środa, 11 września 2013

Run Forrest run!

Muszę się do czegoś przyznać. Otóż, zaczęłam biegać. Wszyscy biegają, co chwila za oknem przelatuje mi ulicą jakaś zziajana postać w obcisłych gaciach i ze słuchawkami w uszach. Czyli, innymi słowy, wciągnął mnie trend.
A tak naprawdę to chodziło mi głównie o a) trochę ruchu - Matju nie śpi w dzień, więc nie mam kiedy ćwiczyć na rowerze; wieczorem śpi w pokoju, gdzie jest rower, więc nadal nie mogę ćwiczyć na rowerze, a przestawić sprzętu nie ma gdzie; b) ucieczkę od rodziny, ze szczególnym uwzględnieniem dzieci.
Po całym dniu użerki z Mateuszem, po półdniu użerki z Zuzą i jej szkolnymi problemami, po ćwierćdniu użerki z Anią i jej królewskim pożądaniem uwagi, jedyne co mam ochotę zrobić to zatkać uszy, ruszyć z kopyta i lecieć jak Forrest Gump.
W praktyce biegam raczej rano - wiecie, jak cudowny synek zbudzi mnie o piątej, to zasnąć już nie ma jak, więc zamiast snuć się po domu, rzucając kurwami, idę spuścić trochę pary na świeżym powietrzu. Rano jest wspaniale - żywej duszy (tylko ewentualnie zziębnięci nieszczęśnicy z psami), świeże powietrze (mało samochodów). Spokój.  Biegam sobie powoli, w tempie konwersacyjnym. Ale nie mam dużo czasu, trzeba wracać do kieratu. Max 25 minut.
Natomiast kiedy zdarza mi się wyjść wieczorem, znajduję się zwykle w stanie takiego wkurwienia, że powolne tempo nie ma szans. Więc wypluwam sobie płucka, doprowadzając się z radością do stanu traumy powysiłkowej ;) Aż do momentu, kiedy mogę bezpiecznie wrócić do domu, nie stanowiąc zagrożenia ;)

Ze względu na permanentne zmęczenie, nie jestem zdolna do jakiegokolwiek wysiłku bez energetyzującej muzyki w uszach. Po wyłączeniu muzyki zdycham błyskawicznie, jak zabawka pozbawiona baterii.

Najlepsze osiągi mam przy:





Ostatnio jeszcze niezawodna Gaga. Czysta przyjemność rytmu, samotnego, zziajanego pędu, spokoju w umyśle i świeżego powietrza.



Nie wiem jak długo dam radę, może pokona mnie pogoda. Ale jestem bardzo zmotywowana. A moja chęć ucieczki jest tak wielka, że nie wykluczam zapożyczenia się u krewnych i znajomych na zakup porządnych trailowych butów do biegania po śniegu...

10 komentarzy:

Northern.Sky pisze...

Well done you;) Rowniez biegam. Glownie wlasnie rano.
I tylko czasem sie zastanawiam czy robie to dla formy czy zeby zwyczajnie byc przez chwile sama.

Cuilwen pisze...

Otóz to :) Ten drugi powód jest bardziej motywujący ;)

Paulina pisze...

Boszz, podziwiam - próbowałam rano, ale każdy mięsień twarzy latał mi w innym kierunku i było to na maksa wkurzające :D szacun :)

Ka pisze...

Ale Matju bierzesz w nosidło i na plecy?
;-P

Unknown pisze...

Cały czas Ci dopinguję z łóżka ;)Ja może kiedyś do Ciebie dołączę ;)

Cuilwen pisze...

Łojezu, Ka, nieeeee. Aże się zatrzęslam na taką wizje :D Matju zostaje zaparkowany przed bajkami, pod opieka sióstr, a wkrótce po mnie wstaje mąż :)
Gorzej będzie jak mąż będzie wyjechany :/ wtedy nici z bieganie :/

Cuilwen pisze...

Wiecie, ale tak samej z siebie to też by mi się nie chciało, ja po prostu dostaję pierdolca w domu, a bieg daje pretekst do wyjścia, i pozwala pozbyć się złości... Jak się porządnie zmęczę to mam więcej dystansu do tego co się dzieje w domu i nie jestem tak koszmarnie sfrustrowana.

Małgorzatka pisze...

a ja nie biegam i nie mam zamiaru,niech mąż biega ,ma do tego odpowiedni sprzęt (mięśnei do biegania :P)

Kajka pisze...

Ewuś, zazdraszczam ... męża, który zostanie z dziećmi w domu. Ja mam z tym straszny problem. Tak ogólnie to rano wszystko przy dzieciach muszę zrobić sama. Wieczorem też. Ale w sumie, co mnie to ... przecież nienawidzę biegać ;)

Cuilwen pisze...

Gośka, TY nie musisz biegać, a już na pewno nie dla wyglądu, wygladasz jak miss universum i nic nie czeba poprawiać :D

Kaja, tak, to jest plus, nie mogę narzekać. Małżonek dzielnie pomaga. W sumie to tez jego dzieci, więc tak jakby powinien :P