sobota, 10 marca 2012

Co można

Co można, kiedy się wstanie o czwartej rano? Tylko cicho, nie obudzić dziewczynek. Cicho synku, nie płacz. Można poczytać książkę, a nie, przepraszam, nie da rady, cicho dzieciaku, no nie drzyj się. Filmu też nie obejrzę. Ale można posłuchać muzyki i pogapić się w ścianę. Można się dusić. Płakać można. Wymiotować. Pewnie z nerwów. Z rozpaczy. Albo nie. Można się bać. Można stracić nadzieję. Umierać milimetr po milimetrze można też. Rozpadać się.
Przeczekać można i trzeba, mamo, chcę parówki, jestem głodna, mamo Mateusz napluł na dywan, mamo chcę wody ale nie w butelce, w kubeczku. Zmusić się. Jeszcze raz. I żyć można, wbrew wszystkiemu, wbrew sobie.


czwartek, 8 marca 2012

Zamiast snu



Grało mi do trzeciej rano i teraz znowu mi gra.
Dobre do upijania się na smutno, jeśli ktoś może, oczywiście.

Ach, dziś Dzień Kobiet. 
Samych jasnych dni Wam wszystkim życzę, Siostry! ;)



Z nowości: Zuzia wczoraj zgubiła pierwszy ząbek. Wróżka zębuszka włożyła jej pod poduszkę dwa złote, dziecko było pod takim wrażeniem, że nie mogło zasnąć :)

W związku z nadchodzącą wiosną oraz próbami uciszenia wewnętrznych niepokojów, postanowiłam zmienić kolor włosów na bardziej optymistyczny. Proces przeistaczania się z brunetki w rudawą blondynkę był długi, kosztowny i chwilami bolesny (myślałam, że mi ta chemia wypali dziury w głowie, spali włosy, a to co ocaleje, zostanie wyrwane grzebieniem przez panią fryzjerkę). 


poniedziałek, 5 marca 2012

Rano

Wstałam dziś o 5.00.
Niedługo po mnie wstały dziewczynki.
Ania zażyczyła sobie na śniadanie surówkę z tartej marchewki i jabłka. Zrobiłam.
Dziecko wzięło miskę i poszło sobie, pojadając.
Mateusz leżał na kocyku, Ania usiadła obok niego ze swoją surówką.
Przebierałam się w łazience, usłyszałam narzekanie Ani:
"Mateus zablał mi moje śniadanieeee".
Poszłam sprawdzić co zacz.
Zobaczyłam:
Ania siedziała na kocyku obok Mateusza, grzebiąc łyżką w prawie pustej misce.
Mateusz leżał na kocyku na wielkiej kupie marchewki.
Smrodek, zalatujący z pampersa, wskazywał, że kupa marchewki nie była jedyną kupą w pomieszczeniu.
Zgarnęłam Młodego i poszłam go przewinąć.
Starałam się nie denerwować.
Naprawdę się starałam.
Kiedy wróciłam do pokoju, Ania zdążyła już rozprowadzić kupę marchewki równiutką warstwą po całym dywanie.
Dobijcie mnie. Jest dopiero 6.36.
Umieram.


Jedynie słuszny podkład muzyczny na wczoraj, dziś, jutro i zawsze. I love Chwytak.


Gulu gulu gulu gulu gulu jeeee!

niedziela, 4 marca 2012

7 miesięcy

Mat kończy dziś 7 miesięcy. Jest rozkoszny (oczywiście wtedy, kiedy się nie awanturuje). Postawiony na czterech łapach już nie rozpłaszcza się od razu jak żaba, tylko próbuje balansować. Nadal chwyta wszystko co ma w zasięgu ręki.
Zachowuje się nieco inaczej, niż dziewczynki, kiedy były w jego wieku. One głównie oglądały zabawki i pakowały je do buzi, on próbuje wszystko rozłożyć na części, rozerwać, zmiażdżyć, rozkruszyć lub stłuc :)
Dzień dzisiejszy uczciliśmy pierwszą przekąską - Młody dostał do łapki chrupki kukurydziane. Z początku nie wiedział co z tym zrobić, ale szybko wsadził do paszczy i załapał. Chrupki okazały się wielkim sukcesem, zjadł pięć, jednego po drugim i miał ochotę na więcej. Światełko w tunelu wolności robi się coraz jaśniejsze ;)
Przestał parskać zupkami, podczas karmienia grzecznie otwiera buzię.
Śmieje się do sióstr i bardzo lubi, kiedy są w pobliżu. One też chętnie się nim zajmują.


Matju poranny:


Matju popołudniowy:


Ostatnio bawił się drewnianą ruchomą dłonią, i ułożył z niej poniższe ;):


Jak widać, rozwój mojego chłopczyka przebiega we właściwym kierunku ;)


Ach, byłabym zapomniała - Młody mówi :) Pierwsze ciągi sylab: mamamamamama, dadadadada, gu, ge, nanana, aaaaade, dididi. Jeśli będzie tak rozmowny jak siostry, to już zaczynam szykować sobie zaciszną celę w Tworkach.

Ps. Właśnie przeczytałam, że ludzie z wysokim IQ mają zwyczaj nie spać do późnej nocy... No tak, to by wyjaśniało, czemu padam nieżywa już około 21.30... ;)