Korzystając z faktu, że Matju, wyczerpany chorobą, dużo drzemał, wypatroszyłam średniej wielkości dyńkę. Dziecko zażyczyło sobie mordę wampira. Zrobiłam co mogłam.
[zdjęcie mi znikło :( ]
W ramach wymiany przysług, postawiłam Najstarszą przy kupie dyniowych oślizłych flaków i nakazałam wydłubanie wszystkich pestek. Dziecko wykazało sie kreatywnością - użyła szczypczyków do kostek cukru, dwóch łyżek oraz widelca i nawet nie ubrudziła sobie rąk ;) Uprzątneła farfocle, wytarła blaty. Starałam się nie okazać szoku.
Upiekłam pestki i teraz zajadam. Dla każdego coś miłego. Należy mi się za rany kłute, które odniosłam podczas walki ze złośliwym warzywem.
Matju śpi nadal. Nie wiem czy to dobrze, czy źle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz