Dzisiaj miałam dzień kontaktów ze służbą zdrowia :) Rano - KTG na Karowej. Znielubiłam ten szpital. Traktują tam pacjentkę nawet uprzejmie dość, ale nie jak człowieka tylko jak przypadek, szybko, szybko. Przerabiają taśmowo, "następna proszę, raz dwa!". Pielęgniarki mówiły tak szybko że połowy nie rozumiałam, one sie niecierpliwiły bo następne pacjentki w kolejce czekają... Szpital jak kombinat, brrr.
Do tego od paru dni wprowadzili zarządzenie że do punktu konsultacyjnego na KTG zapisują tylko pacjentki lekarzy z Karowej, czyli "swoje". Zwyczajnie, nie wyrabiali się, rozumiem to. Tylko co ja teraz mam zrobić - niby jestem pacjentką pod opieką ich poradni, oni mi kazali te zapisy robić, ale to za mało. Nie wszystkie szpitale mają punkty konsultacyjne z KTG, te które mają, są mega oblężone. KTG normalnie robi się na izbie przyjęć, ale trzeba na nie poczekać czasem i 6 godzin - jak ja niby mam to zorganizować... A pani doktor konsultująca dzisiejszy zapis kategorycznie podkreślała ze następne KTG mam sobie załatwić w nieprzekraczalnym terminie 7 dni od dzisiejszego. No super.
Wieczorem - wizyta u diabetologa. Wreszcie mogłam komuś kompetentnemu pokazać kontrolki glikemii i zapytać o tę nieszczęsną ketozę. Okazało się ze ketoza jest głodowa, na Karowej zalecili zbyt ostrą dietę... Podobno nie byłam jej pierwszą pacjentką z takim problemem. To jest właśnie minus tamtego szpitala - z braku czasu nie dobierają diety indywidualnie, tylko biorą grupę dziewczyn z izby przyjęć i wszystkim mówią to samo, obojętne czy delikwentka ma 190 cm wzrostu czy 150, i czy waży 100 czy 40 kilo i jakie ma wyniki. A, niestety, to jest różnica.Pani doktor złapała się za głowę kiedy dowiedziała się czego mi tam zabronili jeść. Kazała rozszerzyć dietę: mogę na przykład ziemniaki, jupi! Powiedziała ze nawet płatki z mlekiem mogę spróbować i jak cukier po nich ok, to spokojnie jeść. I kanapki z dżemem... :) Mam tylko starannie unikać słodyczy i soków i nie przesadzać z tłuszczem. I fajnie :) I tak zamierzam raczej oszczędnie się odżywiać, ale przynajmniej nie będę już umierać ze strachu po dodatkowej porcji kaszy :P
W poradni zakazali mi jeść więcej niż 6 posiłków dziennie. A pani dr diabetolog pozwoliła jeść nawet co półtorej godziny. Ufff.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz