sobota, 10 marca 2012

Co można

Co można, kiedy się wstanie o czwartej rano? Tylko cicho, nie obudzić dziewczynek. Cicho synku, nie płacz. Można poczytać książkę, a nie, przepraszam, nie da rady, cicho dzieciaku, no nie drzyj się. Filmu też nie obejrzę. Ale można posłuchać muzyki i pogapić się w ścianę. Można się dusić. Płakać można. Wymiotować. Pewnie z nerwów. Z rozpaczy. Albo nie. Można się bać. Można stracić nadzieję. Umierać milimetr po milimetrze można też. Rozpadać się.
Przeczekać można i trzeba, mamo, chcę parówki, jestem głodna, mamo Mateusz napluł na dywan, mamo chcę wody ale nie w butelce, w kubeczku. Zmusić się. Jeszcze raz. I żyć można, wbrew wszystkiemu, wbrew sobie.


8 komentarzy:

Małgorzatka pisze...

no pewnie, że można

ale powiem Ci,że ja się zupełnie przyzwyczaiłam do tego wstawania o 4:00, wstaję, piję kawę, gapię się w kompa. Ale może dlatego jestem przyzwyczajona,bo mąż też nie śpi, jedynym śpiącym stworem jest Hela i zwisa mi to czy się obudzi czy nie, bez różnicy;P Młody się drze, ona czasem się budzi, czasem nie. Jak się obudzi to też się drze i jest komplet poranny. 3h różnicy, różnicy nie robi:P
Trzymajcie się:*

Cuilwen pisze...

A ja nie mogę się przyzwyczaić, noc mnie przeraża, jest cisza, jest ciemno i jestem sama, co najwyżej w wyjącym Kluskiem. Mam takie zjazdy paniczne, coraz gorsze, aż z ciekawością obserwuję jak to się wszystko skończy... Za każdym razem mam wrażenie, że już więcej nie zniosę, że się rozpadnę na kawałki, a jakoś się zbieram.

Małgorzatka pisze...

ja takie zjazdy mam dopiero jak zostaję z nimi sama. W nocy jest mi dobrze, bo nie słyszę ludzi, bo nikogo nie ma na ulicy, bo nic nie muszę. oczywiście gdybym musiała wstać np o 2:00 to byłoby gorzej ale pamiętam, że było tak przy Heli i robiłam to co teraz, piłam kawę, grałam a Hela się bawiła do rana :> Oczywiście wkurw był, za jakie grzechy i w ogóle.

A dziś młody dał pospać niemal całą noc do 6:00. Wow.

Cuilwen pisze...

:) Dobrze, zrobił Ci Dzień Dobroci dla Matki ;)
Jak Mat się budzi w nocy to nie da się go odłożyć, on wyje, niestety. Dziś od 4.30 go nosiłam, ledwie się trzymałam w pionie i dostawałam ciężkiej kurwicy.

Kiedyś lubiłam noc i święty spokój, ale teraz potrzebuję ludzi, jak zostaję sama ze sobą (i więcej niż jednym dzieckiem), robi mi się zwarcie w obwodach mózgowych.
Dziś rano przydarzyła mi się scena, o której wstyd opowiadać, kompletnie się histerycznie posypałam, ale paradoksalnie jakoś mi ulżyło i jestem spokojniejsza.

Arantalanthas pisze...

mi się takie sceny zdarzają dosyć często :/

Znam to noszenie w środku nocy, współczuję :( a jakbyś go położyła sobie brzuchem na brzuchu i energicznie ruszała? ja tak robię, mówię mu aaaa i śpię, w sumie bardzo często Tom przesypia większość nocy na mnie :P

Cuilwen pisze...

Nie da rady, on na brzuchu czyimś położony płacze...

GOSIA pisze...

kurczaki, współczuję Wam dziewczyny, naprawdę!! 8 lat temu zdarzało się że w nocy budził się mój Franek na jakieś 1,5h. Ale to było czasami. I osiem lat temu. 5 lat temu Staś przesypiał oce jak ta lala z krótkimi przerwami na karmienie. Przy Jasiu też mam szczęście: zasypia o 22, trzy obciągnięcia cyca w nocy i pobudka koło 7 rano. I mi się wydaje że wieczorem padam na twarz!!!!???

Cuilwen pisze...

Przy dzieciach zawsze się pada na twarz, tak już jest :) Życie nie je bajka ;)