czwartek, 19 grudnia 2013

Święta

W powietrzu czuć świąteczny nastrój. Czyli nerwowość i ogólny wkurw. Ludzie, stłoczeni w komunikacji miejskiej jak śledzie, powarkują na siebie i przepychają się przy wyjściu. Sklepy pękają w szwach. Miasto przypomina rozwalony kopiec szalonych termitów.
Wczoraj musiałam wyjść do lekarza. Bardzo się cieszyłam, zorganizowałam logistykę, wszystko załatwiłam zgodnie z planem... Ale wracałam już z atakami paniki. Za dużo, za dużo. Ludzi, hałasu, debilnej świątecznej muzyczki. Nie lubię świąt, tego chorego przymusu świętowania, tych nachalnych reklam, tłumów wszędzie i tej nerwowości. Każdy pod presją, każdy się spieszy, w sklepach przepychanki, wyrywanie sobie nawzajem różnych dóbr materialnych "bo ja to zobaczyłam pierwsza!" (tak, wczoraj w empiku jedna lasia drugiej lasi wyrywała ostatni kubeczek).
Po trzech godzinach poza domem, we wszystkich dookoła widziałam potencjalnych wrogów. Dwóch panów w dresach, usiłujących wyłudzać drobne od przechodniów, przyprawiło mnie niemal o atak serca, chociaż byli raczej spokojni.
Przez te kilka godzin nie widzialam ani jednego uśmiechniętego człowieka. Serio. Ani jednego.
Chyba pozostanę w swoim więzieniu, bez prób wydostawania się na zewnątrz. Wolę wrzaski dzieci, niż te ponure tłumy w świątecznej oprawie. Mój własny smutek staje się kompletnie nie do zniesienia.
A najchętniej poszłabym spać. Na możliwie najdłużej.



Najlepsza świąteczna piosenka. Bawi mnie za każdym razem :)

12 komentarzy:

Kajka pisze...

Oj tak! Zgadzam się w 100%. W tym roku u nas cicho, głucho, nigdzie własciwie nie wychodziliśmy. Tylko raz do nowej galerii (a tak, w Chojnicach jest w końcu ten przybytek "rozkoszy" ;)) O jeden raz za dużo, bo ścisk, tłok, reklamy, muzyka. Więc w sumie jest spokojnie i nie czuję w tym roku "magii" świąt, wyłączywszy może oglądanie "Kevina" czy "Ekspresu Polarnego". Choinka stoi nieubrana, w tym roku będzie sztuczna. Nie mam siły sprzątać igieł przy dwójce nadpobudliwych dzieci. A z ulicy mam takie samo odczucie jak ty. Może to wpływ kryzysu, może ogólnie tego wariactwa przedświątecznego, ale ludzie się zwyczajnie już nie lubią na ulicy. Ja się często uśmiecham do ludzi i ... patrzą na mnie jak na wariatkę.

Unknown pisze...

O i na mnie sie tez patrza jak na wariata, kiedy gdzies wchodze to sie usmiecham, usmiech gryzie w oczy, ja po raz pierwszy nie uczestnicze w tym szalenstwie , siedze w domu i bardzo dobrze mi z tym. Choinka bedzie sztuczna, bo teo pelza i wchodzi wszedzie, wiec sie obawialam igiel na ziemi. Na drugi dzien swiat zamawiamy w restauracji jedzenie, bo robert ma pacjentow az do wigilii i nie ma kto zrobic zakupow, ps. On nie wie o zakupach spozywczych przez internet, i nich w takiej nieswiadomosci zostanie :)))

Cuilwen pisze...

No właśnie, jak się zaczęłam usmiechać, w myśl zasady "bądź zmianą, którą chcesz widzieć w świecie" to paczyli się na mnie ludziska jak na kretynkę.

Cuilwen pisze...

U nas też choinka sztuczna, bo nie stać nas na prawdziwą :/ Poza tym i tak Matju ją zmasakruje.
a jedzenie tez będzie w większości kupione, nie chce nam się warować dwa dni w kuchni, opędzając się od Mateusza i dziewczynek. Upieklismy wspólnie pierniczki na choinkę, w ciagu dwóch dni dzieci je zeżarły, więc pierniczków na choince nie bedzie :D

elffaran pisze...

Mnie zdumiewa ile ludzie kupują i potencjalnie gotują na święta. Przecież to tylko 2 dni?! Ile w tym czasie można zjeść? Zwykle wymyślam sobie jakąś jedną nietypową potrawę (znaczy taką, której nie chce mi się, albo nie potrafiłam dotąd zrobić) i tyle. Reszta albo kupne gotowce, albo "normalne" jedzenie. Barszcz z kartonika rządzi :D

Cuilwen pisze...

Tak, u nas też barszcz z kartonika :D Bardzo lubię :D

Dokładnie, to jest chore - najpierw parę dni gotowania (i czasem nocy, żeby zdążyć) a potem pare dni siedzenia przed tv i żarcia do urzygu. Cos koszmarnego. To miało może jakiś sens w czasach, kiedy na codzień ludzie nie jadali tak dobrze, ale teraz? masakra.

Cuilwen pisze...

Nawet mój przywiązany do tradycji Mąż to rozumie i nie chce się obżerać ;)

kaszka pisze...

to ja się wyłamię z tryndu. co prawda po sklepach nie chodzę, bo mam alergię i wysypkę oraz mord w oczach, ale... żarcia robię dużo, bo uwielbiam potem przez kilka dni nie gotować. jeśli na przykład z małym dzieckiem przy boku zrobiłam Wigilię na 10 osób ze wszystkimi wymaganymi daniami w ciągu doby nawet idąc na kilka godzin spać w międzyczasie to teraz jak mam kilka dni wydaje mi się, że to wakacje :D jedynie pierogi nocą będę robić jak dziatwa pójdzie spać, bo inaczej chaos byłby nie do okiełznania. ale ja lubię święta i tłum w domu, w tym roku ze 12 osób dużych albo więcej oraz bardzo dużo małych :D

Cuilwen pisze...

Tak tak, ja wiem, że tak masz i robię się malutka ;)
Ale to jest kwestia poczucia sensu. Dla mnie święta nie mają sensu, w sumie już chyba nic nie ma, więc jestem bardzo zdemotywowana.

Poza tym mieszkasz w Stanach, gdzie chamstwo na ulicach wystepuje zapewne w mniejszym stężeniu (no, chyba, że mieszka się w niu jorku, tak mówią).

Kajka pisze...

Oj kochane, nie byłyście na Wigilii u mojego męża w domu. Totalny odjazd, potraw na stole ile wymagane. Dla mnie pycha, w tym roku dokładam swoje 2 grosze, ale ja uwielbiam tyle żarcia (co po mnie niestety widać) zwłaszcza, jak nie muszę go robić ;)

Cuilwen pisze...

omatko, 12 potraw? :D Ja juz przy drugiej nie wyrabiam :D nienienieeee

A tak w ogóle to najchętniej na wigilię zjadłabym sushi. O.

kaszka pisze...

no więc tak, mam małą styczność z chamstwem, bo unikam jak mogę tłumów :D poza tym ludzie się pilnują, bo ponuractwo jest nieakceptowane społecznie. no ludzie się dziwnie patrzą jak ktoś warczy. zatem muszę się pilnować i ja :D
a jeśli chodzi o sens to ponieważ mam problem z sensem życia to staram się go znaleźć w takich właśnie rzeczach jak dom pełen ludzi nawet kosztem utyrania się całkiem bardzo. ale fakt, że ostatnio się nawet nieco bardziej wysypiam to i motywacja nieco większa.