środa, 31 października 2012

Przychodzi baba do lekarza

A w zasadzie lekarz przyjeżdża. Bo ledwie przebieram nogami a odprowadzenie Ani do przedszkola to wyczyn niemalże ponad siły. Pan doktor wytłumaczył mi, czemu:

- Proszę pani, wszystko wskazuje na rozwijające się zapalenie płuc, najprawdopodobniej na tle wirusowym. Mamy teraz epidemię, czasem zdarza się nawet kilkunastu pacjentów dziennie z tymi objawami. Antybiotyku nie ma sensu przepisywać, tylko dodatkowo panią osłabi a na wirusa nie pomoże. Leczenie objawowe. Proszę dużo odpoczywać, najlepiej w łóżku, nie wychodzić z domu.

Popatrzyłam na trójkę dzieci, kłębiącą się dookoła. Potem rzuciłam medikusowi spojrzenie, wyraźnie mówiące: "człowieku, pojebało cię?". Lekarz zrobił minę pełną niesmaku.

- I po co pani było tyle dzieci?

Och, mówię ci, zacny doktorze, ileż ja razy dziennie zadaję sobie to samo pytanie.

Reasumując: dopadł mnie i zeżarł wredny wirus zapalenia płuc, którego ponoć wszyscy teraz łapią. Niespecjalnie coś można na to poradzić, ot, przechorować, lecząc objawowo - paracetamol na gorączkę, leki wykrztuśne i witaminka c.
Gruźliczy kaszel wyciska ze mnie siódme poty oraz wszystko to, co uda mi się przełknąć. W płucach, przy oddychaniu, tajemniczo coś bulgocze... Używam może z 1/3 powierzchni płuc i  nie wystarcza mi to do życia, podduszam się i czuję się stanowczo niedotleniona.
Żeby nie było mi za wesoło, mam jeszcze bakterie w zatokach. Bodajże paciorkowce. Małe sukinsyny nie odpuszczają, głowa boli a to, co wypłukuję z zatok, tradycyjnie już nie nadaje się do opisania na publicznym blogu. Mniam. Hehe.
Do tego zaczyna mi się podobno kluć zapalenie migdałków :) Tak przynajmniej stwierdził pan dochtór. Boli gardło, boli ucho i nie bardzo mogę jeść.

Kiedy usłyszałam te wspaniałe nowiny, zaczęłam rechotać, rzężąc przy tym dźwięcznie. Lekarz wyglądał na zaskoczonego:

- Co panią tak rozbawiło?

- A co mam robić, doktorze? Śmieję się. Bo alternatywą jest wyjść, znaleźć najbliższą linię tramwajową i położyć się na torach. A ja nie mogę tego zrobić, bo kto mi dziecko po południu z przedszkola odbierze?






Marzę o szpitalnej izolatce, żelaznym łóżku ze skrzypiącym, nierównym materacem i zaplamioną pościelą. O łuszczącej się na ścianach farbie, którą mogłabym obserwować godzinami, w ciszy i bezruchu. O czerstwym chlebie i plasterku nieświeżej mielonki na śniadanie. O nieuprzejmych pielęgniarkach. O tym, żeby ktoś się mną zajął. Nawet urzędowo. Nawet byle jak.



5 komentarzy:

spektrum koloru pisze...

kiedy mąż wraca? Po mame dzwonilas?
Kochana, Twoj organizm wlasnie wyraźnie się na Ciebie wypiął. Jak dyniodupy pan z ponizszego wpisu...
Błagam, znajdź jakis sposób zeby odpocząc... Przytulam mocno, zupelnie nie wiem jak pomóc :(

Mama Misi i Lucusia pisze...

na zatoki weź sinupret, 3 razy dziennie po 2 tabletki. Powinno pomóc. I trzymaj się jakoś.

Cuilwen pisze...

Dzięki :* Sinupret już przerabiałam, i tabletki i kropelki, mnie nie pomaga, ale zatoki to mały pikuś... Płucka gorzej :(

Ty też się trzymaj, bo z wpisu na fejsie wnioskuję, że u Was też moc atrakcji...

kaszka pisze...

kurna olek, ale jak ty masz zajęte migdały to ucho to na to antybola powinnaś dostać, bo to na bank jest wtórna infekcja. ślę zdrowia, tego co mi jeszcze zostało, ja dziś 40 stopni gorączki, na szczęście mąż przejął cyrk i poszli halouinować.

Cuilwen pisze...

Wiem, ale nie mogę brać antyboli, bo biorę leki na głowę, a większość anty się z nimi kłóci ;)
Zdrowia, Kochana :* łączę się w bólu.