czwartek, 8 grudnia 2016

Szkolne projekty

Moje dzieci mają niezbyt rozsądny zwyczaj zgłaszać się na ślepo do różnych szkolnych zadań, nie kojarząc zupełnie, że wiąże się to z jakimiś zobowiązaniami i terminami.

Niedawno dostałam wiadomość od wychowawczyni Najstarszej, że "dziewczynki, które zgłosiły się do robienia gazetki mają na to jeszcze dwa dni". Nie sprecyzowała które dziewczynki, ale coś mnie tknęło. Poszłam do pokoju Najstarszej i ściągnęłam jej słuchawki z uszu.
- No coooo? - zapytała, z niechęcią odrywając wzrok od filmiku na którym youtuber Enzzi gmerał w straszliwej, topornej pikselozie, znanej i lubianej wśród młodzieży pod nazwą "Minecraft".
- Córko, czy zgłaszałaś się do gazetki szkolnej?
- Nooo taaaak... - odpowiedziała niepewnie.
- A wiesz, że masz na to jeszcze tylko dwa dni?
- Nooo wieeem. Oj tam, coś się wymyśli - skwitowała i zrobiła ruch jakby chciała z powrotem założyć słuchawki.
- OJ NIE. - byłam nieustępliwa. - Na jaki temat ma być gazetka?
- Rok jakiśtam.
- CO?
- Rok jakiśtam... nie pamiętam.
Opadły mi ręce. - A może M wie? (M to sąsiadka i najlepsza przyjaciółka). - Razem się zgłosiłyście?
- Tak.
- No to na co czekasz? Idź i się dowiedz!

Puka do drzwi M. M otwiera.
- Cześć, pamiętasz może jaki ma być temat tej gazetki?
M myśli. Rozjaśnia się w uśmiechu - pamięta! Z dumą ogłasza:
- Rok jakiśtam!
Opadły mi ręce, nogi i inne części ciała. Po kilku smsach do wychowawczyni okazało się że chodzi o "Rok szekspirowski". Dziewczynki zgłosiły się do gazetki o roku szekspirowskim nie mając pojęcia co to takiego i kim Szekspir w ogóle był (co się dziwić, jutuber Enzzi jeszcze nie zrobił o tym filmiku). Przeprowadziliśmy szybkie konsultacje z rodzicami M, poszukałam tego i owego w necie, oni takoż i kryzys został zażegnany. Myślałam, że mam spokój. Ha ha.

Dziś wieczór, w porze kolacji Średnia robiła co mogła, żeby zejść mi z drogi (przyniosła uwagę w dzienniczku i trafił mnie szlag z przytupem). Jednak presja czasu okazała się silniejsza niż atawistyczny lęk przed gniewem rodzicielki, więc w końcu Średnia zagaiła dyplomatycznie:
- Mamooo, pamiętasz o tym stroiku?
Zrobiło mi się słabo. - Jakim stroiku?
- No tym na konkurs. To na jutro.
Zrobiło mi się bardziej słabo. - JAKIM ZNOWU STROIKU?!
- No, na Gwiazdkę. Do konkursu. Jutro.
W tym momencie z moich ust padły słowa, które z duchem Bożego Narodzenia miały niewiele wspólnego. 
Nie wiem czemu tego wszystkiego nie olałam, może dlatego że na ogół nie przejmuję sie bardzo edukacją mojego potomstwa i użarło mnie poczucie winy. A łatwiej zrobić jednorazowego crafta niż siedzieć z dzieckiem godzinami i wkuwać słówka albo odpytywać z ortografii... Poczucie winy zapcha się stroikiem i da mi żyć na jakis czas ;) 
Pinterest dopomógł i wykonałyśmy gwiazdkę z rolek po papierze toaletowym. Wreszcie się przydał miniaturowy pistolet do kleju, który przywlokłam dawno temu z Kanady bo "kiedyś się przyda". 


Nie miałam na podorędziu brokatu, więc opsikałam gwiazdkę klejem w sprayu i wytarzałam w perłowych sypkich cieniach do powiek Yves Rocher. Słabo je widać na zdjęciu, ale dają trochę koloru i trochę błyszczą.


Sąsiadka poratowała nas gałązką świerku i trzema szyszkami (niechże jej bedą dzięki i chwała). Jeszcze trochę kleju i efekt końcowy:


Nie liczę na nagrodę główną, ale czuję się spełniona artystycznie oraz rodzicielsko. 
Myślę (tfu tfu), że na razie chyba mam spokój... ;)

Zwolnij

Misja: dowlec Młodego do przedszkola i wrócić na czas, żeby zdążyć odprowadzić Młodą do szkoły.
Start.

- Synku, chodź. Idziemy do przedszkola. [Synek skacze po chodniku, rozgniatając śniegowe bryły.]
- Synku, chodź. Teraz idziemy. [Synek wspina się na oblodzony murek, zjeżdża i wspina się ponownie.]
- Synku, chodź. [Synek biega w kółko, wydając bojowe okrzyki.]
- Synku, no już, chodź, spieszymy się. [Synek rozsypuje śnieg na kamieniach.]
- Synu, chodź, naprawdę się spieszę, muszę potem zdążyć do szkoły. [Synek metodycznie kruszy lód na kałużach. Wszystkich napotkanych.]
- Ruchy, spieszymy się, idziemy! [Synek liczy wszystkie słupki przy chodniku i zgarnia z nich śnieg.]
Ciągnę go za rękę: - Idziemy!
Nie reaguje, tylko wyrywa mi się i z przejęciem zaczyna rozkopywać kupkę zamarzniętego śniegu pod płotem, gadając przy tym do siebie.

- MÓWIĘ DO CIEBIE, IDZIESZ WRESZCIE CZY NIE, %^&%*(@@$, NIE MAMY CZASU NA ZABAWY!

- Buuuu, mamaaaaa, czemu zawsze jesteś na mnie złaaaaa.

 W ferworze i codziennym pośpiechu zdarza mi się tęsknić za czasem kiedy Młody miał postać niedużego kokonu, który mogłam wpakować w nosidło i bez większych kłopotów, szybko i efektywnie przetransportować z punktu A do punktu B. Nostalgia jednak od razu mija na wspomnienie sygnałów dźwiękowych, wydawanych przez ów kokon szczególnie w nocy. 
W tej perspektywie, żółwi spacer do przedszkola staje się właściwie całkiem przyjemną opcją ;) ZEN-on.