sobota, 13 grudnia 2014

Stephen King - "Lisey's story"

Jedna z najlepszych książek Króla, do której wracam systematycznie. 
Są fragmenty, które mogę czytać bez przerwy, jak na przykład ten:

"It's a bool, Lisey!" he shouts as the light springs on, and could he have planned it better if he had stage-managed it? She thinks not. In his voice she hears mad jubilant relief, as if he has fixed everything. "And not just any bool, it's a blood-bool!"

She has never heard the word before, but she doesn't mistake it for anything else, for boo or book or anything else. It's bool, another Scott-word, and not just any bool but a bloodbool.

The kitchen light leaps down the lawn to meet him and he's holding out his left hand to her like a gift, she's sure he means it as a gift, just as she's pretty sure there's still a hand under there someplace, oh pray to Jesus Mary and JoJo the everloving Carpenter there's still a hand under there someplace or he's going to be finishing the book he's working on plus any that might come later typing one-handed. 

Because where his left hand was there's now just a red and dripping mass. Blood goes slipping between spread starfish things that she supposes are his fingers, and even as she flies to meet him, her feet stuttering down the back porch steps, she's counting those spread red shapes, one two three four and oh thank God, that fifth one's the thumb. Everything's still there, but his jeans are splattered red and still he holds his bloody lacerated hand out to her, the one he plunged through a pane of thick greenhouse glass, shouldering his way through the hedge at the foot of the lawn in order to get to it. 

Now he's holding out his gift to her, his act of atonement for being late, his blood-bool. "It's for you," he says as she yanks off her blouse and drapes it around the red and dripping mass, feeling it soak through the cloth at once, feeling the crazy heat of it and knowing—of course!—why that small voice was in such terror of the things she was saying to him, what it knew all along: not only is this man in love with her, he's half in love with death and more than ready to agree with every mean and hurtful thing anyone says about him."



Mur

"Mamo, a może ja pójdę do pani i powiem, że nie przeczytałam tej drugiej baśni, bo nie umiałam się zdecydować, którą wybrać."

Najstarsza ma przeczytać w grudniu dwie baśnie Andersena, w ramach lektury obowiązkowej. 'Dziewczynkę z zapałkami" oraz drugą, wybraną przez siebie. W powyższy sposób usiłowała się wykręcić od obowiązku.
Zatkało mnie. Mnie w jej wieku nie przyszłoby do głowy pójść do nauczycielki i tak po prostu oznajmić, że nie przeczytałam, bo nie wiedziałam którą baśń wybrać ( w domyśle: nie chciało mi się i miałam to w dupie). Czego to jest oznaka? Skrajnego lenistwa? Arogancji? Bezmyślności? Tego, że szkoła schodzi na psy? Nie pojmuję.
Ale pojmuję jedno - to ode mnie się wymaga zmobilizowania tego dziecka do pracy. Kiedy ona nawala, to moja wina, bo moja odpowiedzialność jako rodzica. Odpowiedzialność, w moim odczuciu, miażdżąca.

To tylko jeden z problemów, które żują mi mózg jak termity. I wcale nie największy. Czasem wydaje mi się, że to, co oddziela normalność od szaleństwa nie jest, bynajmniej, grubym murem, tylko zapraszająco uchyloną zasłoną z cienkiej gazy.


piątek, 12 grudnia 2014

Życie jest ciężkie (dosłownie)

Zwłaszcza dla dzieci szkolnych. I dla ich matek, które czują się w obowiązku ulżyć potomstwu w drodze do/ze szkoły. Oto przykładowa matka - wielbłąd dwugarbny. Plecak Najstarszej - 7,5 kg. Plecak średniej - 6,5 kg (zważyłam). Na zdjęciu nie widać wózka z Najmłodszym, którego pchanie też odbiera siły, bo Najmłodszy lekki nie jest. 
A potem się zastanawiam czemu mnie tak masakrycznie bolą plecy.



Teoretycznie dzieci mogą zostawiać podręczniki w szkole. Ale tylko teoretycznie, bo potrzebują ich do odrabiania zadań domowych. Oprócz książek, zeszytów i ćwiczeń, w plecakach jest zapas materiałów piśmienniczych w dwóch piórnikach, bo w jednym wszystkie potrzebne rzeczy im się nie mieszczą- kredki, flamastry, kleje, nożyczki i tak dalej. Jest plastelina, stroje na w-f i oczywiście drugie śniadanie + woda. I inne rzeczy, o których nie pamiętam w tej chwili. Kiedy widzę jak chudziutka Średnia ugina się pod ciężarem plecaka, który waży mniej więcej 1/4 tego co ona sama, robi mi się słabo. A wszyscy się dziwią, że dzieci mają krzywe plecy i bóle stawów. Cóż, edukacja ciężka sprawa.
Ale jest to jedna z rzeczy, które mnie ustawicznie wnerwiają, o.

Czytanka

Bardzo prosty i jasny tekst o depresji.

Cytat na dziś

These days you will do anything to distract yourself. You’ll dance in the mirror and pretend you’re at a night club, read until you confuse yourself with the narrator of the story, spend hours disconnected from reality. It terrifies you that you’ve forgotten more days than you remember. You feel like a melting pot, each day blurring at the edges. You want to move closer to the city, or fall in love, or dye your hair a daring shade that would make everyone do a double take. You need a holiday. You need to do something drastic. All you want is someone to come into your life and shake it up like one of the those snow globes that was sold at every souvenir shop in the 90's. Sometimes oil spills and turns the gravel into a rainbow and you feel sentimental for a second. Sometimes the skin on your fingers peel off and you feel even more sentimental because it gives the illusion that you’re shedding. You’re becoming. You feel like it’s about time you got it together, but you don’t realize how damn lucky you are. Despite the pain that comes from breathing and breaking and burning, you should be so fucking thankful. Maybe the sound of an ambulance siren will always make your stomach hit the floor. Maybe when you see a razor you’ll still fantasize, maybe when you see oncoming traffic you’ll feel like running straight into it. But stay, stay for you are so loved. You have made so many mistakes but you will never become one. It’s okay. Stay for the days that make your heart clap, the seconds where you feel freedom vibrating in your bones, the nights that electrify your hair and drag you to the stars.

Jessica Therese, “Stay”

czwartek, 11 grudnia 2014

Reprezentatywna polska młodzież

Trochę straszne, trochę śmieszne. Moje ulubione: "jakie jest najinteligentniejsze zwierzę na świecie? No? Ho... Ho... - yyy, eeee... chomik?"
Albo "z czego jest wołowina? - Ze świni!. A slonina?  - Ze słonia..."



Najzabawniejsze, że ewidentnie bez tej wiedzy nie żyje się im źle.

Ładne rzeczy

Obraz Jarka Kubickiego. Ładny. Brałabym na ścianę.



I odpowiednia muzyka w tle. Całą płytę można kupić na przykład razem z pierwszym albumem Kubickiego na portalu crowdfundingowym Indiegogo. Jeszcze przez 66 godzin.

Cytat na dziś

“I have always loved everything about you. Even what I didn’t understand. And I have always known that, at heart, I would have you no different. But most people don’t know how to love. Nothing is enough for them. They must have their dreams. It’s the only thing they do well. Dreaming. They dream up obligations. New ones every day. They long for undiscovered countries, fresh demands, another call. While some of us are left with the knowledge that love can never wait. A shared bed, a hand in yours, that’s the only thing that matters. The worst thing of all is fear. The fear of being alone.”

Albert Camus, The Misunderstanding

środa, 10 grudnia 2014

Bromance

Jako, że Matju zaczął w przedszkolu serwować zachowania niepożądane (innymi słowy tłukł bezlitośnie wszystko co się ruszało oraz ryczał), wspólnie z paniami ustaliłyśmy, żeby spędzał tam mniej czasu (faktycznie siedział długo i mogło mu się rzucić na zwoje). Czyli nie mogę się ewentualnie wyręczyć Mężem przy odprowadzaniu albo przyprowadzaniu. Odbieram go (Matju, nie męża) w porze wczesnopopołudniowej, wtedy kiedy odbierane są i inne dzieci.
Dziś natknęliśmy się w szatni na Mateusza O. i jego mamę.

Matju: Cześć Mateusz!
Mateusz O.: Cześć Mateusz! (witali się jakby nie widzieli się dwa lata a nie dwadzieścia sekund, które im zajęło wyjście z sali i przejście do szatni ;) )
Matju: Hejo!
Mateusz O.: Heeej!
Mama Mateusza O. [uśmiechając się do mnie miło]: Mateusz zawsze mówi, że Mati Z. to jego najlepszy kolega!
Ja: [mile zaskoczona, że jest chociaż jeden dzieciak, którego mój syn nie zmasakrował]: Super!
Matju: Mateusz, ja cię lubię!
Mateusz O.: Mati, ja ciebie też lubię!
Mama Mateusza O.: Mateusz jest smutny teraz jak Matiego nie ma rano w przedszkolu.
Ja: [coraz milej zaskoczona]: Wow!
Matju: Jesteś moim Mateuszem!
Mateusz O.:[podszczypując czule Matju w policzki]: A ty jesteś moim Matim!
Mateusz O.: My się kochamy!
Matju: Kochamy się!
Mama Mateusza O.: [prosząco]: Chłopaki, a może wy się jednak po prostu lubicie, co...
Ja: [histeryczny śmiech]





Prawdaż

"Pracujesz z domu? Jejku, jak ci fajnie, możesz się zajmować dziećmi." (Ekhem, khem... yyy... nie wiem co powiedzieć...)
"Pracujesz z domu? To dlaczego masz taki bałagan?" (Bo pracuję, Sherlocku.)
"Pracujesz z domu przecież, to co ci szkodzi wyskoczyć po te zakupy".(Czemu ty nie wyjdziesz ze swojej pracy i nie skoczysz po zakupy? W przeciwnieństwie do twojej, moja praca nie wykonuje się częściowo sama.)
"Pracujesz z domu, to możesz ich odebrać wcześniej." (Co zabierze mi minimum półtorej godziny przeznaczonej na pracę, a potem bedę nadrabiać w nocy. Dzięki.)
"Pracuje pani z domu, może pani przecież dopilnować, żeby .... było zrobione." (Gdzie moja siekiera...)
"Jak to nie ma pani czasu, na litośc boską, przecież pracuje pani z domu!" (Siekiera nie wystarczy, tu potrzeba czołgu. Umrzyj.)


wtorek, 9 grudnia 2014

Trwajmy na modlitwie

Wieczorne obowiązkowe modły skracam do minimum. Odmówiłam z dziewczynkami "Aniele boży" i przystapiłam do zapędzania ich do łóżek. Oburzony Matju zawył głośno.

Matju: Nie mama nieeee!!!
Ja: Co?
Matju: Jeszcze nie koniec!!!
Ja: Jak to nie?
Matju: Bo jeszcze trzeba mówić ZDROWA MAĆ!!!!*

*znane również jako "Zdrowaś Mario".

;)

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Dekoracje, konwersacje

Na osiedlu kilka choinek ustrojono oczojebnymi lampkami, co strasznie cieszy dzieci.

Kiedy wracam z Matju z przedszkola, za każdym razem muszę się zatrzymać przy każdym drzewku.

Dziś Młody patrzył na choinki wyjątkowo długo, aż w końcu zdecydowałam przerwać mu tę kontemplcję i skierować wózek (tak, jestem TAKĄ matką, wożę trzyipółlatka w wózku, bo nie chce mi się go ciągać żółwim tempem na nogach i szarpać się z nim przy krawężnikach/kamykach/kałużach/liściach/itd) w stronę klatki schodowej.

Młody jedzie w wózku i stęka, wyraźnie się skupiając, tak mocno, z całej siły.

Młody: Eeegh, eeeeegh, ghhh.
Ja: [solidnie zaniepokojona, te dźwieki zazwyczaj nie wróżą dobrze a od miesięcy nie nosi pieluchy więc jakby co... oj] Co ty robisz???
Młody: Eeeegh, gyyyy, khhhk, pfff
Ja: Synku, co robisz?
Młody: Świecę.
Ja: [wtf] Świecisz?????
Młody: Tak.
Ja: Czym???
Młody: Oczami mojemi. Są silne.

Jeśli ktoś dostrzeże podejrzany blask w okolicy osiedla Derby 17, to nie ma strachu. To tylko mój syn świeci oczami.
LOL

Zmotywuj się

Tolkienowski poster inspiracyjny w Quenya.



"From the ashes a fire shall be woken."


niedziela, 7 grudnia 2014

Mjuzik

Z desperacji Antyradio dziś włączyłam, żeby usłyszeć ludzki głos (dzieciowych ryków nie zaliczam do ludzkich głosów). I zafiksowałam się znienacka:



No bo czyż to nie piękne:

"Sometimes I hate the life I made
Everything's wrong every time
Pushing on I can't escape
Everything that comes my way
Is haunting me taking its sweet time

Holding on I'm lost in a haze
Fighting life to the end of my days"


[edit] Do kompletu z lustrem Matju stłukł dziś ceramiczną miskę i dwie szklanki. Ratunku.

Co można zrobić z kartki papieru

Dobra rozrywka dla wszelkiej młodzieży :)



Wieczorne refleksje.
.
Średnia: [czyta po literce napisy na grzbietach książek, spiętrzonych na mojej szafce] Mamo, a czemu na tych wszystkich książkach jest napisane "Leon"?
Ja: To nazwisko pani, która je napisała (Donna Leon).
Średnia: Ale dużo ich masz! Raz dwa trzy...[liczy]. O, siedem! jest ich siedem. Pewnie jesteś nimi ZAFASCYNOWANA.
Ja: Dostałam je w prezencie od koleżanki.
Średnia: [rozsmakowując się w słowie]: ZAFASCYNOWANA. ZAFASCYNOWANA.
Ja: [podśmiechujki pod nosem]
Średnia: Na pewno jesteś jej FANKĄ.
Ja: [brecht w poduszkę]
Średnia. FANKĄ. FANKĄ. FANKĄ.
Ja: [łykając powietrze] Tak, to świetne książki.
Średnia: [zamysliła się na moment] Jestem dopiero w pierwszej klasie i jestem TAKA MĄDRA. To na pewno dlatego, że oglądam bajki.