Do starego mieszkania (gdzie aktualnie wprowadziła się m.in. moja siostra) musieliśmy kupić pralkę. Jako że nasze środki finansowe są zerowe a nawet ujemne, postanowiliśmy skorzystać z oferty sklepu wyprzedażowego Euro RTV AGD (Warszawa, na skrzyżowaniu Kasprzaka i Bema). Mają tam towary na przykład z ekspozycji.
Kupiliśmy pralkę, która miała być "porysowana, obita". I względnie tania. Udałam się z dziećmi do mieszkania i czekałam na dostawę.
Po podłączeniu okazało się że pralka nie działa. Zadzwoniłam na infolinię Euro, gdzie rozmawiałam z panią, która w cuglach wygrałaby konkurs na Najbardziej Opryskliwą Biurwę Roku.
Zgłosiliśmy reklamację do sklepu, przyjęto zwrot.
Następnego dnia musiałam do mieszkania pojść (z dziećmi oczywiście, taka wycieczka jest mocno wykańczająca) i czekać aż ten szajs zabiorą.
Rafał wybrał kolejną pralkę, dopłacił różnicę (ta była droższa). Znowu wycieczka z dzieciakami i kiblowanie w oczekiwaniu na dostawę.
Po podłączeniu okazało się, że pralka ma pęknięty wąż i cieknie.
Następnego dnia małżonek pojechał na Kasprzaka po wąż. Wymieniliśmy go i opuściliśmy lokal w przekonaniu, że wszystko jest OK.
Kilka dni później siostra próbowała zrobić pranie. I co się okazało? Że również ta pralka NIE DZIAŁA.
Dziś panowie z Euro mieli pralkę zabrać. Oczywiście musiałam tam pójść. Transport miał się zjawić między 12.00 a 15.00.
O 15.00 skończyły mi się czyste pieluchy, głodna Zuza dostawała świra, niewyspana Anka darła się w niebogłosy. A transportu ani widu ani słychu. Zadzwoniłam na infolinię Euro z uprzejmym pytaniem kiedyż to pracowici panowie się zjawią. Pani wykonała jeden telefon i już pół godziny później (co za tempo!) zadzwonił do mnie pan z transportu. Z informacją że oni SIĘ SPÓŹNIĄ. Na moje pytanie - a ile się spóźnią, łaskawca odarł że przyjadą tak... po 18.00...
Przypominam, że umówieni byliśmy 12.00-15.00, nikt do mnie nie zadzwonił i o spóźnieniu nie raczył poinformować. Gdybym nie zadzwoniła na infolinię, mogłabym tam siedzieć Bóg wie ile czasu.
Tak więc czeka mnie jeszcze jedna wycieczka. Trafia mnie SZLAG.
Gdyby nie opłacony transport kolejnej pralki, moja noga w Euro by już nie postała. I nie chodzi mi o to, że sprzedano nam dwie niedziałające pralki. Pech, przyjęli zwrot i już.
Chodzi o chamstwo panów z transportu i niesympatyczną oraz niepomocną panią na infolinii. Ja jestem cierpliwym klientem, nie awanturuję się, staram się podchodzić ze zrozumieniem do problemów, ale nie znoszę jak się mnie traktuje jak powietrze.
1 komentarz:
O kurcze!!!To chyba jakiś pech! Przyznam że się uśmiałam...ale taką obsługę chciałoby się powiesić już nie powiem za co...Myślą że człowiek nie ma nic do roboty tylko na nich czeka...a babsko w infolini siedzi na dupsku,kawkę piję i pewnie ciastka wtrynia...a klientów jak intruzów traktuje...taki świat...porażka.
Prześlij komentarz