Byliśmy tam od otwarcia (10.00) do zakończenia (18.00) i ani przez sekundę się nie nudziliśmy. Ilość atrakcji dla dzieci wprost porażała :D Moje potomstwo wreszcie mogło się bezkarnie wyszaleć. Ja też ;)
Zaczęliśmy od zwiedzania fabryki, co było atrakcją głównie dla mnie ;) Byłam tam nie raz i nie dwa, ale za każdym razem jest równie fajnie. Lubię fabryki. Linia produkcyjna, te wszystkie skomplikowane urządzenia, ruchy robotów, rytmiczne, precyzyjne i celowe, mają w sobie coś nieodparcie fascynującego. Każdy wie co ma robić, ludzie przemieszczają się w sposób uporządkowany, pozornie chaos a w istocie ład i porządek. Wydaje mi się to takie... uspokajające ;) Oczywiście, gdybym musiała przez 12 godzin stać przy taśmie, zapewne zmieniłabym zdanie dośc szybko ;) Ale jako obserwator czuję sie tam bardzo dobrze ;) Nie na darmo jednym z moich ulubionych programów jest "How it's made" :)
A potem wyszliśmy na zewnątrz. Teren przyfabryczny jest ślicznie utrzymany, zatrawiony i zadrzewiony, sama przyjemność. No i tam zastało nas...
Chyba z dziesięć dmuchanych "zamków" do skakania, biegania i tarzania się:
Klasyczny zamek z kopułą do skakania.
Piłeczki (Zu utonęła, Matju prawie utonął i dostał histerii ;) )
Tor - gąsienica dla maluchów, trzeba przepełznąć i wyleźć z drugiej strony:
... o tak (nie powiem z czym mi się to kojarzy :D
Wchodzi się podobnie :D
Wóz strażacki wraz z załogą :D Wozili chętnych na sygnale po terenie wokół fabryki :) Na dzieciach robiło to ogromne wrażenie :D No dobra, na mnie też :D
Jak przestali wozić, to wyciągneli sikawki. Chętnym dawali potrzymać, oczywiście poleciałam spróbować, niestety nie było komu uwiecznic tego na zdjęciu :D Po zakończeniu tejże operacji byłam mokra od stóp do głów ;)
Byłam w raju :D
Piwo!
Tematem przewodnim była "Alicja w Krainie Czarów", więc wszędzie były stosowne dekoracje:
Stos książek mnie zachwycił:
I duuuże krzesełko :)
i Kot z Cheshire:
I grzybki :D
Była plastikowa krowa do dojenia:
I trampolina z uprzężą:
Karuzela:
Mechaniczne jeździki (takie jak w centrach handlowych, tyle, że tutaj za free):
Ciuchcia szynowa. Mateo nie chciał zejść.
Wszędzie błąkały się postacie z bajek. Mateusz był w ekstazie.
Dostaliśmy firmowy kocyk piknikowy, na którym udało nam się odpocząć. Jakieś 10 minut ;)
Na szczęscie Matju nie wytrzymał i padł mi w nosidle na plecach, co pozwoliło mi na szybką regenerację przy grillu ;)
Były jeszcze inne rzeczy, z których nie udało nam się skorzystać, ze względu na konieczność pilnowania rozłażących się we wszystkich kierunkach dzieci ;)
Po zakończeniu imprezy, kiedy szliśmy w stronę samochodu, wszyscy naraz poczuliśmy, że to był dłuuuugi dzień. Ledwie się dotoczyłam na parking z Matju w nosidle. Wieczorem padliśmy jak muchy. Powrót do rzeczywistości jest nieco trudny... Dzisiaj nadal czuję się wymiętoszona i obolała, co, jak wiadomo, jest oznaką, że bawiłam się świetnie :D
10 komentarzy:
Mam komentarz nie na temat ;p Kobieto wyglądasz rewelacyjnie! Jak Ci się to udaje przy trójce dzieci??
Dziękuję!!! :D podlałaś moje przywiędłe ego :D
Dołączam się. Wyglądasz na bardzo wypoczętą. serio :) fajny event. super firma. chciałabym w takiej pracowac. :)
No to się zgłoś :)
Bo firma faktycznie super :D
No i BOSKO!
Przydał Ci się dzień "wytchnienia" od codzienności. A wyglądasz świetnie i długich włosów ci strasznie zazdraszczam.
dziękuję :)
Takich jak ja to by chciały tysiące , jak nie dziesiątki tysięcy :)
Ale może właśnie TY się nadasz, z jakiegos powodu :)
musze sie czyms wyróznić, np. mandarynskim w cv :) moze nie zgine wsród tony cv :)
Prześlij komentarz