Dręczą mnie egzystencjalne niepokoje i stany lękowe. Dolegliwości czysto fizyczne też - ot, żeby daleko nie szukać, dziś mój zdolny synek przyciął mi palec w szufladzie. Podbiegł, i z rozmachem ją zamknął, a ja nie byłam wystarczająco szybka... Krew się polała ale palca nie straciłam, kto wie, może uda się ocalić i paznokieć ;)
By zagłuszyć bóle wewnętrzne i zewnętrzne wzięłam się za włóczkę. Wykonałam czapkę dla Zu.
Wzór znalazłam TUTAJ. Byłam oczarowana i zrobię takie cuś też i dla siebie :) Idealne na długie włosy, z którymi nie wiadomo co zrobić.
Pierwszą trudność stanowiło ustalenie liczby oczek. Jeśli chodzi o cyferki, jestem wyjątkowo niekumata, nie przykładałam się do matematyki w szkole i widać skutki... Tak, ludzie, matma się przydaje... Szkoda, że tak późno się zorientowałam ;) Ale choć los poskąpił mi zdolności do nauk ścisłych, obdarzył mnie z nawiązką wyczuciem ;) Metoda "na czuja" sprawdza mi się w większości życiowych sytuacji, również w robótkach ręcznych ;)
Czapka miała być testowa, więc wykorzystałam nielubianą włóczkę (akryl, nie cierpię akrylu, plastik, fuj!) w wyjątkowo niewyjściowym kolorze. Wykończyłam ją czerwienią, żeby nie było tak ponuro. Po namyśle dorzuciłam żółte koraliki, co spotkało się z entuzjastyczną aprobatą właścicielki.
W sumie wyszło nawet lepiej niż oczekiwałam ;)
Zuzi w każdym razie się podoba :)
Żeby nie było, że matka wyrodna - zrobię dziecku drugą, porządną, z uczciwej bawełny lub wełny ;)
3 komentarze:
ładna czapa, zrób mi takom:PPPPPP
Pewnie, Tobie zrobię i Rzufiowi zrobię i sobie zrobię też :P
:D:D:D:D:D:D:
Prześlij komentarz