czwartek, 23 października 2014

Słuch selektywny

Słuch selektywny to standardowa cecha większości dzieci. 
Doskonale słyszą kiedy pada słowo "Nutella" albo "sklep z zabawkami". Cierpią na atak niedosłuchu, kiedy wspomina się "sprzątanie" bądź "pracę domową".

Mówię - dziewczynki, pozbierajcie klocki.
Zaczynają się anemicznie poruszać i niemrawo zbierać po jednym klocku do pudełka, patrząc na mnie z wyrzutem.
Wychodzę na chwilę do kuchni, zrobić kanapkę Matju, bo wrzeszczy na cały głos, że chce jeść a mnie sie od tego wycia trzęsą ręce.
Nie ma mnie pewnie z pięć minut. Wracam do pokoju i co widzę? Dziewczynki bawią się lalkami, siedząc na środku klockowego pobojowiska.
Pytam - co wam mówiłam przed chwilą? Co miałyście zrobić?
Patrzą na mnie oczami tęskniącymi za rozumem i próbują sobie przypomnieć, a wysiłek umysłowy towarzyszący temu procesowi, o mało nie pozbawia ich życia.
W końcu którąś olśniło - zbierać klocki!
Tak, miałyście zbierać klocki. Zróbcie to teraz. TERAZ.
Zbierają.
Wychodzę, Matju wrzeszczy o kakao.
Po paru minutach wracam.
Klocki jak byly rozpieprzone tak nadal są, dziewczynki siedzą i, zaabsorbowane, wycinają dynie z papieru, rozrzucając ścinki wokół i robiąc, jesli to w ogóle możliwe, jeszcze większy pierdolnik.
Jestem zła. Coraz bardziej zła.
Pytam, co miały robić. Podnoszą niewinny wzrok znad wycinanek i jedna przez drugą zaczynają pokrzykiwać - ale mama, dynie! Bo tu pokolorujemy a tu wytniemy i zrobimy cośtam...bla bla bla.
NAJPIERW ODŁÓŻCIE NOŻYCZKI I POZBIERAJCIE KLOCKI.
Tylko tyle udaje mi się powiedzieć. Boję się, że jeśli jeszcze raz otworzę usta, to potok moich bluzgów usłyszą ludzie w Centrum pod Pałacem Kultury.
Obrażają się. Skrzywione i wściekłe zaczynają rzucać klocki do pudełka. 
Nie mam ochoty na to patrzeć więc wychodzę.
Wracam po dziesięciu minutach. I co? Tak, zgadliście. Klocki nadal niepozbierane. Za to włączony telewizor.

W ten deseń mogę ciągnąć dalej. Zabawki. Prace domowe. Lektury szkolne. Jedzenie. Rozrzucone ubrania. Skarpetki w doniczkach z kwiatkami. Dwutygodniowe, zapleśniałe kanapki w plecaku. IM nie zależy, to mnie zależy. IM nie zależy, żeby pójśc wcześnie spać, rano wstać i nie spóźnić się do szkoły. To mnie zależy. Poranki to osobny horror.
Tylko już nie mam siły.Na nic nie mam siły. W sumie trochę dziwne, bo gdyby uwolnić w jednym rzucie całą moją złość, frustrację i czystą rozpacz to ilość wydanej energii rozwaliłaby planetę. Z całą pewnością rozwala mnie.



3 komentarze:

Ka pisze...

Dziekuje za ten tekst... moze tego nie zamierzalas, ale wywolal on blogi usmiech na mojej twarzy w ten ponury, gorzki poranek.... z moim dzieciem jest tak samo, jesli chodzi o sprzatanie.... i dlatego sie pocieszylam...

Cuilwen pisze...

ciesze się :D Ja się dzisiaj też uśmiecham, para zde mnie zeszła, ale wczoraj mi było wybitnie niewesoło.

Te klocki co one miały sprzątać to cholerne LEGO. A wszyscy chodzimy w domu na bosaka. Za kazdym razem jak muszę przejśc przez ich pokój, trafia mnie szlag, chodzenie po lego to zabawa dla fakira a nie matki w srednim wieku ;)

Małgorzatka pisze...

Parsknęłam śmiechem z rozpaczy.
To takie true.