środa, 30 listopada 2016

Oto ma wycieczka...

... do wesołego miasteczka, za rogiem czeka na mnie śmiechu beczka..." że tak pojadę słowami tytanów hiphopu. Śmiechu beczka, zaprawdę powiadam wam.

Co tydzień, o 18.00 Ania i Matju mają zajęcia logopedyczne, na które trzeba ich odtransportować do mieszkania Cioci Logopedii. Ciocia Logopedia mieszka na Bródnie, 8 przystanków autobusem i 800m marszu od nas. Każda podróż to seria niezapomnianych doznań natury socjologicznej, estetycznej i psychologicznej.

Kiedy już uda mi się przywlec Matju z przedszkola a Anię ze szkoły na czas, nakarmić, odsikać, zapakować teczki z materiałami do zajęć, butelkę z wodą i zapas jedzenia (jeśli nie dostaną jeść w ciągu tych dwóch godzin to niechybnie umrą z głodu, co podkreślają dobitnie w każdy Dzień Logopedyczny), gdy uda mi się oderwać oboje od tableta z grą, zmusić do obleczenia się w warstwy zimowej odzieży i namówic do wyjścia,
udajemy się na przystanek.

Gdy już uda mi się powstrzymać Matju od wyskoczenia na jezdnię prosto pod pędzące samochody, uświadomić Ani, że wykrzykiwanie na głos "Kto ty jesteś? Pijak mały! Jaki znak twój? Trzy browary!" nie jest najlepszym pomysłem w miejscu publicznym, ani właściwie w żadnym innym, rozdzielić rodzeństwo kiedy zaczynają się bić i gonić wokół słupka z rozkładem jazdy, zignorować pełne dezaprobaty spojrzenia współstaczy przystankowych,
wsiadamy do autobusu.

W autobusie spotykamy szeroki wachlarz ludzkich typów. Nigdy nie jest nudno. A to wysztafirowana pańcia zlana perfumami w ilości zdolnej wytruć muchy w promieniu kilometra, błyskająca makijażem przywodzącym na myśl inwazję klaunów w Ameryce (mamooo, będę wymiotować, nie podoba mi się ten zapach).
A to pan, który ostatnie spotkanie z wodą i mydłem przeżył najprawdopodobniej w okolicach Wielkanocy (mamooo, będę wymiotować, nie podoba mi się ten zapach).
A to elegancka starsza pani, z lśniącymi siwymi włosami starannie zebranymi w nienaganny kucyk, odziana w futro, skórzane kozaki, w dłoni torebka, wszystko dobrane kolorystycznie i na pierwszy rzut oka nietanie. Na twarzy lekki makijaż, wymanikiurowane paznokcie. Autobus gwałtownie hamuje. Elegancka Starsza Pani leci parę kroków do przodu, łapie za uchwyt i głębokim zachrypniętym głosem rzuca: "w mordę jebana kurwa mać!!!"
A to wiercący się dzieciak, który piszczy, śpiewa, nie reaguje na polecenia, kopie współpasażerów po piszczelach, co jakiś czas wykrzykuje  "pupa pierdzi!" i zaśmiewa się do rozpuku ze swojego wysublimowanego poczucia humoru... a nie, nie, wróć, to Matju jest. Hmmm. ;)

O czym to ja... Aha. No właśnie. Taka prosta rzecz, 8 przystanków autobusem i 800 metrów marszu, a po powrocie czuję się jakbym przeleciała Killera z Chodakowską. Szkoda tylko że sadło nie znika. Za to winko znika bardzo szybko ;)






Brak komentarzy: