wtorek, 5 sierpnia 2008

Jeszcze żyję. Ale co to za życie...

Ania waży 5180g. Sporo jak na pięciotygodniowego malucha. Jest silna i ma baaardzo donośny głos... Krzyczy bardzo często, w zasadzie do wczoraj krzyczała bez przerwy: na rękach, w chuście, w wózku, w łóżeczku... Obłędu można dostać. Powoli przestaję reagować na płacz, bo nie ma siły - muszę się zająć Zuzią, domem, a skoro moje próby uspokojenia małej nic nie dają - trudno. To już nie te czasy kiedy mogłam lecieć do dziecka na każde kwiknięcie :(
W chuście - po wstepnych krzykach i wyrywaniu się - zasypia (tylko w kieszonce), ale nie na długo, max 40 minut. Potem się budzi i znowu się wyrywa. I krzyczy.
Do tego nocne pobudki, kolki o 4 -5 nad ranem. I nerwowa, płacząca Zuzia. I niewygody karmienia piersią.
Dobijcie mnie.

3 komentarze:

Ania pisze...

Oj bidulko w pełni Cię rozumiem, ja też to przechodziłam i w pewnym sensie nadal przechodzę. Obaj moi chłopcy nadal są bardzo wymagający, Igi mimo skończonego 8 miesiąca wciąż nocami na cycku siedzi, a Paweł często zapomina, że nie ma już pieluchy. No cóż takie są uroki macierzyństwa :P
pozdrawiam cieplutko i siły życzę
Ania wroba

Anonimowy pisze...

to najtrudniejszy czas. ale minie :) obiecuję solennie.

kaszka pisze...

Ewciu KOchana, nie wiedziałam co sie u Was dzieje, a tu prosze, maly, calkiem nowy potomek..... potomkini znaczy :) Ciesze sie, ze wszystko w porzadku pomimo ogromu pracy i zmeczenia. mysle, ze za jakis czas to sie uspokoi i bedziesz sie cieszyc dwiema cudownymi corami, z ktorych jedna musi troszke podrosnac, a druga na razie przyzwyczaic sie do nowej roli starszej siostry. Sciskam cala Czworeczke i do szybkiego sklikania. Kaszka