzieżą, to chyba nie ma znaczenia czy chłopak, czy dziewczyna...;/ niestety. Owszem jak małe, to może i łatwiej z dziewczyną, a może to tylko jest złudne.
Nie wiem jak będzie dalej, ale czynności higieniczno-pielęgnacyjne jednak latwiejsze są (dla mnie) przy dziewczynkach. Może dlatego, że sama jestem dziewczynką :)
Cieszę się że mały zdrowieje;)) pozdrawiam
Prześlij komentarz