wtorek, 2 marca 2010

Pierwsze koty za płoty. W różnym sensie.

Najsampierw :) pochwalę się dziełem rąk mych własnych - skończyłam szalik tasiemiec, który wisiał mi na drutach od jesieni. Sezon wprawdzie już nie za bardzo szalikowy, ale może jeszcze to cudo założę, bo kolor ma przepiękny - nasycony, energetyczny pomarańcz, z lekkim połyskiem (bawełna merceryzowana).


A żeby nie był taki monotonny, dołożyłam mu, jak mawia Zuza "ozdóbsie" - kilka szydełkowych kwiatków w niezbyt gryzących barwach:


Z kwiatkami to, swoją drogą, dziwna sprawa. Próbowałam takowe wytworzyć juz parę tygodni temu, dziergałam, prułam i nic - wychodziły mi jakieś nieforemne buły. A wczoraj, tak po prostu, coś mi w mózgu zaskoczyło (ktoś złośliwy rzekłby" "szare komórki się zderzyły"), siadłam sobie, wzięłam szydełko i wydziergałam ich chyba z 14.
Mam również za sobą pierwszy sparring z maszyną do szycia i tu już nie jest tak optymistycznie :) Będąc realistką, na pierwszy ogień wybrałam sobie rzecz z pozoru prostą - skrócenie i podszycie zasłonek. Prostą. Haha.
Obcięłam te zasłonki. Podłożyłam i zafastrygowałam. No i siadłam do szycia.
Aaaargggghhh. Ten materiał chyba był żywy, bo uciekał mi w różne strony, marszczył się i zwijał. W efekcie moje zasłonki mają szwy jak tropy pijanego zająca ;) Moje plany ("uszyję tildowego królika, i przybornik kieszeniowy na ścianę i spodenki dla Ani i moze, tak nieśmiało, kiedyś... sobie sukienkę...") zatrzeszczały, i zaczęły się chwiać :)
Ale co tam, nikt krzywych ściegów na zasłonkach nie zauwazy :) A jak nabiorę wprawy to będę szyła, ze hoho!

2 komentarze:

Marta pisze...

Śliczny szaliczek!!! zobaczysz, za tydzień będziesz śmigała z maszyną. To bardzo wciąga i nie jest takie trudne, trzeba tylko trochę nad nią posiedzieć.

Kajka pisze...

Ewuś, chylę czółka. Bardzo piękny szaliczek. Zwłaszcza, że "wymęczony:" przez miesiące. Kwiatuszki boskie, nie umiem taaakich :(
Ciekawam tylko jak ci pójdzie z maszyną. To zwierz straszliwy, ale poskramiaj, poskramiaj ...