Najstarsza ma przeczytać w grudniu dwie baśnie Andersena, w ramach lektury obowiązkowej. 'Dziewczynkę z zapałkami" oraz drugą, wybraną przez siebie. W powyższy sposób usiłowała się wykręcić od obowiązku.
Zatkało mnie. Mnie w jej wieku nie przyszłoby do głowy pójść do nauczycielki i tak po prostu oznajmić, że nie przeczytałam, bo nie wiedziałam którą baśń wybrać ( w domyśle: nie chciało mi się i miałam to w dupie). Czego to jest oznaka? Skrajnego lenistwa? Arogancji? Bezmyślności? Tego, że szkoła schodzi na psy? Nie pojmuję.
Ale pojmuję jedno - to ode mnie się wymaga zmobilizowania tego dziecka do pracy. Kiedy ona nawala, to moja wina, bo moja odpowiedzialność jako rodzica. Odpowiedzialność, w moim odczuciu, miażdżąca.
To tylko jeden z problemów, które żują mi mózg jak termity. I wcale nie największy. Czasem wydaje mi się, że to, co oddziela normalność od szaleństwa nie jest, bynajmniej, grubym murem, tylko zapraszająco uchyloną zasłoną z cienkiej gazy.
2 komentarze:
A jeśli Ty byś wybrała jej bajkę to by przeczytała, czy też nie?
Moje dziecko (7,5 l.), gdy ma dokonać jakiegokolwiek wyboru to wpada w rozpacz, nawet gdy chodzi o głupią koszulkę do szkoły...
Zu nie lubi wyborów, też muszę jej pomagać wybrac ubranie do szkoły :) ale w tym konkretnym przypadku chodzi o to, że ona w ogóle nie lubi czytać, więc czy ja wybiorę czy ona to wszystko jedno ;)
Prześlij komentarz