Całe zajście obserwuje moja córka, machając zwisającymi nogami i flegmatycznie żując mini-marchewki. Uśmiecha się półgębkiem, jakby zakłopotana i komentuje "oj, ale ten chłopiec źle robi, to nieładnie się tak zachowywać". Dziękuję ci, córko. Jak to dobrze, że przynajmniej w miejscach publicznych wiesz jak się zachować. Na ogół. ;)
W mojej głowie szybki przemarsz myśli:
- biedna ta kobieta, współczuję jej, przerąbane
- gdyby to było moje dziecko, prawdopodobnie bym je zabiła
- niech on przestanie wrzeszczeć, Jezu, głowa mnie boli
- czemu ona nic nie robi??? Może nie wie co?
- Ciekawe co by sie stało gdybym podeszła i go nastraszyła. Może by ucichł.
- JAK DOBRZE, ŻE TO NIE MOJE
- moje dzieci tak nie robią, może nie wszystko spieprzyłam?
i ostatnia tryumfalna asocjacja:
- me rodzone dziecko wzgardziło dziś rogalikiem 7Days z nadzieniem kakaowym i zażądało paczki mini-marchewek oraz czerwonej papryki.
Może i zapomniałam zapłacić za rytmikę i zapakować zdjęcie do legitymacji, ale nic to. Nie wszystko stracone. ;)
3 komentarze:
No z pewnością nie wszytsko stracone, i zakaz takiego myślenia :) Dzieciaki rosną, będą się coraz lepiej ogarniać, zobaczysz coraz wieksze światełko w tunelu :)
He, he, he, marchewki powiadasz? U nas marchewki zabijają i są trujące ;)
No wiem, że to niezdrowe takie myslenie, ale tak mam - percepcja czarno-biała. Albo wszystko cudownie albo wszystko do doopy z przewagą doopy ;)
Marchewki je tylko moje średnie dziecko. Najstarsze nie lubi, najmłodsze na widok warzyw i owoców ucieka z krzykiem ;) Ale przynajmniej średnia je, taka moja pociecha ;)
Prześlij komentarz