Start.
- Synku, chodź. Idziemy do przedszkola. [Synek skacze po chodniku, rozgniatając śniegowe bryły.]
- Synku, chodź. Teraz idziemy. [Synek wspina się na oblodzony murek, zjeżdża i wspina się ponownie.]
- Synku, chodź. [Synek biega w kółko, wydając bojowe okrzyki.]
- Synku, no już, chodź, spieszymy się. [Synek rozsypuje śnieg na kamieniach.]
- Synu, chodź, naprawdę się spieszę, muszę potem zdążyć do szkoły. [Synek metodycznie kruszy lód na kałużach. Wszystkich napotkanych.]
- Ruchy, spieszymy się, idziemy! [Synek liczy wszystkie słupki przy chodniku i zgarnia z nich śnieg.]
Ciągnę go za rękę: - Idziemy!
Nie reaguje, tylko wyrywa mi się i z przejęciem zaczyna rozkopywać kupkę zamarzniętego śniegu pod płotem, gadając przy tym do siebie.
- MÓWIĘ DO CIEBIE, IDZIESZ WRESZCIE CZY NIE, %^&%*(@@$, NIE MAMY CZASU NA ZABAWY!
- Buuuu, mamaaaaa, czemu zawsze jesteś na mnie złaaaaa.
W ferworze i codziennym pośpiechu zdarza mi się tęsknić za czasem kiedy Młody miał postać niedużego kokonu, który mogłam wpakować w nosidło i bez większych kłopotów, szybko i efektywnie przetransportować z punktu A do punktu B. Nostalgia jednak od razu mija na wspomnienie sygnałów dźwiękowych, wydawanych przez ów kokon szczególnie w nocy.
W tej perspektywie, żółwi spacer do przedszkola staje się właściwie całkiem przyjemną opcją ;) ZEN-on.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz