niedziela, 8 listopada 2015

Poważna decyzja

Chcę obciąć włosy, zapisz mnie do fryzjera! Nie chcę obcinać włosów, chcę mieć kucyk! Mam dość długich włosów, tylko kołtuny się robią! Zapisz mnie do fryzjera! Nie zapisuj mnie do fryzjera! Aua, boliii! Nie mogę się rozczesaaaać!

Po kilku miesiącach mentalnych i werbalnych zmagań z samymi sobą, panienki definitywnie zażądały wizyty u fryzjera. Wcale im się nie dziwię, matka ma dwie lewe ręce do fryzur i jedyne co potrafi to krzywy warkocz ;) Kiedy patrzę na ślicznie uczesane królewny w szkole (francuski warkocz z boku głowy, korona, zygzakowaty przedziałek, kłos, no cuda panie cuda) to sie wstydzę, bo ja tak nie umiem. Więc po co się mają dzieci frustrować. Ciach i już.

Postrzyżyny nastąpiły wczoraj rano. Efekt jest, uważam, miły dla oka:



U Ani na nosie widac jeszcze resztki opuchlizny i blednący siniak, o którym zapewne napiszę w szerszym kontekście, jak tylko opadną mi emocje. Powiem jedynie, że szkoła nie zawsze przyjaznym miejscem jest.

8 komentarzy:

Ka pisze...

Jak to? Ktos Ani w szkole przywalil????
Jakis inny bachor?????

Czyli u nas nie jest tak zle, choc narzekam ja i moja corka z dnia na dzien sie coraz glosniej zali. Ale ze sliwa jeszcze nie wrocila.
Choc uwazam, ze jest fala, mobbing miedzy gowniarstwem i jak sie jest w 1-wszej klasie, to masz przerabane.

W ramach ciekawostki napisze, ze moj maz slyszal wczoraj, jak nasz prawie niesplenia 9-cioletni sasiad skarzyl sie mamie: "mama, mama, o one mi dokuczaly. To im powiedzialem: ty mala glupia dziwko".
Matka nawet nie drgnela. Nie mrugnela okiem. Nie powiedziala NIC.
Nie moge wyjsc ze zdumienia.

Nie wiem, co sie dzieje ze swiatem.

Cuilwen pisze...

Prawda? No właśnie, jest zdziwniej i zdziwniej ;)

Owszem, Ania dostała centralnie w nos z tak zwanej bańki ;) Koleżanka ją tak potraktowała. Jak przypadkiem spotkałam koleżankę w szatni i Ania pokazała "o, to ta, co mnie uderzyła głową", koleżanka uciekła z krzykiem"to nie ja to nie jaaaaa!!!!" i nie pokazała mi się więcej na oczy.

Ania wróciła już do domu nie raz z siniakiem (najgorszy był granatowy siniak na wysokości nerki, kiedy chłopcy popchneli ją na tablice i nadziała się plecami na podstawkę pod gąbki) oraz przypadek kiedy najgorszy łobuz w klasie wykrecał jej palec tak wytrwale i tak mocno, że ręka bolala ją do następnego dnia. Rodzice łobuza stoją za nim murem i nie są zdolni do zaakceptowania prostej prawdy, że wychowali coś okropnego.

Jest o tyle nieźle, że nie jest to systematyczne, zorganizowane masowe znęcanie się, o jakim często się u nas słyszy. Ot po prostu agresywne siedmiolatki wyżywają się na sobie nawzajem.

Znam problem od obu stron: Ania dostaje wciry w szkole, a Mateusz przez dłuższy czas był agresorem i to na niego były skargi w przedszkolu. Ale ja, jak słyszałam, że pobił tego czy tamtego, o mało się nie zapadłam pod ziemię ze wstydu i robiłam wszystko, żeby to się skończyło. Chyba, tfu tfu, mi się udało, bo jest, tfu tfu, znacznie lepiej. I dlatego NIE POJMUJĘ czemu rodzice nie chcą wziąć odpowiedzialności za to, co wypuszczają w świat. To jest straszne. Dzieci są straszne, dlatego, że straszni są rodzice.

Cuilwen pisze...

Zgadzam się absolutnie, mobbing między gówniarstwem jest, i międzyklasowy (starsi gnębią młodszych, u nas w okolicy np starszoklasiści wymuszali od młodszych pieniądze) i wewnątrzklasowa hierarchia dziobania też jest (prawo silniejszego i bezczelniejszego). A im bardziej bezczelne bachory, tym bardziej bezczelni i roszczeniowi rodzice (bachory nie biora się z powietrza). Jest coraz mniej ludzi przyzwoitych i odpowiedzialnych, to widać jak na dłoni.

Ka pisze...

Boze, to straszne.
To brzmi jak jakis fight club.

U nas tez jest tak samo.
To znaczy - nie "tak samo" bo jeszcze nie dostala z banki.
Czyli mamy lub mielismy szczescie.

Ale... Koles (trzy glowy wyzszy, dwa lata starszy), ktory mojej corce dokucza, popycha ja i lazi za nia jak cien, wychowacowm mowi, ze "nie! wcale tego nie zrobil"

Jedna mala sasiadka walnela moja corke w glowe. Kiedy chcialam z nia o tym rozmawiac, tez zaprzeczyla. A po pieciu minutach mialam jej mamusie na wycieraczce, ktora wytlumaczyla mi, ze MOJE dziecko klamie (powinnam z nim rozmawiac). A jej NIGDY by czegos takiego nie zrobilo.
Jest to bardzo sprytne posuniecie - w ten sposob ustalila pewne ramy na przyszlosc.... ktora odtad widze beznadziejnie.

Cuilwen pisze...

Boże drogi, współczuję :/ Naprawdę jak się słyszy takie historie to agresja się mnoży, bo nie wiem jak inni, ale ja mam ochotę agresorowi odpłacić tą samą monetą, tyle że z nawiązką, żeby się gówniarz nie pozbierał i wyciągnął wnioski. No nie mogę, kurde.
Dzieci robia różne głupie rzeczy, taki jest proces dorastania i nic na to nie poradzimy. Jest to wkurwiające po prostu.
To co mnie kompletnie przeraża to reakcja dorosłych. Właśnie takie roszczeniowe mamusie, którym nawet nie zaświta myśl, żeby zobaczyć swoje dziecko takie jakim ono jest i dopuścic do siebie myśl, że ten chodzący cud uczynił coś złego. "Moje dzieciątko jest najlepsze i najważniejsze, otoczenie się nie liczy, niech się do nas dostosują a jak nie, to my ich do siebie dostosujemy siłą". Brak pokory i uważności :/ A może strach przed prawdą? Bo prawda niewygodna jest?

Ka pisze...

Moze tak, jak napisalas: "nie są zdolni do zaakceptowania prostej prawdy, że wychowali coś okropnego"

Ka pisze...

Choc patrzac na sasiedztwo, zaczynam raczej wyrabiac sobie przekonanie, ze dzieci sie nie wychowuje.
Dzieci wypycha sie na dwor, gdzie wolno im robic wszystko, bo nikt nie sprawdza (no gdziez!), a kto przychodzi ze skarga na dzieci, to niech sie wali i spada.

Jedna sasiadka zwrocila dzieciakom uwage, ze sa glosne, zeby sprobowaly mniej wrzeszczec (jej pod oknami).
Dziecior odpowiedzial jej: moi rodzice powiedzieli, zebys poszla powiedziec to im.

No. I co? Kopara opadla? Bo mi chyba....

Cuilwen pisze...

Otóż to, u nas to samo, ja raz tylko spróbowałam powiedzieć, żeby nie darli mi sie pod oknem. Reakcja była mniej więcej podobna i równie bezczelna.

Kiedyś też spróbowałam dopaść gnojka, który mi sypał złośliwie w niespełna roczną Anię piaskiem. Dopadłam, dzieciak na oko siedmio-osmioletni, śmiał mi sie w twarz i nie chcial powiedziec ani jak się nazywa ani gdzie mieszka. Odwrócił się i zwiał. I co mu mogłam zrobić? Nic.