Dziś podobno Matju ma imieniny. Tak wynika z kalendarza.
Jemu wszystko jedno, ale dla nas to pretekst do zjedzenia czegoś dobrego - upiekłam czekoladowe ciasteczka. A Tata zabrał dzieci na dwór, na rowery. I hulajnogi. Młody to uwielbia.
A ja bym sobie o to...
... zjadła. Na szczęście nie mam komponentów.
W myśl zasady:
wykonałam ozdobną okładkę do zeszytu na nieregularne czasowniki.
Dzisiejszy dzień uznaję za zakończony. Pozostało tylko czekać aż dzieci zasną, żeby móc stracić przytomność i poprzebywać w świecie marzeń.
Właśnie usłyszałam w radiu i strasznie mi sie podoba, acz z tego co pojmuję to raczej niewesołe.
sobota, 21 września 2013
piątek, 20 września 2013
SSDD
Kolano nadal boli i wcale nie jest lepiej (może dlatego, że jestem na nogach od rana do nocy), więc trzeba pomyśleć o jakimś lekarzu. Nie chce mi się.
Mam nowe okulary (stare - czyli zrobione w lutym tego roku - Matju połamał).
Całkiem się sobie w nich podobam, tyle, że jestem nadal w fazie przystosowawczej. Bolą mnie oczy i głowa. Jeśli problem utrzyma się ponad tydzień, trzeba będzie pójść do optyka i pewnie dać się zbadać i zmierzyć. Nie chce mi się.
Mateusz szaleje po domu, rozrzucając wszystko, na czym położy tłuste łapki. Właśnie zrzucił mokre pranie z suszarki. Wypatroszył też szafki w kuchni, na podłodze leżą stosy opakowań makaronu, kaszy, budyniu oraz puszki fasoli. trzeba posprzątać. Nie chce mi się.
A co mi się chce? Spać. Tak z 12 godzin bez przerwy.
czwartek, 19 września 2013
Przedszkola dzień pierwszy, vol III
Dziecka pierwszy kontakt z placówką przerabiam już po raz trzeci...
Mateusz był dziś w przedszkolu.
Zaprowadziliśmy go tam o 8.30. Weszliśmy do szatni, z pewną taką nieśmiałością. Za nami, traf chciał, wszedł jakiś tata z jakąś córką. Córka była w stanie histerycznej furii. Wrzeszczała, broniła się, płakała, wyła, nie pozwalała się rozebrać. Tata z nią walczył. W sensie, usiłował porozpinać buty i kurtkę. W milczeniu. Podziwiałam go.
Mateusz na widok tej sceny przyczepił się do mnie jak małpka, najwyraźniej wystraszony. Ale wystarczyło zapytać "Mati, idziesz do zabawek?" i zeskoczył mi z kolan, nie oglądając się za siebie, pogalopował do sali.
Zostałam w szatni z nieco głupią miną, nie bardzo wiedząc co zrobić - iść? Zostać? Ciocia Kasia (w naszym przedszkolu nie ma "pań", są "ciocie") pomachała mi ręką - niech pani już idzie, damy sobie tutaj radę.
No to poszłam.
Sześć godzin zleciało jak z bicza trzasnął. Mąż miał wolne. Najpierw bezskutecznie usiłowaliśmy uruchomić po kablach jego samochód, który zdechł na parkingu. Potem pojechaliśmy na zakupy. Potem na obiad. Jak normalni ludzie, bez pośpiechu i rozbieganych oczu. Chociaż przyznaję, cały czas miałam przy sobie telefon i byłam przekonana, że zaraz ciocie zadzwonią i każą zabrać małego wyjca...
Poszłam po niego na 14.00. Biedny Kluś był w stanie szoku :D Przytulił się do mnie, nie płakał, nie mówił, a na hasło "przedszkole" chował buzię na moim ramieniu ;)
Ciocie zeznały, że nie dramatyzował, popłakiwał tylko, kiedy rozdzielono go z Anią, która musiała iść do swojej grupy. A poza tym było w porządku :)
Jednak szybko odzyskał równowagę i w drodze powrotnej był zupełnie normalnym, rozwrzeszczanym sobą ;)
Innymi słowy - czar prysł i z księżniczki znowu zmieniłam się w kopciuszka ;)
Mateusz był dziś w przedszkolu.
Zaprowadziliśmy go tam o 8.30. Weszliśmy do szatni, z pewną taką nieśmiałością. Za nami, traf chciał, wszedł jakiś tata z jakąś córką. Córka była w stanie histerycznej furii. Wrzeszczała, broniła się, płakała, wyła, nie pozwalała się rozebrać. Tata z nią walczył. W sensie, usiłował porozpinać buty i kurtkę. W milczeniu. Podziwiałam go.
Mateusz na widok tej sceny przyczepił się do mnie jak małpka, najwyraźniej wystraszony. Ale wystarczyło zapytać "Mati, idziesz do zabawek?" i zeskoczył mi z kolan, nie oglądając się za siebie, pogalopował do sali.
Zostałam w szatni z nieco głupią miną, nie bardzo wiedząc co zrobić - iść? Zostać? Ciocia Kasia (w naszym przedszkolu nie ma "pań", są "ciocie") pomachała mi ręką - niech pani już idzie, damy sobie tutaj radę.
No to poszłam.
Sześć godzin zleciało jak z bicza trzasnął. Mąż miał wolne. Najpierw bezskutecznie usiłowaliśmy uruchomić po kablach jego samochód, który zdechł na parkingu. Potem pojechaliśmy na zakupy. Potem na obiad. Jak normalni ludzie, bez pośpiechu i rozbieganych oczu. Chociaż przyznaję, cały czas miałam przy sobie telefon i byłam przekonana, że zaraz ciocie zadzwonią i każą zabrać małego wyjca...
Poszłam po niego na 14.00. Biedny Kluś był w stanie szoku :D Przytulił się do mnie, nie płakał, nie mówił, a na hasło "przedszkole" chował buzię na moim ramieniu ;)
Ciocie zeznały, że nie dramatyzował, popłakiwał tylko, kiedy rozdzielono go z Anią, która musiała iść do swojej grupy. A poza tym było w porządku :)
Jednak szybko odzyskał równowagę i w drodze powrotnej był zupełnie normalnym, rozwrzeszczanym sobą ;)
Innymi słowy - czar prysł i z księżniczki znowu zmieniłam się w kopciuszka ;)
środa, 18 września 2013
Prasówka
Całkiem fajny jest TEN TEKST. Aczkolwiek mnie, owszem, wpieniają wyjące dzieci w miejscach publicznych, ze szczególnym uwzględnieniem restauracji. Ale bardziej denerwują mnie rodzice, którzy nie robia NIC, żeby rozwiązać głośny problem.
Moje młode niezwykle rzadko miały focha w sklepie. Dziewczynki nie rzucały się na podłogę, nie wyły, a jak tylko próbowały zaczynać, to natychmiast były pacyfikowane i wynoszone. Mateusz jest nieco trudniejszy pod tym względem, ale i on daje się opanować. Nie terroryzuję moim potomstwem przestrzeni publicznej i jest to podejście dla mnie zupełnie naturalne. Żyj i daj żyć innym.
Jednak bardziej, niż wszystkie dzieci i ich olewczy rodzice, wkurzają mnie bezdzietni, po brzegi wypełnieni jedynie słusznymi opiniami oraz dobrymi radami, przyprawionymi pogardą na tle "jak to, nie radzisz sobie z tym? JA bym sobie poradził(a). MOJE dziecko nie zachowywałoby się w ten sposób. JA zrobiłbym/zrobiłabym to inaczej, to znaczy LEPIEJ."
Może tak a może nie.
Może twoja rada jest słuszna, logiczna i przemyślana. Może strategia którą proponujesz ma sens, w warunkach laboratoryjnych. Ale może gówno wiesz o tym jak to jest nie spać po nocach całymi latami a dnie spędzać na wysłuchiwaniu wrzasków, znienianiu pieluch, przebieraniu, karmieniu i czyszczeniu zarzyganych i zasranych powierzchni. Może nie bierzesz pod uwagę tego czynnika. Wielu rodziców zwyczajnie NIE MA SIŁY. I tylko inni rodzice w podobnej sytuacji są w stanie to pojąć.
Dlatego, w konfrontacji z Ciocią/Wujkiem Dobra Rada uśmiecham się i odchodzę. ZOBACZYSZ jak to jest. A jeśli nie, to tym lepiej dla ciebie.
Dlatego szczególnie mnie ujął ten fragment:
"You shouldn’t scrutinize parents when you aren’t one, for the same reason I wouldn’t sit and heckle an architect while he draws up the blueprint for a new skyscraper. I know that buildings generally aren’t supposed to fall down, but I don’t have the slightest clue as to how to design one that won’t, so I’ll just keep my worthless architectural opinions to myself."
ps. Też kiedyś wiedziałam jak postępować z dziećmi i miałam rozwiązanie na każdą okazję. A potem zostałam matką i mi przeszło. ;)
Moje młode niezwykle rzadko miały focha w sklepie. Dziewczynki nie rzucały się na podłogę, nie wyły, a jak tylko próbowały zaczynać, to natychmiast były pacyfikowane i wynoszone. Mateusz jest nieco trudniejszy pod tym względem, ale i on daje się opanować. Nie terroryzuję moim potomstwem przestrzeni publicznej i jest to podejście dla mnie zupełnie naturalne. Żyj i daj żyć innym.
Jednak bardziej, niż wszystkie dzieci i ich olewczy rodzice, wkurzają mnie bezdzietni, po brzegi wypełnieni jedynie słusznymi opiniami oraz dobrymi radami, przyprawionymi pogardą na tle "jak to, nie radzisz sobie z tym? JA bym sobie poradził(a). MOJE dziecko nie zachowywałoby się w ten sposób. JA zrobiłbym/zrobiłabym to inaczej, to znaczy LEPIEJ."
Może tak a może nie.
Może twoja rada jest słuszna, logiczna i przemyślana. Może strategia którą proponujesz ma sens, w warunkach laboratoryjnych. Ale może gówno wiesz o tym jak to jest nie spać po nocach całymi latami a dnie spędzać na wysłuchiwaniu wrzasków, znienianiu pieluch, przebieraniu, karmieniu i czyszczeniu zarzyganych i zasranych powierzchni. Może nie bierzesz pod uwagę tego czynnika. Wielu rodziców zwyczajnie NIE MA SIŁY. I tylko inni rodzice w podobnej sytuacji są w stanie to pojąć.
Dlatego, w konfrontacji z Ciocią/Wujkiem Dobra Rada uśmiecham się i odchodzę. ZOBACZYSZ jak to jest. A jeśli nie, to tym lepiej dla ciebie.
Dlatego szczególnie mnie ujął ten fragment:
"You shouldn’t scrutinize parents when you aren’t one, for the same reason I wouldn’t sit and heckle an architect while he draws up the blueprint for a new skyscraper. I know that buildings generally aren’t supposed to fall down, but I don’t have the slightest clue as to how to design one that won’t, so I’ll just keep my worthless architectural opinions to myself."
ps. Też kiedyś wiedziałam jak postępować z dziećmi i miałam rozwiązanie na każdą okazję. A potem zostałam matką i mi przeszło. ;)
wtorek, 17 września 2013
Taki dzień
Taki dzień dzisiaj. Że spać by się.
Ale zamiast tego trzeba zebrać doopę w troki, uzbroić się przeciwdeszczowo i pokuleć po dzieci do szkoły, dziś moja kolej.
Mimo wszystko lubię deszcz. Jest tak spokojnie.
poniedziałek, 16 września 2013
Poniedziałkowy dół vol.2
Tak się dzielnie trzymałam, ale w końcu dopadł mnie ten poniedziałkowy dół ;) Konkretnie w postaci kontuzji lewego kolana, mam nadzieję, że niezbyt poważnej. Sport boli, jak mawiają doświadczeni. No to siedzę sobie z coldpackiem i tubką voltarenu, oraz kilkoma butelkami neospasminy. Będą mi potrzebne na najbliższe dni, zamiast truchtania ;)
;)
;)
Poniedziałkowy dół
Naprawdę jest taka ulica. W Krakowie :) Czy to nie piękne? :)
A u nas entuzjastyczny, choć nieco zaspany (Matju w nocy wył), poczatek nowego tygodnia. Jedno dziecko do szkoły, odwiezione przez życzliwą mamę kolegi. Drugie dziecko do przedszkola, odwiezione przez życzliwego Małżonka. Trzecie dziecko, niestety, siedzi w domu, ale za to już chyba zdrowe. Ogląda Umizumi, to ostatnio jego ulubiona bajka. Chwilowa cisza i spokój.
Jak myślę, że kiedyś rozważałam homeschooling jako opcję dla nas, to mam ochotę puknąć się w czoło. Najlepiej betonową ścianą, z rozpędu. ;) Musiałabym być znacznie bardziej ogarnięta, żeby się za to brać.
A tak, proszę, siedzę sobie zupełnie nieogarnięta, w piżamie, z herbatką (dramat, kawa się skończyła!) przed laptopem, ciesząc się chwilą spokoju i prawie samotności. Zero doła :)
Mem na poniedziałkowy ranek. Nie przepadam za psami. Mimo wszystko, wolę koty ;)
niedziela, 15 września 2013
Misja wykonana
Dzisiejsze dokonania: tarta jabłkowa z sosem waniliowym oraz nowa playlista na bieganie w tym tygodniu. Dzień mogę uznać za owocnie zakończony. Starannie omijam wzrokiem brudne gary i stosik prania oraz chrzęszczącą pod nogami podłogę. Może samo sie zrobi, czy coś. A jak nie to trudno, pomyślę o tym jutro. Jestem zmęczona.
O. Właśnie tak.
Na wieczór - wyjąteczek z mojej biegającej playlisty. Ładne i gimbazowo smutne.
O. Właśnie tak.
Na wieczór - wyjąteczek z mojej biegającej playlisty. Ładne i gimbazowo smutne.
Słowo na niedzielę
Leniiistwo.
Nocka zarwana, pobudka skoro świt, poziom energii poniżej zera. Chciałabym rzec coś mądrego, albo chociaż zabawnego, ale z niewyspania chyba wygładziły mi się fałdki. Na mózgu. te na brzuchu niestety tkwią na swoim miejscu.
Cokolwiek chciałam powiedzieć, inni już dawno ujęli w trafne słowa, trzeba tylko pogrzebać w neciku.
O, proszę.
I couldn't agree more.
I jeszcze to. Tak, ja też ciągle tak mam.
I mocne postanowienie:
Na wszelki wypadek upiekę wiecej ciasteczek ;)
A teraz myśl pozytywna: jeszcze 12 godzin i będe mogła iśc spać :D Świat nie jest taki zły ;)
Nuta na dziś. Gawliński mnie zawsze rozczula.
Pijemy za lepszy czas!
Nocka zarwana, pobudka skoro świt, poziom energii poniżej zera. Chciałabym rzec coś mądrego, albo chociaż zabawnego, ale z niewyspania chyba wygładziły mi się fałdki. Na mózgu. te na brzuchu niestety tkwią na swoim miejscu.
Cokolwiek chciałam powiedzieć, inni już dawno ujęli w trafne słowa, trzeba tylko pogrzebać w neciku.
O, proszę.
I couldn't agree more.
I jeszcze to. Tak, ja też ciągle tak mam.
I mocne postanowienie:
Na wszelki wypadek upiekę wiecej ciasteczek ;)
A teraz myśl pozytywna: jeszcze 12 godzin i będe mogła iśc spać :D Świat nie jest taki zły ;)
Pijemy za lepszy czas!
Subskrybuj:
Posty (Atom)