poniedziałek, 30 listopada 2015

Wielki powrót rota

Ania przywlokła rota ze szkoły. Ona odchorowała w sobotę. Wirus najwyraźniej potrzebuje około dnia-półtora na rozruch, bo ja zachorowałam dziś w nocy.
Leżałam sobie, trzepały mną mdłości i ból brzucha, nie spałam i myślalam...
O tym jak cudownie jest nie musieć wstawać w nocy i - chora czy zdrowa - zasuwać jak niewolnik. Jak błoga jest cisza, która potrwa do 5.30 rano.
O tym, że w ciągu dnia wszyscy pójdą sobie do przedszkola/szkoły/pracy a ja będę mogła zostać sama. W ciszy i spokoju położyć się do łóżka  i spać, albo nie robić nic, tylko skupić się na chorowaniu. Praca chwilowo leży.
Gdyby nie dzisiejsza wizyta księdza po kolędzie, przed którą musze chociaż jeden pokój posprzątać, czułabym się głęboko zadowolona z życia, mimo żołądkowych przykrości. Macierzyństwo zmienia perspektywę, jak koza w starym, żydowskim dowcipie.


[edit] godzina 18.22. Laba się skończyła - dzieci są chore :D Dajcie mi łuk, ja się zastrzelę :D

5 komentarzy:

Ka pisze...

ojej. ale pana ksiedza zarazisz!!!!!! ;)

Paulina pisze...

co robi ksiądz po kolędzie przed świętami? wyrabia normę czy co?

Cuilwen pisze...

U nas jest tyle osiedli, że muszą zaczynać przed świętami, jakby zaczęli po, to chodziliby do maja albo i dłużej :D

Hahaha, jak pan ksiądz przyszedł, wypełzłam rozczochrana i obolała z łóżka i ostrzegłam go w progu, że zaraza i niech się trzyma z daleka ;) Głupio mu było zawrócić uciekać, więc wszedł, ale rozsądnie trzymał się z daleka :D

Mama Misi i Lucusia pisze...

i tak mu to nic nie da. Będzie chory!

Cuilwen pisze...

Hyhyhyhyhyy [diabelski rechot]