środa, 24 lutego 2016

Skąd

Skąd mi się wzięło takie dziecko?:

Ania: Bo jak mi się coś nie udaje, to nie zwracam uwagi i próbuję dalej.

To stwierdzenie nieomal ścięło mnie z nóg. Jest zgodne z prawdą: jeśli Średniej coś nie wychodzi, to owszem, frustruje się, może zapłakać, wściec się, zajęczeć, ale próbuje dalej i nie daje się złamać ani zniechęcić. W odróżnieniu od Zu, która (zupełnie tak samiuteńko jak ja, Zu jest moim klonem pod wieloma względami) najpierw wpada w złość, potem rozpacz i histerię, potem depresję (ja się do niczego nie nadaję, jestem beznadzieeejnaaaa) a potem poddaje się i stwierdza, że to coś, co próbowała zrobić, w sumie nie jest takie strasznie potrzebne. (Na własny użytek nazywam to "zdolnościami adaptacyjnymi". Inni ludzie nazywają to "lenistwem" ;) ale cii, to nie brzmi tak dobrze :D)
Kiedy Średnia dostaje karę, jest zacięta, zawzięta i za wszelką cenę chce pokazać, że kara jej w żaden sposób nie dotyka. "I tak tego nie chciałam!" "Haha, wcale mi nie zależy!" Albo dumny uśmiech i podniesiona głowa w obliczu mega-opierdolu. Zuza i (częściowo) Matju natomiast przejmują się bardzo, czują dużo, potrafią się przyznać do tego co czują i wyrazić to słowami, oraz umieją szczerze przepraszać.
Jak to się stało?

Zadumałam się chwilę nad procesem wychowawczym i jego wpływem na dzieci. Dwie siostry i brat, tak odmienni, a przecież ten sam dom, ci sami rodzice. Te same założenia wychowawcze. Tak bardzo różne efekty.
Przykład, który podałam, jest akurat pozytywny (determinacja w dążeniu do celu to bardzo chwalebna cecha, którą podziwiam). Ale mam i negatywne przykłady, nad którymi na razie wolę się nie zatrzymywać myślą zbyt długo ;)
W każdym razie pociesza mnie trochę fakt, że oprócz mnie są i inne czynniki, które ich kształtują :) Gdybym była w stu procentach odpowiedzialna za ludzików, których wypuszczę w świat, świat mógłby khem khem... ucierpieć ;)



Brak komentarzy: